17.10.2018, 21:45
Mecz

Mecz bez większej historii. Pewnie pokonujemy Płock!

Bez historii odbyła się pierwsza odsłona Świętej Wojny sezonu 2018/2019. W meczu 8. serii PGNiG Superligi pewnie pokonaliśmy Nafciarzy 31:24. Gospodarze spotkania nie mieli niemal żadnych argumentów, którymi mogliby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, ich jednymi jasnymi punktami byli skrzydłowi i Marcin Wichary. Bramka była też bardzo mocnym punktem PGE VIVE – Vladimir Cupara zakończył mecz ze skutecznością 43%. Siedem bramek z rzutów karnych i 9 w ogóle zdobył Arkadiusz Moryto. W pojedynku nie wystąpili Mariusz Jurkiewicz, Bartłomiej Bis, Marko Mamić i Uladzislau Kulesh.

Orlen Wisła Płock – PGE VIVE Kielce 24:31 (10:18)

Orlen Wisła Płock: Wichary, Morawski, Borbely – Daszek 7, Krajewski 5, Racotea, Moya, Zdrahala 2, Obradović 2, Góralski, Piechowski 1, Tarabochia 1, Żabić 2, Mihić, De Toledo 1, Sulić 3

PGE VIVE Kielce: Ivić, Cupara – Jurecki 2, A. Dujshebaev, Aginagalde, Jachlewski 5, Janc 3, Lijewski 2, Moryto 9, Cindrić 3, Fernandez 3, D. Dujshebaev 3, Karalok 1

Pierwsza siódemka: Cupara – Jachlewski, Jurecki, Karalok, Cindrić, A. Dujshebaev, Janc

Trochę nerwowo zaczęło się to spotkanie ze strony kielczan, nasi zawodnicy grali nieco niedokładnie, co po czterech minutach dało gospodarzom prowadzenie 3:1. Bardzo aktywny w grze płocczan był Przemysław Krajewski, który zdobył trzy z czterech pierwszych bramek swojej ekipy i przyczynił się do strat w ataku naszej drużyny.

Wystarczyła jednak chwila porządnego skupienia żółto-biało-niebieskich w obronie, wsparta dobrymi interwencjami Vladimira Cupary i już, dzięki kontrom, po jedenastu minutach prowadziliśmy 8:5, a trener Sabate poprosił o czas. Przez kolejne dwanaście minut jego podopieczni rzucili jedynie dwie bramki, choć mieli wiele okazji do zdobycia ich o wiele więcej. Gdy w dwudziestej czwartej minucie spotkania nie wykorzystali kolejnej, bo Filip Ivić obronił rzut karny Michała Daszka, trener Sabate po raz kolejny poprosił o przerwę.

Podopieczni Talanta Dujshebaeva przez ten czas coraz frywolniej poczynali sobie w ataku, zdobywając sześć trafień z rzędu. Po drugim czasie jednak coś drgnęło, ósmą bramkę dla Nafciarzy zdobył Jose de Toledo, a w bramce dwukrotnie poprawnie interweniował Marcin Wichary. Kapitan gospodarzy charakterystycznymi dla siebie emocjonalnymi reakcjami próbował nakręcić swój zespół, ale Wisła była jakby nieobecna. Nasi zawodnicy wchodzili w obronę gospodarzy jak w masło, czasem wręcz miało się wrażenie, że zamiast zbiegać się przed atakującym Danielem Dujshebaevem, defensorzy rozchodzą się na boki.

Gracze z Płocka mieli prawo czuć się nieco zdezorientowanymi, słysząc gwizdy podczas własnych akcji ofensywnych, co było zasługą kieleckich kibiców. Przyjezdnych momentami było słychać dużo wyraźniej niż miejscową publiczność, co bardzo dobrze wpływało na grę naszej drużyny, a Nafciarzy jakby coraz bardziej stopowało. Nie było to jednak naszym zmartwieniem, pierwszą połowę zakończyliśmy prowadząc 18:10.

Po powrocie na parkiet mogło się wydawać, że gospodarze jeszcze podejmą rękawicę w tym meczu. Marcin Wichary rozpoczął od zatrzymania ataku kielczan, a po chwili drużyna z Płocka zdobyła trzy bramki z rzędu, choć drużyna to chyba za dużo powiedziane, bo w zasadzie od początku spotkania jedynym jasnym punktem ekipy Xaviera Sabate, obok Wicharego, byli skrzydłowi. Dwa z trzech wspominanych trafień zdobył Przemek Krajewski. Tablica wyników wskazywała 20:13 dla nas.

Potem znów rozpoczął się koncert trafień kielczan. Nasi zawodnicy pokonywali bramkarza gospodarzy w ataku pozycyjnym, w kontrze, a także w rzutach karnych, w których bezbłędny był Arek Moryto. Wkrótce Lukę Cindricia na środku rozegrania zamienił Alex Dujshebaev, który po lewej stronie miał swojego młodszego brata, a po prawej Krzysztofa Lijewskiego. Kielczanie bez problemów dokończyli spotkanie wygrywając je 31:24 i umacniając się na fotelu lidera PGNiG Superligi przed przerwą reprezentacyjną. Płock natomiast spadł w klasyfikacji ligi na czwarte miejsce.