23.07.2018, 09:16
#dawajDAWAJ

#dD 14: Indywidualista w grze zespołowej

Magda Pluszewska

fot. A. Benicewicz-Miazga

G. Trzpil

ZAWODNIK NUMERU: UROŠ ZORMAN

Mówią o nim: wielki indywidualista, charyzmatyczny dominator lojalny wobec kolegów z drużyny i ostoja dla zawodników ze swojego regionu. Charakter ma niełatwy, o czym przekonał się każdy, kto wszedł z nim w bliższą interakcję. Nie chodzi na układy, jest wierny swoim poglądom i zawsze ma coś do powiedzenia. Przez wiele lat na boisku przekonywali się o tym szczególnie sędziowie, ale nierzadko również koledzy z drużyny i trenerzy. Do cyber-annałów YouTube’a przeszedł filmik, w którym Uros Zorman koniecznie musiał wtrącić swoje trzy grosze do przemowy Bogdana Wenty podczas przerwy  w meczu z Veszprem w 2011 roku, choć szkoleniowiec wyraźnie sobie tego nie życzył. „Taki już jestem, to ten mój charakter” – uśmiecha się Słoweniec. Kto jak kto, ale środkowy rozgrywający musi go mieć. Z tym, że charakteru Zormana spokojnie wystarczyłoby na obdzielenie kilku zawodników. 

  • JAK UROŠ BUDUJE AUTORYTET NA BOISKU?
  • CO UKSZTAŁTOWAŁO CHARAKTER ZAWODNIKA?
  • DLACZEGO SŁOWENIEC NIE PODSZEDŁ DO EGZAMINU NA ŻÓŁTY PAS W JUDO?
  • JAKI JEST ULUBIONY ZWÓD UROŠA?

„Z tym indywidualistą nie do końca się zgadzam” – mówi Uroš – „Reszta tak, mam swój charakter, koledzy z klubu czy z kadry są dla mnie najważniejsi. To moi bracia. Jeśli z kimś nie rozumiem się poza boiskiem, na parkiecie i tak zrobię dla niego wszystko”. Rozgrywający jest trochę takim słoweńskim Vito Corleone, który roztacza opiekę nad kompanami z Bałkanów. „Jestem z nich wszystkich najstarszy, dlatego tak to wygląda” – uśmiecha się zawodnik – „Ja kiedyś też miałem takich starszych kolegów, którzy pokazywali mi co i jak. Na przykład w Ciudad Real bardzo bliski był mi Petar Metlicic”. Chorwacki rozgrywający jest cztery lata starszy od Zormana. Grę w hiszpańskim klubie rozpoczął rok przed Słoweńcem. Zawodnicy bardzo się zaprzyjaźnili, a Metlicić został ojcem chrzestnym dzieci Uroša.

„Ja generalnie lubię mieć ludzi wokół siebie. Mam swoje zdanie, swoje poglądy, ale jak mi mechanik radzi, by coś zrobić przy oponach, to bez gadania robię to, co mówi. Oczywiście, są sprawy, w których postępuję tylko tak, jak chcę, ale jeśli widzę, że ktoś jest w danej dziedzinie lepszy, to go słucham. Dlatego ten indywidualista nie do końca mi tu pasuje” – śmieje się Uroš, a po chwili poważnieje – „Ale powiem tak: w moim życiu wszystko zrobiłem sam. Jestem tu, gdzie jestem, tylko dzięki sobie, nikt mi nie pomagał. Żaden tata, ojciec chrzestny czy inny mentor. Mówią, że uczysz się na swoich błędach i to prawda. Teraz widzę, że wszystkie moje decyzje jak dotąd były dobre.”

BOISKOWY GADUŁA

Choć może trudno w to uwierzyć, pod skorupą charyzmatycznego dowódcy kryje się naprawdę nieśmiały facet. „Ja w ogóle nie jestem pewny siebie!” – mówi Uroš – „Jestem wręcz wstydliwy. Nie lubię mówić, gdy wokół mnie jest dużo ludzi. W hali pełnej kibiców na początku czuję się trochę skrępowany, na szczęście jak już się rozgrzeję, to jest lepiej”.

Jak już się rozgrzeje, Urošowi włącza się tryb gaduły. Co chwilę ma coś do powiedzenia. A to koledze z drużyny, a to trenerowi, a to sędziom. Tak z ciekawości, czy sędziowie choć raz zmienili decyzję pod naporem ekspresji Zormana? „Jasne, że nie!” – Słoweniec szczerzy zęby w hollywoodzkim uśmiechu – „Ale ja taki jestem, to ten mój charakter. Wiesz, to są emocje, nie jest mi obojętne, czy sędzia gwizdnie mi faul w ataku czy nie, jeśli go nie było, bo ja przez to mogę przegrać mecz! Co ja niby mam zrobić? Uśmiechnąć się, powiedzieć ‘nie ma problemu, dziękuję’ i grać dalej? Nie, ja później nie śpię do czwartej w nocy, a on sobie siedzi w hotelu, pije piwko i jest zadowolony” – Uroš coraz bardziej się nakręca, ukazując namiastkę temperamentu – „Ale teraz już gadam dużo mniej. To wiek. Jak jesteś młody i głupi, to krzyczysz, dostajesz dwójki. Generalnie ja sporo narzekam na meczach, ale mam wśród sędziów wielu przyjaciół. Jak się gdzieś spotkamy, usiądziemy na kawę, porozmawiamy. Mam do nich ogromny szacunek i wiem, że on również mnie nim darzą”.

ZBYT WSTYDLIWY NA ŻÓŁTY PAS

Fakt, jedno trzeba mu przyznać. Gdziekolwiek się nie pojawi, momentalnie wzbudza respekt. U każdego. Jak? Czym? Dlaczego? Są więksi i silniejsi, samą fizycznością zawodnik raczej nie wyróżnia się na tle handballowych dryblasów. Ciężko to precyzyjnie określić, ale to chyba kwestia wspomnianego charakteru, który wyprzedza Uroša o trzy kroki, niczym osobisty kamerdyner otwierając przed nim drzwi do ludzkich umysłów, oświadczając z powagą: „Proszę o uwagę, oto wchodzi Pan Zorman”. A jak już wejdzie, w jakiś nienamacalny sposób zaznacza swoją obecność wewnętrzną siłą. Nie zawsze tak było. Słoweniec przyznaje, że stanowczość i niezłomność musiał sobie wypracować.

„Mój charakter budował się przez to, że czegokolwiek nie próbowałem, zawsze chciałem być najlepszy” – wspomina rozgrywający – „Chciałem wygrywać bez względu na to, czy grałem w szachy, koszykówkę, baseball czy uprawiałem judo”. Porządną lekcję Uroš przeszedł właśnie przy tej ostatniej dyscyplinie, którą trenował przed piłką ręczną. „Skończyłem swoją przygodę z judo w momencie, gdy przyszedł czas na egzamin na żółty pas” – opowiada – „Byłem jeszcze strasznie wstydliwy i nie podszedłem do niego, bo wiązało się to z występem przed ludźmi”. Doświadczenie to wzmocniło go na przyszłość, w której pojawił się handball. Choć wielokrotnie zdarzało mu się występować w wypełnionych po brzegi halach, ani razu nie oddał spotkania bez walki.

PRAWO ULICY

Uroš podkreśla, że ogromny wpływ na to, kim jest, miał fakt, że na wszystko za każdym razem sam musiał sobie zapracować. Jest z tych, którzy bardziej niż cel, cenią sobie samą wędrówkę do niego, a im dłuższa i bardziej wyboista, tym lepiej. „Gdy byłem młody, w sporcie zawsze miałem przed sobą kogoś lepszego, co oznaczało, że musiałem pracować dużo więcej, by móc zagrać na danej pozycji. Pamiętam, że gdy w latach 90. przyjechałem do Prule, długo byłem tym piętnastym czy szesnastym zawodnikiem (w protokole meczowym było wówczas miejsce dla czternastu – przyp. red.). Nie grałem w meczach, nawet pomimo tego, że już wtedy uznawano mnie za jeden z największych słoweńskich talentów. Musiałem przejść swoją drogę” – wspomina – „Nic tak nie buduje człowieka, jak fakt, że wszystko po kolei musi zrobić sam”.

„Ja jestem z generacji prawa ulicy” – kontynuuje po chwili – „Za moich czasów, przychodziło się na boisko, formowało swoją drużynę i grało się na przykład w koszykówkę trzech na trzech. Jeden miał czternaście lat, drugi piętnaście, inny osiemnaście. Wiek nie był istotny. Grasz? Grasz! Jeśli wygrywałeś, mogłeś zostać na boisku. Nie zawsze mi się to udawało, musiałem swoje przegrać, przeczekać, ale chęć zwycięstwa towarzyszyła mi bezustannie. Nie bałem się konfrontacji z lepszymi’’.

JAM JEST LIDER

To właśnie w tym aspekcie swojej osobowości Uroš upatruje podstawę uznania w oczach innych. „Nie możesz przecież przyjechać do nowej drużyny i powiedzieć ‘Jam jest lider’” – Zorman odchyla się nonszalancko na krześle, rozkładając ramiona – „Twoje zachowanie musi Cię zbudować, chłopaki muszą widzieć, że walczysz do upadłego, że chcesz wygrać każdy mecz. Muszą cię słuchać, ale by to robili, ty musisz słuchać ich. Czasem bardzo dużo krzyczę, ale to kwestia emocji, nigdy nie chcę dla nikogo źle. W domu również muszą mnie słuchać, jako ojciec muszę mieć szacunek swoich dzieci, ale buduję go wyłącznie autorytetem, nie siłą”.

Uroš twierdzi, że w życiu prywatnym jest zdecydowanie bardziej ugodowy, niż na boisku. Sporo polega na innych, a nie jedynie na sobie. „To jest tak: mam jeden wąski krąg przyjaciół, z którymi jestem bardzo blisko i którzy bezwarunkowo mnie lubią. Każdy z nas ma swoje życie, ale czasem do siebie dzwonimy, doradzamy sobie wzajemnie. Ja sam pytam innych o wiele rzeczy. Dobrze znam się na piłce ręcznej, ale na innych tematach już nie. Co najwyżej mogę komuś podpowiedzieć, jakie piwo wybrać, ale w innych dziedzinach nie czuję się ekspertem, więc pytam” – uśmiecha się Słoweniec.

PATRZ NA NOGI

Na boisku Uroš Zorman stał się ikoną gry indywidualnej. Choć doskonale rozgrywa, a nad jego dwójkowymi akcjami z Julenem Aginagalde rozpływają się kibice szczypiorniaka na każdym stopniu wtajemniczenia, wciąż chyba jednak najbardziej zachwyca łatwością, z jaką potrafi okiwać najlepszych defensorów. Jak to robi? Kluczem jest wnikliwa obserwacja i błyskawiczne podejmowanie decyzji. „Wszystko zależy od konkretnej sytuacji. Nigdy wcześniej nie wiem, co zrobię. Patrzę, gdzie obrońca zostawia mi więcej miejsca, głównie patrzę na ustawienie jego nóg. Decyzję muszę podjąć w ciągu sekundy, czasem nie zrobię tego prawidłowo i skutkuje to na przykład faulem w ataku” – wyjaśnia Zorman.

„Najłatwiej jest mi okiwać dużych, ciężkich zawodników, czyli typowych środkowych obrońców. Są najmniej mobilni. Lubię grać przeciw płaskiej obronie 6:0, gdy wszyscy stoją w okolicy szóstego metra. Choć jest tam wtedy mało miejsca, to jednak ja jestem stosunkowo mały, zwinny, zrobię tylko krok i już jestem przed polem bramkowym. Przy wysuniętych defensywach trzeba więcej obserwować” – dodaje.

NAJLEPSI Z NAJLEPSZYCH

Jak wielu innych zawodników, wśród najlepszych na swojej pozycji Uroš wymienia Ivano Balicia. „On miał specyficzne wyczucie, inne podejście do piłki ręcznej. Bardzo lubił koszykówkę i widać to w jego stylu gry, sam był trochę jak koszykarz, potrafił podawać piłkę na wiele różnych sposobów. Wybił się akurat w dobrym czasie, gdy Chorwacja osiągała największe sukcesy. Był bardzo szybki, miał dobry zwód no i długie włosy, więc przy okazji przykuwał uwagę wyglądem, wzbudzał zainteresowanie. Jest moim dobrym przyjacielem” – mówi Uroš.

W gronie zasługujących na uwagę playmakerów tuż za Baliciem wymienia kolejnego Chorwata, Lukę Cindricia, który w przyszłym sezonie będzie zawodnikiem PGE VIVE Kielce. „Jest szybki, mocny, ma doskonały zwód, a do tego potężny rzut. Jest niski, a pomimo tego ma świetny wyskok, obecnie jest w super formie!” – ocenia. Najlepszą trójkę środkowych uzupełnia Słoweniec, Miha Zarabec. „Mały i bardzo szybki, dobrze pracuje na nogach, ciężko go złapać. Jak zejdziesz do niego nisko na nogach, to rzuci ci ponad głową” – śmieje się Zorman – „Do tego ma świetny rzut z biodra, ciężko wyczuć, co zrobi, bo jest młody i nieprzewidywalny”. Na dokładkę Uroš z przekornym humorem wspomina jeszcze o klubowym koledze, Deanie Bombacu. „Deki jest świetny! Musi się jeszcze tylko trochę podciągnąć” – mówi, szczerząc się w zawadiackim uśmiechu.

Tekst pochodzi z czternastego numeru informatora meczowego #dawajDAWAJ, przygotowanego na mecz z Meblami Wójcik Elbląg (06.02.2018r.).