22.07.2018, 12:44
#dawajDAWAJ

#dD 13: Na zawsze z drużyną - Dzik Kiełek

BACKSTAGE: NA ZAWSZE Z DRUŻYNĄ – DZIK KIEŁEK

ZWARIOWANA MASKOTKA, KTÓRA ZAPOCZĄTKOWAŁA CYKL DZIKICH MECZÓW

Każdy Dziki Mecz pozwala tworzyć kolejne piękne historie. Jedne bardziej, inne mniej medialne. Każde z tych wydarzeń na długo zapada w pamięć młodziutkim uczestnikom spotkania, a także zawodnikom, którzy długo wspominają grudniowe rywalizacje. Inicjatorem Dzikiego Meczu jest Dzik Kiełek, klubowa maskotka, która od ośmiu lat wywołuje uśmiech na twarzach tysięcy kieleckich kibiców.

  • Kiedy powstał Kiełek?
  • Jakie były najciekawsze wydarzenia z udziałem klubowej maskotki?
  • Jakie wspomnienia wiążą się z dotychczasowymi edycjami Dzikiego Meczu?

Dzik Kiełek pojawił się w Kielcach w 2009 roku. Jak? Tego nie wie nikt. Legenda głosi, że kły znalezione wieki temu w pobliskiej puszczy przez księcia Mieszka, należały do jego pra-pra-pra-pradziadka. Ponoć stracił je tam, gdy dostał śnieżką od jakiegoś niesfornego warchlątka pewnej srogiej zimy. Cóż, na ziemiach regionu świętokrzyskiego od zarania dziejów musiała kiełkować miłość do rzucania. Czy jednak było tak naprawdę? Kiełek nigdy nie potwierdził ani nie zaprzeczył tej wersji wydarzeń.

Generalnie Kiełek jest raczej małomówny. Taki niby flegmatyk, a jednak w Hali Legionów zamienia się w rozbrykane stworzenie, kipiące energią, którą zaraża innych, wywołując uśmiech na twarzach najbardziej upartych smutasów. Jest przy tym bardzo kreatywny. Tańczy, fika koziołki, ujeżdża wielkie dmuchane piłki albo pomyka na małych samochodzikach dla dzieci. Kiedyś, jego popisowym numerem był taniec a’la Michael Jackson do numeru „Billy Jean”. Nie było przerwy, podczas której Kiełek nie podciągałby spodenek w charakterystycznym geście króla popu i nie ślizgał się na swoich nieforemnych łapach w płynnym moonwalku. Z czasem jednak bardziej spodobał mu się break dance. Ćwiczył i ćwiczył godzinami przed lustrem, aż wreszcie zaczął kręcić bączki na swojej wielkiej głowie i robić inne dzikie ewolucje, których nie powtórzyłby żaden inny dzik.

Dzik Kiełek

Jego pierwszy mecz to finał ligi z 16 maja, w którym podejmowaliśmy Wisłę Płock w Hali Legionów. Kiełek był wtedy nieco stremowany, ale szybko dał upust swojemu temperamentowi i zaskarbił sobie sympatię kieleckich kibiców. Na co dzień mieszka właśnie w hali i co roku w maju obchodzi w niej urodziny. Jest ogromnym psotnikiem! Podkrada mopy, zjeżdża na poręczach lub zamienia zawodnikom pozostawione w szatni buty. Zdarza mu się też wieczorem wyskoczyć na imprezy, z których wraca nad ranem, ale wszystko dlatego, że ma wielu przyjaciół i stara się spędzać z nimi jak najwięcej czasu. Uwielbia nocne dyskusje przy winie, ale najbardziej lubi bawić się i przytulać z dziećmi!

Wkrótce po swoim debiucie zaczął jeździć po świecie, wspierając zawodników nie tylko w żółto-biało-niebieskich barwach, ale także wtedy, gdy przywdziewali biało-czerwone trykoty. Był na EHF EURO 2012 w Serbii, rok później na mistrzostwach świata w Hiszpanii i na EHF EURO 2014 w Danii. Niestety, ze względu na pokaźne rozmiary, nie udało mu się zapakować razem z reprezentacją Polski na czempionat globu w Katarze, w 2015 roku. W przeprowadzonej wcześniej symulacji okazało się, że siedząc w fotelu Kiełek głową zahaczałby o panel włączania nawiewu i światła, czym irytowałby siedzących obok pasażerów.  

Od 2013 roku Kiełek jeździ też regularnie na każde Final Four z udziałem żółto-biało-niebieskich, gdzie wraz z zaprzyjaźnionymi maskotkami innych drużyn zabawia dwudziestotysięczny tłum kibiców szczypiorniaka z całej Europy. Wspiera też lokalne, kieleckie inicjatywy. Był na otwarciu wyremontowanego Rynku i brał udział w Święcie Kielc. Lubi też pohasać po mieście, promując piłkę ręczną wśród jej mieszkańców. W lipcu 2013 roku biegał po ulicach Kielc, rozdając ludziom najcenniejszy dar. Uśmiech. Zaczepiał przechodniów, przeprowadzał ich przez ulicę, naklejał na samochody naklejki ze szczypiornistami i razem z dzieciakami wskoczył do basenu przy ul. Szczecińskiej!

W maju 2010 roku, a więc w dniu swoich pierwszych urodzin, w przerwie meczu play-off z MMTSem Kwidzyn Kiełka spotkała miła niespodzianka. Na parkiet wjechał tort, a po odśpiewaniu przez kibiców gromkiego „Sto lat” z tortu wyskoczyła… Pani Kiełkowa. Para odtańczyła wspólny taniec, a wkrótce owocem ich miłości stał się Kiełek Junior. Kiełek jednak nie chce obarczać rodziny konsekwencjami popularności i obecnie pilnuje ich przed natrętnym wzrokiem postronnych obserwatorów.

Największym jednak sukcesem Kiełka jest Dziki Mecz, którego czwarta edycja odbędzie się w tym roku. To wielkie święto dzieci i dorosłych skupione wokół piłki ręcznej, a polegające po prostu na wspólnej zabawie i jak największej dawce uśmiechu potęgowanej przez możliwość grania u boku swoich idoli. W dwóch drużynach, Żółtych i Niebieskich, stają naprzeciwko siebie profesjonalni zawodnicy PGE VIVE Kielce i najmłodsi adepci szczypiorniaka. Składy są wymieszane. Reguły? Zupełny brak reguł. Zawodnicy niejednokrotnie sami wręczają sobie upomnienia, igrają z sędziami, wynosząc ich jak belę materiału poza teren boiska, sadzają sobie ubawione dzieci na barana lub chwytają pod pachy, omijając w ten sposób wymóg trzech kroków. Wszystko to można zobaczyć w materiałach wideo przygotowywanych co roku przez telewizję klubową.

Wspaniały wydźwięk miała historia Jasia Winiarskiego, chłopca, który bardzo chciał wystąpić w Dzikim Meczu i poprosił o to Dzika Kiełka. Dzik rzucił mu wyzwanie: zbierz pod komentarzem na fanpage’u dziesięć tysięcy lajków, a zagrasz w jednej z drużyn. Niemożliwe? Oczywiście, że możliwe. Do akcji szybko włączyły się znane postaci ze świata sportu, m.in. Robert Lewandowski czy Dariusz Michalczewski. Jasiu uzbierał więcej niż wymaganą liczbę lajków i uradowany mógł wkroczyć na parkiet w historycznym pierwszym Dzikim Meczu, zakładając specjalną koszulkę z dzikiem na piersi. Wkrótce, do Jasia odezwał się Artur Siódmiak i zaproponował mu kolejne wyzwanie – trzydzieści tysięcy lajków za możliwość występu w jego pożegnalnym spotkaniu w ERGO Arenie. Jasiu po raz kolejny dopiął swego i zagrał ze swoimi idolami.

Każdy Dziki Mecz pozwala tworzyć kolejne piękne historie. Jedne bardziej, inne mniej medialne. Każde z tych wydarzeń na długo zapada w pamięć młodziutkim uczestnikom spotkania, a także zawodnikom, którzy długo wspominają grudniowe mecze. Oby i tegoroczna zabawa przełożyła się na piękne wspomnienia!

Dzik Kiełek jest z drużyną zawsze, bez względu na wynik. Wspólnie z kibicami jest "ósmym zawodnikiem" PGE VIVE Kielce. Właśnie dlatego na koszulce Kiełka widnieje numer 8. Miejmy nadzieję, że jeszcze długo będzie wspierał nasz zespół i wywoływał na twarzach kibiców kolejne uśmiechy.

Tekst pochodzi z trzynastego numeru informatora meczowego #dawajDAWAJ, przygotowanego na mecz z KPR Legionowo (13.12.2017 r.).

#dawajDAWAJ nr 13