05.02.2019, 19:53
Mecz

Szybko i widowiskowo - tak wygrywa się w Kielcach!

  • Magda Pluszewska
  • Tekst

pluszewska 2

  • Patryk Ptak
  • Foto

Patryk_Ptak

W meczu 17. serii PGNiG Superligi pewnie pokonaliśmy u siebie MKS Zagłębie Lubin 31:21. Pierwsza połowa należała do Filipa Ivica, który zakończył ją ze skutecznością 45%. W drugiej serca kibiców skradła fantastyczna akcja Michała Jureckiego, Alexa Dujshebaeva i Arcioma Karaloka, zakończona widowiskową bramką zdobytą przez Białorusina. W spotkaniu zagrali wszyscy obecni w Kielcach zawodnicy, zabrakło jedynie kontuzjowanych Luki Cindricia i Daniela Dujshebaeva.

PGE VIVE Kielce – MKS Zagłębie Lubin 31:21(15:11)

PGE VIVE Kielce: Ivić, Cupara – Jurecki 5, Bis, A. Dujshebaev 4, J. Aginagalde 2, Jachlewski 2, Janc 4, Lijewski 1, Jurkiewicz, Kulesh, Moryto 5, Mamić, Fernandez 2, Karalok 6

MKS Zagłębie Lubin: Małecki, Skrzyniarz – Borowczyk 2, Stankiewicz, Kużdeba 2, Mrozowicz 3, Pawlaczyk 3, Gębala 2, Szymyślik, Sroczyk, Pietruszko 2, Moryń 3, Dawydzik 1, Chychykalo 3

Pierwsza siódemka: Ivić – Fernandez, Jurkiewicz, Jurecki, Karalok, Janc, Dujshebaev

Bardzo szybko toczyła się gra obu zespołów w pierwszych minutach spotkania. Zgodnie z zapowiedzią Krzysztofa Lijewskiego na poniedziałkowym briefingu prasowym, większość bramek PGE VIVE Kielce padało po tzw. szybkim środku lub w kontratakach, dzięki czemu kielczanie nie musieli niemal w ogóle rozgrywać piłki w ataku pozycyjnym. Jeśli już zdarzyło się, że naszemu zespołowi nie udało się zdobyć łatwej bramki w kontrze, akcja najczęściej kończyła się dograniem do koła, gdzie skutecznie swoje zadanie wykonywał Arciom Karalok, pokonując z najbliższej możliwej odległości Patryka Małeckiego.

Początkowo drużyny szły „łeb w łeb”, ale po około dziesięciu minutach na prawym skrzydle żółto-biało-niebiescy uruchomili Blaza Janca, który zdobył trzy bramki z rzędu, dzięki czemu odjechaliśmy ekipie Bartka Jaszki na 10:7. Dobrze też od samego początku sprawował się Michał Jurecki, który wrócił do gry po jednomeczowej absencji. Przez pierwszy kwadrans spotkania kapitan PGE VIVE trzykrotnie pokonał Patryka Małeckiego.

W drugiej części pierwszej połowy świetny okres gry zanotował Filip Ivić. Nasz bramkarz bronił akcję za akcją, a jego skuteczność oscylowała wokół 50%. Gdyby nie to, że w ataku nasz zespół notował przestój, to już dawno prowadzilibyśmy z lubinianami dziesięcioma trafieniami. Tymczasem, na trzy minuty przed końcem wynik wynosił 14:9. Wreszcie, niemoc gości przełamał potężnym rzutem z drugiej linii Krzysztof Pawlaczyk, choć zawodnik miał dużo szczęścia, bo piłka wpadła po rękach Filipa i tylko dzięki ogromnej sile rzutu. Ostatecznie pierwsze pół godziny zakończyliśmy rezultatem 15:11.

I to by było na tyle, bo na początku drugiej partii zaczęła się egzekucja. W ciągu dziesięciu minut lubinianie zdobyli zaledwie jedną bramkę, choć nawet nie za sprawą Vladimira Cupary, który zastąpił między słupkami Filipa Ivicia, a poprzez swoje błędy, z których każdy karany był przez gospodarzy. W czterdziestej pierwszej minucie prowadziliśmy 22:12. W tym okresie zawodnicy PGE VIVE zaprezentowali publiczności niesamowity popis umiejętności w widowiskowej akcji zakończonej fantastycznym trafieniem Arcioma Karaloka. Najpierw Michał Jurecki czysto, nagłym zatrzymaniem wywrócił na parkiecie Romana Chychykalo, a gdy ten był już w parterze puścił się sprintem w kierunku bramki, oddając w ostatnim momencie piłkę do Alexa Dujshebaeva nabiegającego przez środek boiska. Alex błyskawicznie odegrał piłkę do Arcioma Karaloka, który ciągnięty za koszulkę przez jednego z obrońców, wykonał na kole piruet, jakiego nie powstydziliby się łyżwiarze figurowi z zakończonych niedawno mistrzostw Europy w Mińsku i na pełnej prędkości oddał rzut na bramkę. Piłka odbiła się od poprzeczki i wpadła za linię końcową. Wszystko to wydarzyło się maksymalnie w ciągu dwóch sekund!

Gdy w czterdziestej dziewiątej minucie pojedynku prowadziliśmy 25:16, o czas poprosił Bartłomiej Jaszka. Szkoleniowiec lubinian niestety nie założył dziś koszulki zawodniczej i prowadził swój zespół jedynie z ławki. Nic zupełnie to nie pomogło, bo kielczanie jeszcze bardziej zaczęli odjeżdżać rywalom i w dużej mierze dzięki szybkim kontratakom zdobywali kolejne bramki. Na kilka minut przed końcem prowadziliśmy dwunastoma bramkami, a w końcówce poprzez chwilowe roztargnienie zmniejszyliśmy przewagę do dziesięciu i ostatecznie wygraliśmy z Zagłębiem Lubin 31:21.