09.02.2019, 20:43
Mecz

Wyszarpane zwycięstwo! Fenomenalny Ficio i mocarny Dzidziuś!

  • Magda Pluszewska
  • Tekst

pluszewska 2

  • Patryk Ptak
  • Foto

Patryk_Ptak

W meczu 11. Kolejki Velux EHF Champions League wygraliśmy na wyjeździe z IFK Kristianstad 34:33! Spotkanie przez całe sześćdziesiąt minut było wyrównane, a gra toczyła się w bardzo szybkim tempie. W ataku nie do zatrzymania był zdobywca jedenastu bramek, Michał Jurecki, wspierany przez Mariusza Jurkiewicza, autora pięciu trafień. W bramce fantastycznie wypadł Filip Ivić, który bronił cały mecz pomimo silnego rzutu w głowę, którego doświadczył na początku drugiej połowy, po którym został mu wielki, fioletowy siniak. W meczu zabrakło kontuzjowanych Luki Cindricia i Daniela Dujshebaeva.

IFK Kristianstad – PGE VIVE Kielce 33:34 (15:16)

IFK Kristianstad: Larsson, Kappelin – Hansson, Nyfjäll, Arnarsson 5, Nilsen 5, Canellas Reixach 4, Larsson, Gudmundsson 5, Hallen 2, Freiman 1, Ehn, Einarsson 2, Jurmala Aström, Chrintz 5, Halen 4

PGE VIVE Kielce: Ivić, Cupara – Jurecki 11, Bis, A. Dujshebaev, Aginagalde, Jachlewski, Janc 3, Lijewski, Jurkiewicz 5, Kulesh 4, Moryto 4, Mamić, Fernandez 3, Karalok 3

Pierwsza siódemka: Ivić – Janc, A. Dujshebaev, Jurkiewicz, Jurecki, Fernandez, Karalok

 

Ależ tempo narzucili zawodnicy obu drużyn od samego początku spotkania! Piłka krążyła od bramki do bramki, wymieniana szybkimi podaniami przez graczy PGE VIVE i Kristianstad. Na środku rozegrania Mistrzów Polski rozpoczął Mariusz Jurkiewicz, ale wkrótce zastąpił go na tej pozycji Mateusz Jachlewski. Między słupkami fantastycznie wszedł w mecz Filip Ivić, który raz za razem popisywał się skutecznymi interwencjami, wpuszczając piłkę do siatki niemal tylko przy sytuacjach ewidentnie faworyzujących rzucających rywali, choć i w akcji jeden na jeden pięknie zatrzymał rozpędzonego w kontrze Antona Halena. W ataku nie do zatrzymania z kolei był Michał Jurecki. Kapitan PGE VIVE w jedenastej minucie zdobył swoje czwarte trafienie, wywiódł swój zespół na 7:4.

Po kwadransie, po jednym ze starć, kłopoty z kolanem zgłosił Alex Dujshebaev, którego nie zobaczyliśmy już doo końca meczu, a na parkiecie zastąpił Krzysztof Lijewski. Na prawym skrzydle za Blaza Janca pojawił się Arkadiusz Moryto, a od jakiegoś już czasu do ataku na lewym rozegraniu wbiegał Uladzislau Kulesh. Tymczasem gospodarzom udało się zniwelować stratę do żółto-biało-niebieskich, a po dwudziestu minutach nawet wyjść na jedną bramkę do przodu. Chwilowo przegrywaliśmy 10:11, a gra stała się bardziej wyrównana.

Kolejne minuty należały do Arkadiusza Moryty. Skrzydłowy najpierw sprytnie przerwał kontrę rywali, doganiając pędzącego w kierunku Filipa Ivicia zawodnika i wybijając mu piłkę w koźle, a potem sam pomknął w przeciwnym kierunku, przywracając kielczanom prowadzenie w tym meczu (13:12). Po Arku pałeczkę przejął Vlad Kulesh, który zanotował dwie ważne bramki z rzędu na koncie swoim i drużyny.

Na dwadzieścia dwie sekundy przed końcem pierwszej połowy na tablicy wyników znów widniał remis, 15:15, a trener Talant Dujshebaev poprosił o czas, podczas którego dokładnie ustawił ostatnią akcję tej części gry. Ostatecznie akcja ta chyba nie wyszła tak, jak powinna, ale najważniejsze, że piękne trafienie w ostatniej chwili, po „wjeździe” w dziurę, jaka wytworzyła się na środku defensywy gospodarzy zdobył Mariusz Jurkiewicz. Do szatni schodziliśmy więc minimalnie prowadząc z Kristianstad, 16:15.

Bohaterem początku drugiej połowy był Valter Chrintz. Prawoskrzydłowy jakby zerwał się z łańcucha, zdobywając dwie bramki z rzędu dla Kristianstad, prezentując przy tym swoją niewiarygodną szybkość. Przy trzecim podejściu zatrzymał go Filip Ivić, przypłacając to pokaźną, fioletową „śliwą” pod okiem, w które piłką trafił go ze skrzydła Chrintz. Osiemnastolatek od razu przeprosił Filipa, a ten otrząsnął się i  pozostał w polu bramkowym, wcale nie tracąc na skuteczności! W kolejnych minutach nasz bramkarz kilkakrotnie poprawnie interweniował, zatrzymując rywali w ważnych momentach meczu.

W ataku pozycyjnym ciężar zdobywania bramek wzięli na siebie rozgrywający, głównie Michał Jurecki i Mariusz Jurkiewicz, wspomagani od czasu do czasu przez skrzydłowych, którzy dokładali pojedyncze trafienia z kontr. Szczególnie kapitan PGE VIVE wzbudzał podziw swoimi atakami na bramkę, do której ciągnęło go ze wszystkich stron – z lewej, z prawej, z rozegrania i z koła. Dzidziuś rzucał z bliska, z daleka, sam się asekurował, dobijając piłkę odbitą od bramkarza i zdawało się, że nawet podwieszony pod sufitem plecami do boiska z łatwością zdobyłby gola. Gospodarze jednak odpowiadali ciosem za cios, nie pozwalając nam odskoczyć na większy dystans. Na osiem minut przed końcem meczu prowadziliśmy tylko 30:29.

Z tyłu wciąż mieliśmy Filipa Ivicia, który przechodził sam siebie zderzając się z piłkami, z którymi nie miał prawa się zderzać. Szwedzi cały czas jednak szturmowali nas szybkim środkiem i kontrami, na które nie było rady. Na szczęście kielczanie wytrzymali nerwową końcówkę i po wyrównanym, pełnym walki meczu wygrali pierwsze starcie Ligi Mistrzów w tym roku 34:33. W kolejnym spotkaniu tych rozgrywek, 16 lutego, w Hali Legionów podejmiemy Montpellier HB.