17.02.2019, 16:13
Wywiad

K. Lijewski: Mamy wygrać, to jedyny nasz cel!

  • Magda Pluszewska
  • Tekst

pluszewska 2

  • Patryk Ptak
  • Foto

Patryk_Ptak

  • Tomasz Fąfara
  • Foto

Tomasz Fąfara

Drużyna PGE VIVE Kielce w sobotę, 16 lutego, przegrała w Hali Legionów z Montpellier HB 27:28. Podopieczni Talanta Dujshebaeva spadli na piąte miejsce w grupie A, ale wciąż zachowują szanse na drugie miejsce. Decydujące będą dwa nadchodzące spotkania, z Rhein-Neckar Löwen i Veszprem. Od dziś kielczanie skupiają się wyłącznie na środowym starciu w Mannheim. „Nie powiem, że będziemy tam grać pięknie, wspaniale, efektownie. Mamy zagrać efektywnie. Mamy wygrać, to jedyny nasz cel” – zapowiada Krzysztof Lijewski.

Emocje po sobotnim meczu powoli opadają. W ramach 12. kolejki Velux EHF Champions League minimalnie przegraliśmy z aktualnymi mistrzami Europy, ekipą Montpellier HB. Do ostatnich sekund istniała szansa na zakończenie spotkania remisem, jednak akcja, na którą drużyna PGE VIVE miała zaledwie siedem sekund, nie udała się. Podanie Michała Jureckiego do Krzysztofa Lijewskiego przechwycił Michael Guigou i wiadomo było, że z Hali Legionów podopieczni Patrice’a Canayera wywiozą dwa punkty. Szkoda.

Nawet bardziej, niż szkoda – komentuje Krzysztof Lijewski – Wszyscy żałujemy tego, co stało się w ostatniej akcji. Myśleliśmy, że rywale zupełnie inaczej się ustawią, niestety oni zagrali bardzo agresywnie, nie czekali na linii sześciu metrów, lecz podwyższali, dobrze rozczytali naszą akcję, a Guigou poszedł na przechwyt. My byliśmy ograniczeni czasowo, mieliśmy tylko 7 sekund, trzeba było szybko podjąć decyzję. Została podjęta taka, a nie inna i niestety przegraliśmy. Ale to nie chodzi tylko o ostatnią akcję. Widać było, że spotkanie nie ułożyło się po naszej myśli. Mieliśmy przygotowany sposób gry z Montpellier, ale boisko wszystko zweryfikowało.

W toku meczu kielczanie popełnili wiele prostych błędów, niwecząc to, co w bramce wykonywał Vladimir Cupara.

W szatni słyszałem przelicznik 9-2, czyli dziewięć piłek oddaliśmy w ręce rywali, z czego oni siedem zamienili na bramki. To niewytłumaczalne na tym poziomie – przyznaje rozgrywający – Z jednej strony mogło być dużo gorzej, z drugiej widać było, że charakterem i serduchem mogliśmy odwrócić losy tego meczu.

Charakter i serducho w sobotę pokazali nie tylko zawodnicy PGE VIVE, ale i kibice zgromadzeni w Hali Legionów. To dzięki nim, jak podkreśla Lijek, naszej drużynie udało się dystans, na jaki w pierwszych minutach drugiej połowy odjechali nam Francuzi.

Dzięki naszym kibicom z wyniku -5, patrząc z naszej perspektywy, mogliśmy wrócić do meczu – mówi zawodnik – Mogliśmy nawet objąć prowadzenie, niestety nie udało się. Trzeba jednak oddać drużynie przyjezdnej, co królewskie. To są aktualni mistrzowie Europy, dopóki będą mieć szansę na awans, będą robić wszystko, by to się udało. Obecnie grają już z nimi zawodnicy, których brakowało im w pierwszej części sezonu (Jonas Truchanovicius, Michael Guigou, Diego Simonet; choć Argentyńczyk w Kielcach doznał kontuzji, która prawdopodobnie ponownie na długo wykluczy go z gry – przyp. red.) i jest to dużo mocniejsza drużyna. Wydaje mi się, że będą jeszcze groźni.

Groźni będą też nasi najbliżsi rywale, Rhein-Neckar Löwen. Lwy w sobotę przegrały na wyjeździe z Mieszkowem Brześć 24:27, tak samo, jak PGE VIVE, tracąc dwa ważne punkty. W klasyfikacji grupy A znajdują się tuż za nami, na piątym miejscu, z 12 punktami na koncie (my mamy ich 14).

Nie ma kalkulacji, jedziemy do Mannheim po to, by wygrać – zapowiada Lijek – Nie powiem, że będziemy tam grać pięknie, wspaniale, efektownie. Mamy zagrać efektywnie. Mamy wygrać, to jedyny nasz cel. Chcemy zagrać tak, by przywieźć do Kielc dwa punkty. Pamiętamy wszyscy, jaka walka toczyła się u nas, czeka nas bardzo ciężkie zadanie.

Zadanie będzie szczególnie ciężkie, ponieważ cały czas brakuje nam trzech rozgrywających, Alexa i Daniela Dujshebaevów oraz Luki Cindricia.

Nie ma co płakać, jest jak jest i gramy tym, czym mamy – mówi Krzysztof Lijewski – Każdy, kto jest na boisku, musi dawać z siebie więcej, za siebie i za kolegów. Piłka ręczna to sport bardzo kontaktowy i kontuzje są w niego wliczone. Czapki z głów przed Mariuszem, Michałem i Mateuszem Jachlewskim, którzy w sobotę starali się ciągnąć grę na środku. Raz było trochę lepiej, raz trochę gorzej, ale trzeba pamiętać, że to nie jest ich nominalna pozycja. Grają tam trochę z przymusu, ale i tak walczyli, dając z siebie wszystko.