08.03.2019, 21:32
Mecz

Niesamowity Ivić zatrzymał Płock! Mecz na miarę Świętej Wojny!

  • Magda Pluszewska
  • Tekst

pluszewska 2

  • Anna Benicewicz-Miazga
  • Foto

Anna Benicewicz-Miazga

W meczu 21. serii PGNiG Superligi pokonaliśmy Orlen Wisłę Płock 33:30! W Hali Legionów dawno nie było tak zaciętego spotkania ligowego! Po sześćdziesięciu minutach na tablicy wyników widniał remis 30:30 i potrzebna była seria rzutów karnych, by rozstrzygnąć o zwycięstwie. Niesamowity popis dał wtedy Filip Ivić, który obronił wszystkie trzy „siódemki” wykonywane przez Nafciarzy, a trzy wykorzystali Blaz Janc, Arek Moryto i Luka Cindrić. Po niesamowicie emocjonującej Świętej Wojnie wygraliśmy więc z Orlen Wisłą Płock, dzieląc się punktami w stosunku 2:1. W spotkaniu zabrakło kontuzjowanych Michała Jureckiego i Alexa oraz Daniela Dujshebaevów.

PGE VIVE Kielce – Orlen Wisła Płock 33:30 (15:15) – 3:0 w karnych

PGE VIVE Kielce: Ivić, Cupara – Bis, Aginagalde 3, Jachlewski 1, Janc 5, Lijewski 2, Jurkiewicz 1, Kulesh 5, Moryto 4, Mamić 1, Cindrić 5, Fernandez 2, Karalok 1

Orlen Wisła Płock: Morawski, Borbely – Daszek 8, Krajewski, Racotea 1, Moya 3, Zdrahala, Obradović 2, Góralski, Piechowski, Tarabochia 1, Mihić 3, De Toledo 2, Sulić 4, Gębala 5, Mlakar 1

Pierwsza siódemka: Cupara – Moryto, Janc, Karalok, Kulesh, Jachlewski, Cindric

Takiego początku chyba mało kto się spodziewał. Nafciarze rozpoczęli od prowadzenia 5:2, co było zasługą głównie Michała Daszka, który w ciągu zaledwie kilku minut zdobył cztery bramki dla swojej ekipy, z tego dwa z rzutów karnych. Na szczęście prowadzenie gości nie trwało długo. Dobra obrona, przytomność Marko Mamicia oraz szybkość naszych skrzydłowych, Blaza Janca i Mateusza Jachlewskiego wyrównały rezultat na 5:5.

Wtedy sprawy w swoje ręce wzięli Arek Moryto i Uladzislau Kulesh. Dzięki ich rzutom oraz kilku dobrym interwencjom Vlada Cupary, wyszliśmy na prowadzenie 10:8. W dziewiętnastej minucie spotkania za faul na Vladzie Kuleshu czerwoną kartkę otrzymał Dan Racoeta. To kolejne spotkanie, w którym Rumun dość szybko wyleciał z boiska, bo kartonik tego samego koloru otrzymał też w pierwszej połowie niedawnego meczu Wisły z Silkeborgiem w Lidze Mistrzów. Podobnie zresztą jak w tamtym pojedynku, tak i teraz osłabienie tylko podrażniło i zmobilizowało płocczan, którzy cały czas „siedzieli nam na ogonie”.

Sporo rotacji mieliśmy na kieleckim rozegraniu, na różnych pozycjach przewijali się Luka Cindrić, Mariusz Jurkiewicz, Krzysztof Lijewski, Blaz Janc i Uladzislau Kulesh. Z dostępnych na ten mecz rozgrywających jedynie Marko Mamić nie grał w ataku, ponieważ uzupełniał szeregi PGE VIVE w defensywie, gdzie raz zmieniał Vlada Kulesha, a raz Lukę Cindricia. Pod koniec to właśnie Cindrić prowadził grę ze środka, mając po lewej stronie Kaczkę, a po prawej Lijka i sam zdobył ostatnią bramkę tej połowy, wyrównując rezultat na 15:15.

Trochę przysnęło się gospodarzom w pierwszych minutach drugiej części gry. Nafciarze wykorzystali to zdobywając trzy trafienia z rzędu i odskakując na 18:15. Dopiero w trzydziestej piątej minucie bramkę piekielnie mocnym rzutem pod poprzeczkę Adama Borbely zdobył Uladzislau Kulesh. Dobry moment w bramce odnotował Filip Ivić, a kolejne trafienia dołożyli Marko Mamić i Luka Cindrić. Mozolnie odrabialiśmy straty, aż wreszcie w czterdziestej minucie meczu wyrównaliśmy na 20:20. Wkrótce i my zostaliśmy osłabieni, bo trzecią dwuminutową karę otrzymał Marko Mamić. 

Tymczasem na parkiecie toczyła się istna batalia o trzy punkty. Emocje udzielały się zawodnikom i trenerom obu ekip. Podchwytywane przez kibiców kotłowały się gdzieś pod dachem Hali Legionów napędzając zespoły do gry. Co chwilę dochodziliśmy Nafciarzy na remis, ale cały czas nie mogliśmy wyjść na prowadzenie.

Na dziesięć minut przed końcem meczu niesamowitego natchnienia dostał w bramce Filip Ivić. Chorwat obronił kilka sytuacji jeden na jeden, co w połączeniu z atomowym rzutem Vlada Kulesha i sprytem Julena Aginagalde wreszcie dało nam dwubramkowe prowadzenie. Do końca spotkania pozostało niecałe pięć minut, a wynik wynosił 29:27 na korzyść kielczan. Wtedy jednak po drugiej stronie klasę pokazał Adam Morawski, który wrócił na parkiet na ostatnie minuty. Płocczanie zdołali wyrównać, a potem na osiem sekund przed końcowym gwizdkiem wyjść na prowadzenie 30:29. Wówczas Talant Dujshebaev wziął czas, a po wznowieniu gry jakimś cudem Luce Cindriciowi udało się rzucić bramkę na wagę remisu.

Teraz czekała nas więc seria rzutów karnych. I dopiero zaczęło się dziać! Filip Ivić dosłownie zamurował bramkę swoim ciałem, na które po kolei, jak jeden mąż, nadziewali się Nafciarze. Najpierw Filip powstrzymał rzut Michała Daszka, potem zmusił do błędu Marko Tarabochię, którzy posłał piłkę ponad poprzeczkę, a na końcu obronił „siódemkę” Przemysława Krajewskiego. Tymczasem kielczanie z linii siedmiu metrów byli bezbłędni. Kolejno Blaz Janc, Arek Moryto i Luka Cindrić pokonywali Adama Morawskiego. Tym samym ostatecznie pokonaliśmy Orlen Wisłę Płock 33:30, dzieląc się punktami w stosunku 2:1.