14.05.2019, 21:21
Komentarze

T. Dujshebaev: Nie ma ani zdziwienia, ani złości

W sporcie nikt nie ma monopolu na wygrywanie i choć są mecze, w których teoretycznie jeszcze przed pierwszym gwizdkiem z dużym prawdopodobieństwem można wytypować zwycięzcę, to jednak i tak trzeba być świadomym prawidłowości pewnego banału, często powtarzanego przez zawodników i trenerów: w sporcie wszystko może się zdarzyć. Zdarzyło się i dzisiaj. Choć pewnie mało kto spodziewał się, że po stu trzech udanych meczach w lidze, 14 maja przegramy na wyjeździe z Gwardią Opole, tak też się stało. I nie ma w tym nic dziwnego. Dlaczego? Bo w sporcie wszystko może się zdarzyć.

Gwardia Opole była dziś lepsza o jedno trafienie, dlatego też w pierwszym z dwóch meczów o finał ligi pokonała nas 32:31. Rywalizacja jest dopiero na półmetku, a rozstrzygające spotkanie odbędzie się w Hali Legionów w najbliższą sobotę. Drużyna PGE VIVE Kielce dzisiejszy rezultat przyjęła ze spokojem, doceniając wyższość rywala, ale i będąc świadoma dużego wysiłku, jaki kosztowały zawodników minione spotkania. "Jestem mega niezadowolony z wyniku, ale nie odbieram go ani ze zdziwieniem, ani ze złością" - skomentował szkoleniowiec PGE VIVE Kielce, Talant Dujshebaev.

Talant Dujshebaev, trener PGE VIVE Kielce: Dzisiejszego wyniku nie odbieramy ani ze zdziwieniem, ani ze złością, to po prostu konsekwencja tego, że w niedzielę graliśmy finał Pucharu Polski. To tylko to. Wiedzieliśmy, że dzisiaj czekać nas będzie trudne spotkanie i, mówiąc kolokwialnie, jestem mega, mega, mega niezadowolony z tego wyniku. Popełniliśmy za dużo błędów sam na sam z Adamem Malcherem i tyle. Poza tym wszystko jest okej. Jestem bardzo zły na sędziów za to, że gdy Klimków sfaulował Blaza najpierw nie chcieli przyznać mu kary, a potem dwie minuty dostał Mateusz Jachlewski. Ale nie ma co więcej o tym gadać. Ponad sto meczów wygraliśmy i kiedyś w końcu musiała przyjść porażka. Teraz spokojnie odpoczniemy, przygotujemy się do rewanżu w sobotę u nas w hali. Jesteśmy tylko jedną bramką w tyle, jeśli wygramy, to już nie będzie tej mega sensacji, szoku i tego wszystkiego, o czym teraz się mówi. Gdy wygraliśmy u siebie z Paryżem dziesięcioma bramkami mówiłem „spokojnie, jeszcze nie świętujcie i nie kupujcie biletów do Kolonii”. W Paryżu potem byliśmy jedną bramką za burtą, ale udało nam się i wtedy dopiero można było nastawiać się na Final 4. Moi zawodnicy to tylko ludzie, zmęczenie to normalna rzecz, nie jest łatwo rozegrać meczu z Gwardią Opole w tak krótkim czasie po spotkaniu z Płockiem. Jutro drużyna ma wolny dzień, w czwartek i w piątek będziemy przygotowywać się na sobotę i w sto procentach gotowi wyjdziemy na parkiet. Jeszcze nie wiemy co z Blazem Jancem, mam nadzieję, że nic się nie stało, jutro zawodnik przejdzie badania.

Mariusz Jurkiewicz, rozgrywający PGE VIVE Kielce: Gwardia zagrała świetne zawody, rywale byli skuteczni zarówno z tyłu jak i z przodu. Nam zabrakło skuteczności, wykańczania czystych sytuacji i gospodarze zasłużenie wygrali jedną bramką. Nie zamierzam szukać wymówek, przyjechaliśmy do Opola w wiadomym celu i nie udało się go zrealizować. Z moim rzutem pod koniec meczu pospieszyłem się tym bardziej, że Blaz był na czystej pozycji, a ja zauważyłem to dopiero po rzucie. Musimy przetrawić porażkę, w sobotę odrobić straty i awansować do finału.

Mateusz Jankowski, obrotowy Gwardii Opole: To, co się stało, to prawdziwy kosmos. Wierzyliśmy, że możemy powalczyć, ale chyba nikt nie wierzył, że wygramy. Decydujące było to, że gdy przegrywaliśmy pięcioma bramkami w pierwszej połowie, to nie poddaliśmy się. W szatni powiedzieliśmy sobie, że nie taki diabeł straszny, jak go malują, choć przecież i tak najsłabszy zawodnik z Kielc u nas byłby najlepszy. Cieszymy się, że dziś nam wyszło, zagraliśmy totalnie bez obciążeń. Dziękujemy kibicom, bo to, co zaprezentowali dzisiaj, to Liga Mistrzów. Tego, że dzisiaj wygraliśmy, nikt nam nie zabierze. Teraz cieszymy się z tym zwycięstwem, nie patrzymy na to, co będzie w rewanżu. Co przyniesie przyszłość, zobaczymy.