01.06.2019, 17:42
Mecz FINAL4

Finał był blisko, jutro zagramy o brąz!

  • Magda Pluszewska
  • Tekst

pluszewska 2

  • Tomasz Fąfara
  • Foto

Tomasz Fąfara

Trofeum Ligi Mistrzów niestety nie dla nas. Choć było bardzo blisko, ostatecznie przegraliśmy półfinałowy mecz VELUX EHF FINAL4 z Telekomem Veszprem 30:33. Po początkowych problemach w ataku, po których Veszprem prowadziło 4:0 udało nam się ustabilizować grę, powoli doganiając rywali. W drugiej części meczu gra była już bardzo wyrównana. Niestety, w końcówce spotkania węgierskiej ekipie ponownie udało się odskoczyć na kilka bramek, Petar Nenadić zdobył w sumie dwanaście trafień i ostatecznie to Veszprem może się cieszyć z awansu do finału. Przeciwnika PGE VIVE w meczu o trzecie miejsce wyłoni spotkanie pomiędzy Barcą Lassa i HC Vardarem.

Telekom Veszprem HC – PGE VIVE Kielce 33:30 (13:13)

Telekom Veszprem HC: Sterbik, Mikler – Manaskov, Ilić 1, Tonnesen 2, Gajic 5, Nilsson, Nagy 3, Marguc, Strlek 4, Terzic, Blagotinsek 2, Nenadic 12, Mahe, Mackovsek, Lekai 4

PGE VIVE Kielce: Cupara, Ivić, Wałach – Bis, A. Dujshebaev 7, Aginagalde, Jachlewski 1, Janc 3, Lijewski, Jurkiewicz 1, Kulesh 3, Moryto 2, Mamić 2, Cindrić 5, Fernandez 1, Karalok 5

Pierwsza siódemka: Cupara – Jachlewski, Kulesh, Cindrić, A. Dujshebaev, Janc, Karalok

Kto nie był nigdy w LANXESS Arenie na finałach Ligi Mistrzów, niech żałuje, bo atmosfera jest nieziemska. Szczególnie gdy naprzeciw siebie stają drużyny, których kibice od lat przyjaźnią się i wzajemnie wspierają. Jeszcze przed rozpoczęciem meczu żółto-biało-niebieski sektor publiczności zgotował naszemu bramkarzowi motywujące powitanie skandując na całą halę CU-PA-RA! Początek spotkania jednak nie wyszedł nam najlepiej. Arpad Sterbik bronił rzuty naszych zawodników, a jego koledzy z boiska dość łatwo pokonywali Vlada Cuparę w kontrach w pierwsze lub drugie tempo. Było już 4:0 gdy wreszcie niemoc naszej drużyny przełamał Alex Dujshebaev. Szybko jednak kolejne trafienie dla Węgrów dołożył Laszlo Nagy i było już 5:1 dla rywali.

Gra w ataku zupełnie nam się nie układała, nie wychodziły dogrania na koło, zawodziła skuteczność rzutowa. Na szczęście, wreszcie nieco wyhamowali i rywale, a w zasadzie wyhamował ich w kontrze Vladimir Cupara. Halę ponownie wypełniła pieśń kibiców, a rzut karny wywalczył Alex Dujshebaev. Niestety, Blaz Janc upolował rękę Arpada Sterbika i ponownie mieliśmy Veszprem w natarciu. Choć widać było, że wzięli sobie za punkt honoru, by od samego początku wypracować możliwie dużą przewagę, by nie powtórzyła się historia z 2016 roku, to i oni zaczęli się mylić. Po jednym z podań piłka wypadła na aut, a za chwilę Uladzislau Kulesh dał pokaz swojej siły, zdobywając trzecią, jakże ważną bramkę dla PGE VIVE.

Gra zwolniła. Obie drużyny mocno zmęczyły się gonitwą z pierwszych minut spotkania. To lepiej leżało kielczanom, bo po dwudziestu minutach wynik wynosił już tylko 8:7 na korzyść Veszprem. Wtedy też doszło do przykrej sytuacji – w kontrze, przy oddawaniu rzutu, Marko Mamić upadając w pole bramkowe zahaczył o stopę fenomenalnego do tej pory Arpada Sterbika, który w asyście fizjoterapeuty zszedł z boiska. Zastąpił go Roland Mikler. Kielczanie bez skrupułów wykorzystywali brak rozgrzewki bramkarza i dzięki kontrom Arka Moryto i Angela Fernandeza wreszcie, w dwudziestej trzeciej minucie wyszli na prowadzenie 9:8.

Tymczasem Sterbik z obandażowaną stopą powoli chodził za linią boczną, jakby sprawdzając, czy będzie w stanie jeszcze wrócić na boisko. Nie wrócił. Po drugiej stronie w transie był Vlad Cupara, który bronił akcja za akcją. Gra znów bardzo przyspieszyła. Strata za stratę, kontra za kontrę, gol za gol. Na pięć sekund przed końcem pierwszej połowy, gdy wynik wynosił 13:13 trener Talant Dujshebaev poprosił o czas. Jeśli ktokolwiek mógł wymyślić skuteczną akcję na tak krótki czas, to tylko on. Wszystko wyszło świetnie, zawodnicy skrzyżowali się, wypracowując dla Luki Cindricia świetną pozycję, niestety rzuconej przez niego piłce na drodze stanęły dłonie Rolanda Miklera i ta część spotkania zakończyła się remisem.

W drugiej połowie wcale nie zanosiło się na „odjazd” którejś z ekip. Gra była bardzo twarda, czego dowodem była czerwona kartka dla Blaza Blagotinseka w czterdziestej minucie spotkania za atak na szyję Vlada Kulesha. Dosłownie kilka sekund później karę dwóch minut otrzymał z kolei Alex Dujshebaev za nieprzepisowe przerwanie kontrataku Veszprem. Tablica wyników wskazywała 19:18 dla naszych rywali, ale ze względu na ściągnięcie Vlada Cupary na czas kary Alexa, Petar Nenadić i Dragan Gajic zdobyli w sumie trzy gole do pustej bramki, szybko podnosząc prowadzenie na 22:18. Złą passę przerwał dopiero z ataku pozycyjnego Krzysztof Lijewski.

Ten krótki okres bardzo utrudnił sytuację kielczan, którzy teraz zaczęli się spieszyć. W czterdziestej czwartej minucie wreszcie swoją pierwszą bramkę w tym spotkaniu zdobył Luka Cindrić. Nasz rozgrywający za chwilę dołożył kolejną i wyglądało na to, że tylko on może nas wyciągnąć z tarapatów. Na kwadrans przed końcem meczu przegrywaliśmy 21:24. Co to dla nas – pomyślał zapewne nie jeden z kibiców. Pach! Kolejne trafienie Cindry! I kolejne! Już czwarte! I piąte! Chorwat jakby nagle dostał natchnienia, wyczyniając na parkiecie cuda.

Chwilowo kryzys został zażegnany! Po tej niesamowitej serii Luki Cindricia i kolejnej bramce Blaza Janca, przegrywaliśmy już tylko 27:28. Drużyny znów wymieniały cios za ciosem. Na niecałe sześć minut przed końcem wynik wynosił 30:28 na korzyść Veszprem, a trener Dujshebaev poprosił o czas. Rozegraniem dyrygowali we trójkę Luka Cindrić, Alex Dujshebaev i Blaz Janc. Końcówka owocowała jednak w zbyt wiele błędów z naszej strony i tym razem to Węgrzy okazali się lepsi, wygrywając z PGE VIVE  regulaminowym czasie gry 33:30.

W niedzielę, o godz. 15:15 kielczanie ponownie wyjdą na parkiet LANXESS Areny, walczyć o brązowy medal Ligi Mistrzów. Rywala wyłoni drugi półfinałowy mecz, w którym Barca Lassa zamierzy się w HC Vardarem.