11.09.2019, 19:29
Mecz

Górnik powalczył tylko do przerwy

W meczu 3. Serii PGNiG Superligi wysoko pokonaliśmy NMC Górnik Zabrze 34:24. Podopieczni Marcina Lijewskiego bardzo dobrze postawili się gospodarzom w pierwszej połowie spotkania, przegrywając ją jedynie dwoma trafieniami. Ostatecznie wynik meczu zdeterminował pierwszy kwadrans drugiej połowy, w której zabrzanie zdobyli tylko jedną bramkę. W spotkaniu nie wystąpili przechodzący rehabilitację Mateusz Jachlewski, Daniel Dujshebaev, Tomasz Gębala oraz Branko Vujović, który na poniedziałkowym treningu doznał urazu stawu skokowego.

PGE VIVE Kielce – NMC Górnik Zabrze 34:24 (15:13)

PGE VIVE Kielce: Wolff, Kornecki – Karacić, A. Dujshebaev, Pehlivan, Aginagalde, Janc, Lijewski, Jurkiewicz, Kulesh, Moryto, Fernandez, Karalok, Guillo

NMC Górnik Zabrze: Skrzyniarz, Galia – Bondzior, Daćko, Bis, Tomczak, Sićko, Łyżwa, Sluijters, Kazimier, Czuwara, Pawelec, Bushkou, Gogola, Kondratiuk

Pierwsza siódemka: Kornecki – Janc, A Dujshebaev, Karalok, Karacić, Kulesh, Jurkiewicz

We w miarę typowym ustawieniu rozpoczęli ten mecz kielczanie. Na swoich nominalnych pozycjach na boisko wyszli wszyscy poza Mariuszem Jurkiewiczem, który spotkanie z Górnikiem zainaugurował na lewym skrzydle. Trener Talant Dujshebaev przyzwyczaił kibiców do tego, że pod nieobecność Mateusza Jachlewskiego wystawia w lewym rogu parkietu właśnie Kaczke lub Julena Aginagalde, zmieniając ich z jedynym pozostałym w składzie lewoskrzydłowym Angelem Fernandezem.

Na środku obrony Mariusz Jurkiewicz pilnował dostępu do bramki Mateusza Korneckiego razem z Dorukiem Pehlivanem, a barierę pierwszego kontaktu na około jedenastym metrze stanowił wysunięty na „jedynce” Blaz Janc. To właśnie na defensywę 5-1 postawił szkoleniowiec kielczan w tym meczu.

Dobrze oglądało się początek spotkania. Gra była dynamiczna i po początkowym prowadzeniu gospodarzy 4-1, goście dogonili kielczan na 6:5 i w kolejnych minutach nie odstępowali ich na więcej niż dwie, trzy bramki. Na środku obrony Górnika grał nasz wychowanek, Bartłomiej Bis, który w ataku z kolei dzielnie przepychał się między naszymi zawodnikami, robiąc miejsce dla swoich kolegów lub samemu zdobywając bramki, co w piętnastej minucie spotkania przyniosło jego ekipie remis 8:8.

Mniej więcej w tym czasie Mateusza Korneckiego między słupkami zastąpił Andi Wolff, a w polu gry pojawili się Krzysztof Lijewski, Angel Fernandez, Romaric Guillo, Julen Aginagalde i Arkadiusz Moryto. Na środku rozegrania cały czas „panował” u nas Igor Karacić, a na lewej połówce Vlad Kulesh. Gra zdecydowanie przestała się „kleić”, bo zabrzanie wyszli na prowadzenie 10:8, zdobywając pięć trafień z rzędu. Trener Dujshebaev poprosił o czas, ale w pierwszej akcji po wznowieniu spotkania piłka po niecelnym podaniu Vlada Kulesha do Krzysztofa Lijewskiego wyleciała na aut. Wsparcie w bramce dał jednak wtedy Andi Wolff, a swoje w ataku zrobili Igor Karacic, Angel Fernandez i Arek Moryto. Sytuacja wróciła do normy – tablica wyników wskazywała znów jednobramkowe prowadzenie kielczan, 11:10.

W szeregi obu zespołów wkradło się trochę niedokładności, piłka krążyła od bramki do bramki. U zabrzan najlepiej od początku spotkania radził sobie Iso Sluijters, który w ciągu pierwszej połowy rzucił dla swojej drużyny pięć bramek. Dla kielczan po trzy trafienia zaliczyli Arkadiusz Moryto i Alex Dujshebaev. Pierwsza część spotkania zakończyła się nieznacznym prowadzeniem PGE VIVE Kielce 15:13 przy 50% skuteczności Andreasa Wolffa w bramce.

Na drugą połowę na parkiecie znów pojawił się Mateusz Kornecki, który tę część gry rozpoczął dużo lepiej, niż pierwszą. Przez czternaście minut zabrzanie zdołali rzucić tylko jedną bramkę (Krzysztof Łyżwa w trzydziestej szóstej minucie), co przy dziesięciu trafieniach kielczan doprowadziło do wyniku 25:14. Podopieczni Talanta Dujshebaeva postawili tym razem na obronę 6-0, blokując rzuty rywali i dobrze współpracując z Mateuszem Korneckim. Indolencję gości przełamał dopiero w piętnastej minucie Adrian Kondratiuk z rzutu karnego i to dopiero przy poprawce, bo rzut w pierwsze tempo odbił się od poprzeczki.

Na ostatni kwadrans meczu na boisku znów zameldował się Andreas Wolff, Blaz Janc grał już tylko w ataku, a do obrony zmieniał go Romaric Guillo, który na środku pilnował szarży Bartłomieja Bisa wspólnie z Dorukiem Pehlivanem. Goście mocno stracili na sile rażenia i byli już w stanie wrócić na poziom z pierwszej połowy. Pojedyncze trafienia dokładali Adrian Kondratiuk, Aleksander Bushkou i Szymon Sićko, ale kielczanie cały czas utrzymywali wysoką przewagę około dziesięciu trafień. Ostatecznie nasi zawodnicy bezpiecznie dowieźli tę przewagę do końca i wygrali trzeci mecz w sezonie wynikiem 34:24.