02.11.2019, 16:36
Mecz

Wielki Alex, wielka drużyna!

  • Magda Pluszewska
  • Tekst

  • Anna Benicewicz-Miazga
  • Foto

Anna Benicewicz-Miazga

Takiej piłki ręcznej chcemy w Hali Legionów! Po wspaniałych sześćdziesięciu minutach wyrównanej walki w meczu 6. kolejki fazy grupowej Ligi Mistrzów pokonaliśmy Telekom Veszprem HC 34:33. Fantastyczne spotkanie rozegrał Alex Dujshebaev, który zdobył aż 11 bramek! Po raz pierwszy do protokołu meczowego kielczan wpisanych było szesnastu zawodników. Na parkiecie zabrakło już tylko Mateusza Jachlewskiego i Tomasza Gębali. Z Veszprem wygraliśmy pierwszy raz od pamiętnego Final4 w 2016 roku!

PGE VIVE Kielce - Telekom Veszprem HC 34:33 (17:17)

PGE VIVE Kielce: Wolff (1-60 min, 8/40) 1, Kornecki (na jednego karnego, 0/1) - Fernandez 3, Jurkiewicz 1 – Kulesh 3, Pehlivan, D. Dujshebaev, Karacić 2, A. Dujshebaev 11, K. Lijewski 1, Janc 1, Moryto 4, Karalok 5, Aginagalde 2, Guillo

Telekom Veszprem HC: Sterbik (1-11, 47-60 min i na jednego karnego, 4/16), Cupara (11-47 min , 8/25) – Strlek 3, Manaskov, Lauge Schmidt 5, Terzić, Borozan 1, Mackovsek, Lekai 2, Nenadić 4, Tonnesen 5, Yahia, Marguc 3, Gajić 7, Blagotinsek 1, Ferreira 1

Pierwsza siódemka: Wolff – Janc, A. Dujshebaev, Karacić, Kulesh, Fernandez, Karalok

STATYSTYKI

Na ten mecz wielu kibiców czekało od początku sezonu! Nic dziwnego – piękne widowisko rozpoczęło się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Podczas hymnu Ligi Mistrzów cała trybuna po stronie „młyna” pokryła się oprawą głoszącą przyjaźń polsko-węgierską z hasłem „God, save Poland and our Hungarian Brothers” (ang. Boże, miej w opiece Polskę i naszych węgierskich braci). Kibice pięknie przywitali cały zespół gości, a szczególnie naszych byłych zawodników, Vladimira Cuparę i Manuela Strleka.

Wspaniały początek na trybunach przełożył się na wspaniały start na parkiecie. Mecz był szybki, zacięty, toczył się bramka za bramkę. Po około dziesięciu minutach karę dwóch minut otrzymał Mirsad Terzić. Trener Veszprem od razu zaryzykował, ściągając z parkietu bramkarza Arpada Sterbika, by grać szóstką w polu. Najpierw wyszło mu to na dobre, bo po pierwszej akcji do obrony Mate Lekai zdołał zmienić się z Vladimirem Cuparą, który na tym etapie zastąpił Sterbika. Serb dwukrotnie obronił rzuty naszych zawodników. Przy kolejnej akcji jednak środkowy rozgrywający gości już nie zdołał w tempie zmienić się z „Cupim”, a Arciom Karalok oddał trafienie do pustej bramki.

Mecz oglądało się świetnie. Padała bramka za bramką, a szybkie tempo gry nakręcało kibiców obu zespołów do głośnego, efektownego dopingu. Za chwilę na ławkę kar odesłany został Kent Robin Tonnesen, a to znaczyło, że Vlad Cupara znowu pobiega sobie sprinty od ławki do bramki. Tym razem wyszło dobrze, bo goście ani razu nie stracili gola przez brak bramkarza między słupkami.

Spotkanie cały czas toczyło się bramka za bramkę, a żadnej ekipie nie udawało się odskoczyć choćby na dwa gole. Dopiero w dwudziestej drugiej minucie, gdy rzut Veszprem powstrzymał Andreas Wolff, Arkadiusz Moryto wystrzelił jak z procy w kierunku Vlada Cupary i otrzymawszy piłkę tuż przed jego polem bramkowym, pokonał bramkarza w kontrze, dając nam prowadzenie 14:12. Chwilę później Arek sprytnie wykradł rywalom piłkę i znów pomknął przez całe boisko w kierunku bramki Veszprem, ale tym razem lepszy okazał się „Cupi”, który odbił rzut skrzydłowego nogą.

Atmosfera w hali była niesamowita. Hałas zagłuszał własne myśli i gwizdki sędziów. Niestety, przez brak skuteczności w kilku akcjach, szybko straciliśmy dwubramkową przewagę i do przerwy powróciliśmy do stanu remisowego, na przerwę schodząc z wynikiem 17:17.

Bardzo dobrze rozpoczęła się druga połowa meczu. Atak naszego zespołu napędzał Alex Dujshebaev, ale ważne trafienia dokładali też Blaz Janc czy nawet Andreas Wolff, który zauważył brak bramkarza między słupkami Veszprem i w czterdziestej trzeciej minucie dał naszej drużynie wynik 22:19. Z trudem, ale jednak, kielczanom udawało się utrzymywać trzybramkowe prowadzenie.

Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby nie Alex. W czterdziestej czwartej minucie spotkania rozgrywający popisał się piękną indywidualną akcją zbiegając aż na pozycję prawego skrzydłowego i precyzyjnym rzutem na „długi” słupek pokonując Vlada Cuparę, który cały czas bronił słupków Veszprem. Chwilę później znów zdobył bramkę, tym razem z rozegrania. I znowu! Prowadziliśmy 29:25, a do bramki rywali wrócił Arpad Sterbik.

Był to świetny ruch trenera Davisa, bo jak to bywało już nie raz, Sterbik zaczarował bramkę, a Veszprem w ciągu kilku minut dogoniło nas na remis, 29:29. Do końca meczu pozostawało dziesięć minut. Pewnie wielu kibiców w tym momencie złapało się za głowy i myślało o najgorszym. Nasi zawodnicy natomiast nie stracili zimnej krwi i zmobilizowali się pokazując, że tym razem Arpad Sterbik im nie straszny! Dzięki Arciomowi Karalokowi i Alexowi Dujshebaevowi znów wyszliśmy na prowadzenie i obroniliśmy go do ostatnich sekund.

W końcówce, gdy prowadziliśmy 34:33, rywale wyszli wysoką obroną, pilnując indywidualnie naszych zawodników, gdy ci mieli piłkę w ostatniej akcji, na szczęście nie udało im się wymusić błędu i ostatecznie zakończyliśmy ten mecz właśnie jednym trafieniem przewagi, pokonując Telekom Veszprem pierwszy raz od czasu pamiętnego Final4 w 2016!