17.12.2019, 15:30
Wywiad

T. Gębala: Zrozumiałem, jak funkcjonuje wielka piłka ręczna

  • Magda Pluszewska
  • Tekst

  • Anna Benicewicz-Miazga
  • Foto

Anna Benicewicz-Miazga

Po trzech sezonach w Magdeburgu kolejne trzy spędził w Płocku. Minionego lata kolor niebieski zdecydował się zamienić na żółty. Z utalentowanego chłopca zamienił się w dojrzałego człowieka gotowego na wyzwania europejskiego handballu. W przerwie na święta i zgrupowania kadr narodowych publikujemy wywiad z nowym zawodnikiem PGE VIVE Kielce, Tomaszem Gębalą z drugiego numeru odświeżonego magazynu #dawajDAWAJ. Rozgrywający opowiada o kielecko-płockiej rywalizacji, radzeniu sobie z presją i żmudnej rehabilitacji po drugim już zerwaniu więzadła w kolanie. Wywiad został przeprowadzony w listopadzie.

PGE VIVE Kielce: Jak mijają Ci dni spędzane na rehabilitacji w Gdańsku?

Tomasz Gębala, rozgrywający PGE VIVE Kielce: Wygląda to dość monotonnie. Przechodzę obecnie mocne przygotowania motoryczne do tego, by wrócić do pełnej sprawności, by moje mięśnie się odbudowały i znowu trzymały w ryzach moje kolano. Na razie dążymy do odzyskania pełni sprawności, a potem zajmiemy się tym, by noga wytrzymywała mocne zmiany kierunku i zatrzymania. Codziennie na ćwiczeniach spędzam dwie, trzy godziny. Do tego trzeba doliczyć masaż, który jest bardzo ważny, bo zapobiega spinaniu się mięśni. Od ponad pięciu miesięcy nie ćwiczyłem mocno, więc mięśnie są odzwyczajone od wysiłku i szybko się męczą.

Już raz przechodziłeś proces rehabilitacji po zerwaniu więzadła. Czy tym razem przebiega on podobnie?

Na pewno jedną ważną zmienną jest to, że przeszczep więzadła nastąpił z innej części mojej nogi. Wcześniej było to z mięśnia półścięgnistego, czyli z okolic mięśnia dwugłowego uda, a teraz z więzadła rzepki. Rok temu więzadło rzepki też oberwało przy kontuzji, było przekrwione, więc lekarze nie chcieli ryzykować. Różnica jest np. taka, że teraz od razu miałem pełny wyprost kolana, a wcześniej nie. Wszystko idzie bardzo ładnie, kolano dobrze reaguje, ale w zasadzie w poprzednio też dobrze reagowało.

Jak wyglądają najświeższe prognozy rozpoczęcia przez Ciebie treningów z drużyną?

Niestety, mogę powiedzieć dokładnie to samo, co mówiłem przy poprzedniej kontuzji, gdy wielokrotnie mnie o to pytano (śmiech). Zależy od tego, jak moje kolano będzie reagowało na wiele zmiennych. Nawet jeden za mocny trening może sprawić, że spuchnie i będę miał tydzień przerwy i już mamy opóźnienie. Bardzo ciężko to stwierdzić. Muszę najpierw przygotować się mięśniowo. Zobaczymy jak to będzie, gdy do ćwiczeń dojdą zatrzymania i zmiany kierunku, które bardzo obciążają kolana.

Jak w całej tej sytuacji odnajdujesz się psychicznie?

Nie będę mówił o tym, co było wcześniej, a teraz już jest okej. Przetrwałem najnudniejszy okres, jest coraz lepiej, mogę wykonywać coraz więcej ćwiczeń, mogę biegać. Wiesz, nigdy nie lubiłem biegać, a teraz sprawia mi to przyjemność, bo długo tego nie robiłem. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że trzeba się przebić przez kilka miesięcy nudnej pracy, w której urozmaiceniem jest to, że zamiast ćwierćprzysiadu zrobisz półprzysiad. Trzeba przetrwać do momentu, gdy znowu dostanę piłkę do ręki i praca będzie bardziej kreatywna.

Zakładam, że gdy oglądasz mecze chłopaków, to ciężki Ci wysiedzieć przed telewizorem.

Chciałbym już pograć, ciągnie mnie do piłki! Nigdy nie będzie tak, że będę siedział na kanapie przed telewizorem i mówił sobie „Eee, nie, nie pograłbym sobie”. Jasne, że pograłbym sobie. Chciałbym też po prostu zrobić wszystko, by pomóc kolegom.

W Kielcach jest zasada, że zdrowie zawodnika przede wszystkim jest najważniejsze. Jak zareagujesz, gdyby okazało się, że nie będzie Ci dane wyjść na parkiet jeszcze w tym sezonie?

Na kontuzję trzeba spojrzeć długofalowo. Pomyślmy – fajnie, wrócę sobie pomimo tego, że moje ciało nie będzie gotowe na intensywne granie, zagram trochę w końcówce sezonu i co, pod koniec znowu zerwę krzyżowe w tym samym kolanie, trzeci raz? Pożyczyłbym sobie wtedy dwa, trzy miesiące z kilku lat kariery. Nie chcę jej kończyć w wieku 26 lat, muszę się dokładnie wyleczyć.

Jak podoba Ci się gra PGE VIVE w tym sezonie?

To trudne pytanie. Nie widzę wszystkiego, co dzieje się na treningach, bo jestem w Gdańsku. W ostatnim czasie byłem po obu stronach, tzn. jako zawodnik brałem udział w treningach widziałem wszystko, ale i przez kilkanaście miesięcy kontuzji mogłem poczuć się jak kibic, który tylko ogląda mecze i nie widzi, jak koledzy pracują. Siedzieć sobie z boku, oglądać mecze i oceniać jest łatwo. Nie chcę tego oceniać.

Co pomyślałeś sobie, gdy w październiku przegraliśmy z Płockiem pierwszy raz od ponad trzech lat?

Dla Kielc i dla Płocka ważne jest to, żeby było jak najwięcej dobrych zespołów w lidze i jak najwięcej dobrego grania. Dobre granie sprawia, że zespół się rozwija, ma więcej możliwości do przetestowania siebie w jak najcięższych warunkach. W sytuacji, gdy liga jest złożona z tylko jednego mocnego zespołu, jak to przez wiele lat było w Hiszpanii, gdzie liga była – i nadal jest, ale rozwinęło się też wiele mniejszych zespołów – zdominowana przez Barcelonę, wcale nie było to dla Barcelony dobre. Katalończycy dobre granie mieli tylko w Lidze Mistrzów, a tam już trzeba być bezbłędnym, nie można tracić punktów. Tak więc dla Kielc, polskiej ligi i w ogóle polskiej piłki ręcznej najważniejsze jest, by było jak najwięcej dobrych zespołów.

Nafciarze przeogromnie cieszyli się z tego zwycięstwa, jakby wygrali już całą ligę. Z całą sympatią do zawodników Wisły, czy podczas swojego pobytu w Płocku zauważyłeś, by było coś takiego jak kompleks VIVE?

Myślę, że to bardziej rywalizacja. Na pewno bolało to, że przez tyle czasu nie dało się wygrać. Mnie też bolało, że tyle razy byliśmy blisko, ale w ostatecznym momencie nie dawaliśmy rady przechylić szali zwycięstwa na naszą stronę. To trochę jak rywalizacja z braćmi – jeśli cały czas nie możesz wygrać, to to frustruje. Ale to taka pozytywna sportowa frustracja, bo rywalizując musisz cały czas chcieć wygrać.

Czy pojawienie się plotek o transferze do Kielc zmieniło Twoją sytuację w Płocku?

W ogóle, pracowałem dalej na sto procent, nie obijałem się i wszyscy o tym wiedzieli. A że widzieli, że pracuję jak profesjonalista, to nie odczułem problemów w związku z plotkami. Oczywiście, były pytania od działaczy klubu, kolegów z zespołu, kibiców, ale koniec końców dzięki temu, że dawałem z siebie wszystko, wszystko zostało „po normalnemu”.

Miałeś już bliższą styczność z naszymi kibicami?

Tak, miałem. Na razie było bardzo pozytywnie. Jestem jednak świadomy tego, że komentarze odnośnie mojego przyjścia z Płocka, na pewno się pojawią, tego się nie uniknie.

Jak będziesz wspominał trzy sezony spędzone w Płocku?

Pozytywnie. Gdy grałem w Płocku, urodził się mój syn, do tego skończyłem studia, rozwinąłem się jako człowiek i zawodnik. Zrozumiałem jak funkcjonuje wielka, europejska piłka ręczna, w której jest parcie na wynik, nie to co w Magdeburgu, gdy grałem w drugim zespole, a czasem bywałem włączony do pierwszego. W Płocku nie miałem luzu psychicznego, przez pewien moment nie dawałem sobie rady, ale z czasem nauczyłem się, jak się od tego odcinać, by nie wpływało to na moją grę. Tak mi się wydaje przynajmniej, ale pewnie wyjdzie to w praniu.                                         

 

Wywiad pochodzi z 39. numeru magazynu klubowego #dawajDAWAJ (listopad 2019/styczeń 2020)