29.10.2020, 22:41
Mecz

Szczęśliwy remis w Porto!

Z trudnego portugalskiego terenu drużyna Łomża Vive Kielce przywozi jeden punkt, remisując z FC Porto 32:32 i kończąc pierwszy etap fazy grupowej Ligi Mistrzów na pierwszym miejscu grupy A. Po bardzo dobrym, mocnym początku żółto-biało-niebieskich, gospodarze dogonili nas, a następnie prowadzili przez większość spotkania, grając w ataku siedmiu na sześciu. W końcówce kielczanie zdołali doprowadzić do remisu. Podyktowany dla Portugalczyków po regulaminowym czasie gry rzut wolny został zablokowany, dzięki czemu Mistrzom Polski udało się obronić jeden punkt rezultatem 32:32.

FC Porto – Łomża Vive Kielce 32:32 (19:17)

FC Porto: Mitrevski, Quintana – Magalhaes, Areia Rodrigues, Slisković, Späth, Silva Sousa Martins, Salina Amador, Branquinho, Martins Soares, Silva da Borges, Alves, Iturriza Alvarez, Gomes, Costa, Mbengue

Łomża Vive Kielce: Kornecki, Wolff – Karačić, A. Dujshebaev, D. Dujshebaev, Vujović, Karalek, Tournat, Kaczor, Sićko, Moryto, Gudjonsson, Fernandez, Surgiel, Gębala

Pierwsza siódemka: Wolff – Moryto, A. Dujshebaev, Tournat, Karacić, Sićko, Fernandez

Kto pamięta wyjazdowe spotkanie Mistrzów Polski z FC Porto z sezonu 2019/20, z pewnością obawiał się o przebieg dzisiejszego meczu. Kielczanie też mieli w głowach tamtą porażkę, o czym mówili przed wylotem do Portugalii, co wyjątkowo zmotywowało ich do bardzo mocnego startu. Zaczęło się fantastycznie! Od pierwszej akcji grę rozgrywającym gospodarzy uprzykrzał Andreas Wolff, który już po trzydziestu sekundach odbił pierwszy rzut, oddany w jego kierunku przez Andre Gomeza. Ofensywa kielczan świetnie sprawowała się zarówno w ataku pozycyjnym jak i w kontrze. Właśnie w kontrataku, po efektownej paradzie Andreasa Wolffa, podczas której kapitan Łomża Vive Kielce w charakterystyczny dla siebie sposób – w szpagacie – powstrzymał rzut z lewego skrzydła, Arkadiusz Moryto wyprowadził naszą ekipę na 4:2.

Żółto-biało-niebiescy parli do przodu, rozpędzając się z każdą minutą. Wreszcie jednak na wyższe obroty weszli i Portugalczycy, co przy stanie 11:8 dla nas po kwadransie gry skłoniło trenera Talanta Dujshebaeva do wzięcia czasu. Dwie minuty później Andreasa Wolffa w bramce zmienił Mateusz Kornecki, który podobnie jak jego poprzednik już przy pierwszej próbie popisał się świetną interwencją, powstrzymując z koła Victora Iturrizę. Niestety, obrotowy był wówczas faulowany, co przełożyło się na rzut karny, w któremu naszemu bramkarzowi zabrakło szczęścia, bo piłka posłana do siatki przez Antonio Areię, musnęła jego nogę.

Portugalczycy wreszcie wyrównali, a w końcu wyszli na prowadzenie 15:13. Wtedy między słupki powrócił Andreas Wolff. Nasz golkiper często wyczuwał intencje atakujących, a do udanych parad brakowało milimetrów. Po drugiej stronie natomiast świetnie radził sobie Alfredo Quintana, który podobnie jak przed rokiem, tak i teraz wzmagał w naszych rozgrywających frustrację, m. in. w jednej z akcji złapał rzut Alexa Dujshebaeva w tzw. kampę. Mistrzowie Polski nie poddawali się jednak. Do remisu 15:15 doprowadził wreszcie Tomasz Gębala, który z piłki zrobił pocisk pędzący idealnie w prawe okienko Quintany. Końcówka pierwszej części gry należała jednak do gospodarzy, którzy do przerwy zdołali wypracować wynik 19:17.

Początek drugiej połowy szedł kielczanom jak po grudzie. Obrońcy FC Porto w każdej minucie udowadniali, że nie bez przyczyny uznawani są za jednych z najlepszych w całej stawce Ligi Mistrzów. Potężni defensorzy jakby bawili się w cienie naszych zawodników, fenomenalnie przesuwając się za nimi, zamykając drogę do bramki Alfredo Quintany. W ataku natomiast trener Magnus Andersson wystawiał siedmiu zawodników z pola, ściągając Quintanę, z czym z kolei nie mogła poradzić sobie nasza obrona. Nie pozwalaliśmy gospodarzom odjechać na większą przewagę, ale i cały czas nie mogliśmy się do nich zbliżyć.

Udało się to dopiero na osiem minut przed końcem spotkania, gdy Daniel Dujshebaev wyrównał na 28:28. Chwilę później rozgrywający mógł dać swojej ekipie prowadzenie, ale posłana przez niego piłka natknęła się na wysoko uniesioną stopę portugalskiego bramkarza. Co nie udało się Daniemu, zrobił Artsem Karalek! Po rzucie obrotowego chwilowo prowadziliśmy 29:28, a gdy gospodarze znów doprowadzili do remisu, trener Talant Dujshebaev poprosił o czas.

Gdy trwoga, to do skrzydłowych – tak mniej więcej można streścić taktykę naszego zespołu w tym meczu. Może nie byli oni dzisiaj zbytnio wykorzystywani, ale gdy już dostawali piłkę, to niemal w ogóle się nie mylili. Bardzo solidnie w ważnych momentach z obowiązków wywiązywał się Sigvaldi Gudjonsson, a teraz rzut karny wykorzystał Arkadiusz Moryto. Za chwilę bramkę na konto ekipy Łomża Vive Kielce dołożył Angel Fernandez.

Niestety, w drugiej połowie w każdym elemencie było coś nie tak, dlatego w końcu pomylił się i Sigvaldi Gudjonsson. Islandczyk nie wykorzystał rzutu karnego. W kolejnej akcji pomylił się Alex Dujshebaev. Szcześliwie, wolą walki i determinacją kielczanie zdołali wywalczyć w portugalskiej hali jeden punkt, remisując 32:32, po regulaminowym czasie gry blokując jeszcze rzut wolny Fabio Magalhaesa. Po trudnym, zarówno fizycznie jak i mentalnie meczu, pozostaje niedosyt, bo drugi punkt był na wyciągnięcie ręki, ale i duma z zespołu, który do końca niestrudzenie walczył, niemal całą dugą połowę „goniąc” prowadzących gospodarzy.

Fazę grupową Ligi Mistrzów przed przerwą na listopadowe zgrupowania reprezentacji kończymy więc z dziewięcioma punktami. Ekipa Łomża Vive Kielce zajmuje obecnie pierwsze miejsce mając punkt (i mecz) przewagi nad niemieckim SG Flensburg-Handewitt.