24.12.2020, 11:44
Wywiad

„Panowie sędziowie, bardzo was kocham!”

  • Maciej Szarek
  • Tekst

  • Patryk Ptak
  • Foto

Patryk_Ptak

W obszernym wywiadzie z trenerem Talantem Dujshebaevem podsumowujemy 2020 rok. „Już mamy dobre wyniki, ale wciąż nie jesteśmy na docelowym poziomie, będziemy jeszcze mocniejsi!” – zapowiada. Pytamy o cele na 2021, rozmawiamy o zmieniającej się roli trenera, krytyce oraz naszych podopiecznych, którzy razem z reprezentacją Polski w styczniu zagrają na mistrzostwach świata w Egipcie.

Łomża Vive Kielce: Nie sposób nie zacząć od zdrowia. Dopadł trenera koronawirus. Na szczęście szybko uspokoił Pan kibiców, że wszystko jest w porządku. Może powiedzieć trener coś więcej?

Talant Dujshebaev: Tylko tyle, że czuję się naprawdę świetnie, na tyle, ile mogę. Nie mam żadnych szczególnych objawów, tylko lekką gorączkę, ale w granicach normy. Smak, węch, kaszel – wszystko w porządku, żadnych problemów z oddychaniem. Oczywiście, nie czuję się na sto procent możliwości, ale kiedy słuchałem bądź czytałem relacje ludzi, którzy także chorowali na Covid-19, wiem, że niektórzy przechodzili to bardzo ciężko, ich życie było zagrożone (m.in. brata trenera Dujshebaeva, o czym mówił w rozmowie z TVP Sport – red.). Czuję się więc uprzywilejowany, że nie mam silnych objawów.

W niedzielę miał trener lecieć do Hiszpanii, a tak pierwsze święta w Polsce.

Tak, samo posiadanie pozytywnego wyniku i kwarantanna to jeden z większych objawów! (śmiech) Po raz pierwszy od siedmiu lat, kiedy jestem w Polsce, spędzę tutaj święta. Ale że jestem na kwarantannie, i tak nic nie mogę zrobić. Izolacja kończy mi się we czwartek o północy. Razem z żoną będziemy więc siedzieć w domu, oglądać telewizję i napijemy się wina. Zostajemy sami, bo synowie (Alex i Daniel, zawodnicy Łomża Vive Kielce – red.), o ile otrzymają negatywne wyniki, pojadą na zgrupowanie reprezentacji Hiszpanii. My zrobimy badania i – mam nadzieję – polecimy do Hiszpanii 27, może 28 grudnia. Na pewno odpocznę tym czasie, bo ostatni okres był bardzo intensywny. Trzeba wykorzystać ten moment.

Mamy takie czasy, że wszyscy musimy być stale przygotowani na zmiany. Na chorobę nie ma dobrego momentu, możemy się zastanawiać czy nie lepiej by było zachorować latem, podczas przygotowań do sezonu, ale dziękuję Panu Bogu, że trzymałem się do ostatniej chwili. Najważniejsze, że ogólnie jestem zdrowy. Teraz o wiele łatwiej zostać na kwarantannie, najgorzej wspominam tę pierwszą, marcową, która trwałą blisko dwa miesiące, kiedy wszystkim było ciężko, bo była to nowość, nie wiedzieliśmy, co robić. Teraz, gdy mamy już ich za sobą kilka, nie ma problemu.

Zapamięta Pan coś pozytywnego z 2020 roku?

Oczywiście, zawsze staram się patrzeć pozytywnie. Jedną z takich rzeczy jest to, że choć bardzo ciężko było przyzwyczaić się do gry bez kibiców, to kiedy gramy w Kielcach, wciąż zawsze czujemy ich wsparcie. To nie puste słowa, wiemy, że są z nami, czujemy pozytywną energię. Pamiętam wszystkie wiadomości przed meczem z PSG, fani pisali nam, jak kibicują, dało nam to bardzo dużo. Podobnie było po przegranej we Flensburgu, kiedy dostałem mnóstwo wiadomości, że nic się nie stało. Dlatego też jestem tutaj bardzo szczęśliwy, chcę tu być i nie wyobrażam sobie teraz pracy nigdzie indziej niż w Kielcach.

Wydaje mi się też, że mimo tych wszystkich problemów, wirus nie dotknął nas aż tak bardzo. Zagraliśmy osiem spotkań w Lidze Mistrzów i dziesięć w Superlidze. Przepadło pięć gier, będziemy je nadrabiać w nowym roku, ale myślę, że to nie jest zły wynik, jeśli popatrzymy na inne kluby. Jasne, chcielibyśmy rozegrać komplet spotkań, ale cieszymy się z tego, co mamy.

Spodziewał się trener, że Łomża Vive Kielce w tym sezonie będzie tak mocna? Bo pozycje lidera na koniec roku zarówno w Lidze Mistrzów, jak i PGNiG Superlidze, robią wrażenie.

Wszystko to zasługa cierpliwości, planowania i pokory. Przecież my jeszcze nic nie wygraliśmy w tym sezonie, jeszcze nic nie zrobiliśmy! Mamy dużo do poprawy, choć trzeba sobie powiedzieć, że jesteśmy też zadowoleni z postępów. Ten rok, choć z pandemią, idzie tak, jak zaplanowaliśmy. Nie możemy mówić jednak, że już jesteśmy na docelowym poziomie, będziemy jeszcze mocniejsi. Ostatnio byliśmy w formie, mieliśmy sportowe szczęście, graliśmy dobrze, więc wyniki były z nami i trzeba się z tego cieszyć. Musieliśmy się nieźle nakombinować podczas przygotowań oraz w trakcie tej połowy sezonu. Co chwilę musieliśmy adaptować się do tego, co się dzieje na świecie. Elastyczność, jaką zapewnił nam klub w tym czasie, była kluczowa. Zawodnicy, ile razy nas nie zamykano, wywiązywali się ze swoich obowiązków znakomicie.

No właśnie. W poprzednich latach wielokrotnie mówił Pan, że drużyna będzie gotowa na lata 2020 czy 2021. W końcu dotarliśmy do tej daty.

Pamiętam, jak niektórzy uśmiechali się, słuchając tego. Mówili, że szukam alibi, komfortowej sytuacji albo spokojnego życia w Kielcach. Byli i tacy, co chcieli mnie zwolnić! Ale w 2017 roku mieliśmy najstarszy zespół w Europie, trzeba było podjąć jakąś decyzję co do przyszłości. Postawiliśmy na budowę nowej drużyny. Już w sezonie 2018/19 awansowaliśmy do Final Four, choć traktuję to jako pozytywną niespodziankę, bo nie liczyłem na to, ale byłem bardzo zadowolony. W zeszłym roku mieliśmy jeszcze większe szanse na powtórzenie awansu, ale wiemy, jak wyszło (fazę play-off odwołano, miejsca w turnieju F4 przyznano na postawie lokat w fazie grupowej – red.). EHF podjęło decyzję i musimy ją zaakceptować. Każda jedna byłaby krytykowana, dlatego w tych czasach trzeba wspierać tych, co decydują, bo mają bardzo ciężko.

Nie da się w rok zbudować kompletnej drużyny. Nawet kiedy masz nieskończenie wiele pieniędzy, jak Manchester City w piłce nożnej czy PSG w piłce ręcznej. Wygrali Ligę Mistrzów? Nie. My też mamy swoje ograniczenia, określony budżet, ale mamy świetną organizację, pomysł i jestem bardzo zadowolony ze współpracy z zarządem czy prezesami. Dziękuję też marce Łomża, która dała nam możliwość kontynuowania walki na najwyższym poziomie i bardzo mocno nas wspiera. Chcemy się odwdzięczyć dobrym wizerunkiem i sukcesami, by dalej reklamować Kielce, Polskę i sponsorów.

Biorąc pod uwagę wyniki w 2020 roku, Pana zapowiedzi odnośnie budowy zespołu na lata 2020/21, jakie oczekiwania możemy mieć względem 2021?

Co roku mówię, że jesteśmy Łomża Vive Kielce i zawsze gramy o najwyższe cele. Fazę grupową Ligi Mistrzów chcemy skończyć na pierwszym lub drugim miejscu i potem bić się o Final Four. Raz nam się udawało, raz nie, ale cele zawsze były takie same. W tym roku spełnienie ich wydaje się nieco bardziej możliwe, bo za nami bardzo dobry start w tych rozgrywkach. To daje mi optymizm. Uwaga, nie huraoptymizm. Mamy jeszcze kilka meczów do końca i musimy utrzymać naszą pozycję. W Polsce natomiast naszym obowiązkiem jest Mistrzostwo Polski i Puchar Polski.

Często mówi się, że przegrywają trenerzy, a wygrywają zawodnicy. Pan również zasługi za zwycięstwa oddaje swoim podopiecznym. To zagrywka psychologiczna?

Tak było, jest i będzie zawsze. Jako zawodnik miałem szczęście osiągnąć wiele sukcesów i wiem, co mówię. Nigdy nie lubiłem tych trenerów, którzy po meczach biegli na środek parkietu świętować jako pierwsi. Najważniejsi są zawodnicy.

Rolą trenera jest dobrze przygotować zespół i sprawić, by mu uwierzyli, by szli za nim w ogień. Jeśli to się uda, to mecze wygrywają gracze. Ale jeśli nie przygotujemy zespołu, albo zrobimy błędy, to my odpowiadamy za porażkę. Tak jak ja we Flensburgu, gdzie popełniłem błąd, nie zmieniłem Andreasa Wolffa na Mateusza Korneckiego. I rozumiem, że wtedy krytyka spada właśnie na nas. Konstruktywną przyjmuję, ale czasem denerwuje mnie stado wszechwiedzących ekspertów. Wtedy myślę sobie, że jedyne, co mogę zrobić, to dalej pracować zgodnie ze swoją wizją. Każdy popełnia błędy. Jeśli kiedyś pomyślę inaczej, uznam, że wszystko już umiem i wiem, to będzie moment, by skończyć trenować.

A ma Pan jakieś swoje metody motywowania drużyny?

Wtedy nie byłoby już z tego sekretu! (śmiech) Jesteśmy jednym z najmłodszych zespołów w Europie, na pewno łatwiej zmotywować taką drużynę niż kiedy masz przed sobą zawodników, którzy osiągnęli już szczyt w karierze, słyszeli i widzieli w sporcie wszystko. W Kielcach wiemy, że jesteśmy dobrym zespołem, mamy rodzinną atmosferę, ale to pozytywne wyniki dają najwięcej wiary w siebie i motywacji do dalszych działań. Wiemy jednak, jak ważny jest to obszar w sporcie, dlatego współpracujemy z firmą, która pomaga nam na tym polu.

To kolejne wzmocnienie Pana sztabu po trenerze bramkarzy oraz trenerze przygotowania fizycznego. Rola trenera w dzisiejszym sporcie zmienia się trochę w rolę menedżera, na wzór futbolowych szkoleniowców z największych klubów?

Oczywiście. Dla każdego trenera byłaby to idealna sytuacja. W dużej mierze zależy to od możliwości finansowych klubu, dlatego też jestem bardzo wdzięczny, że mogę rozwijać sztab, to tylko na plus dla drużyny. To dodaje procent, może dwa do jakości naszej gry, ale na najwyższym poziomie czasem właśnie takie detale potrafią zadecydować o końcowym wyniku.

Wcześniej mówił Pan o krytyce od kibiców. Ale Pan sam też jest oddanym fanem Realu Madryt. Jako kolega z branży inaczej patrzy Pan na innych trenerów? Ostatnio pół Madrytu chciało wyrzucić Zinedine'a Zidane'a z pracy!

Na pewno podchodzę inaczej. Mam wielki szacunek dla każdego trenera i każdej dyscypliny. Wiem, że to ciężka praca. Więc jak sam mógłbym krytykować kogoś, skoro nie wiem, jaka jest sytuacja w klubie?! Kiedy siedzisz przed telewizorem, wydaje ci się, że widzisz wszystko, ale często dochodzisz do – za przeproszeniem – głupich wniosków. Jestem kibicem Realu Madryt, denerwuję się, gdy przegrywają, co oznacza, że w tym sezonie denerwuję się często, ale jestem wiernym kibicem na dobre i złe. Mogę ponarzekać prywatnie w domu, ale nigdy nie zrobiłbym tego publicznie. Dlatego czasem wkurza mnie, gdy słyszę krytykę od osób niemających pojęcia o temacie. A sam kocham Real Madryt, Rafaela Nadala i madryckich koszykarzy!

Co do „kochania”, przypomniała mi się anegdota. Łomża Vive Kielce grała z MKS Kalisz, sędziowie podejmowali wiele decyzji na niekorzyść kielczan. Pan konsekwentnie zwracał im uwagę, aż w końcu nie wytrzymał, spodziewałem się mocnych słów, ale padło: „Panowie sędziowie, no co ja mogę powiedzieć, bardzo was kocham!”. Cała ławka zaniosła się śmiechem. Często musi się Pan hamować w tym sezonie, wiedząc, że słychać wszystko?

Oczywiście, że tak! Wiem, że jak powiem coś niewłaściwego, nawet w nerwach, to konsekwencje mogą być bardzo nieprzyjemne. A dziś, jak pan powiedział, telewizja może wyłapać wszystko. Pamiętam przecież sytuację po meczu reprezentacji Polski, gdy podczas jednej z przerw mocno zwróciłem uwagę Krzysztofowi Łyżwie. Potem czytałem, że biję zawodników! Czasem muszę powiedzieć coś na ostro, dlatego chciałbym mieć więcej prywatności, także na parkiecie. Nie lubię też mikrofonów podczas przerw na żądanie. Kto by chciał, żeby cały świat wiedział, co mówi, kiedy się denerwuje?! Ja wiem, że to dla telewizji, dla kibiców, ale czasem mam wrażenie, że to idzie za daleko. Niedługo dojdziemy do relacji z tego, co zawodnik jadł na śniadanie!

Zanim Łomża Vive Kielce wróci w lutym do gry, czekają nas mistrzostwa świata w Egipcie. Polacy zagrają w grupie z Hiszpanią, Brazylią oraz Tunezją. Jak Pan – jako były selekcjoner – patrzy na polską reprezentację?

To wielkie szczęście, że Polska dostała „dziką kartę” na te mistrzostwa. Na pewno duża w tym zasługa Związku i za to należą się im gratulacje. Kadra trenera Rombla ma świetnych bramkarzy oraz skrzydłowych, kołowych na międzynarodowym poziomie, ale brakuje środkowych rozgrywających i jest deficyt na prawej połówce. Trzeba mieć cierpliwość. Nie ma w Polsce już takiej generacji, jak kiedyś, z braćmi Jureckimi, Lijewskimi i Karolem Bieleckim. Teraz trzeba poczekać. Według mnie widać pracę trenera Rombla i chciałbym, żeby całe środowisko go wspierało.

Ma MŚ Polska jest w bardzo trudnej grupie. Jedno zwycięstwo, awans do kolejnej rundy, to będzie dla mnie mistrzostwo świata. Jeśli zdarzą się trzy porażki, wiem, że będą prosić głowy trenera Rombla, bo jego pracy nie widać na co dzień. Jej owoce będzie widać w 2028 czy 2029 roku. A wszyscy by chcieli wyników na tu i teraz. Łatwo kibicować, kiedy walczy się o medale, teraz trzeba kibicować, by wygrać jeden mecz, rozwijać się i kiedyś wrócić do gry o medale. Dlaczego Białoruś gra teraz na tak wysokim poziomie? Bo Jurij Szewcow pracuje tam już 10 lat. Chciałbym, żeby podobnie było i w Polsce.

Ale trudno też oczekiwać od kibiców czy dziennikarzy, by mieli na uwadze tylko – dość odległą – przyszłość i perspektywę długofalową. Kibicujemy, by przeżywać emocje.

To każdemu powiedziałbym tak – czy ich syn od razu będzie Robertem Lewandowskim? Nie. Mamy młodą kadrę, po zmianie pokoleniowej, potrzeba czasu, by stali się wielkimi zawodnikami. Tego nie da się zrobić w jeden dzień. Cierpliwość i praca, tego nam potrzeba.

Dobrze. A to, że w kadrze będzie prawdopodobnie pięciu graczy Łomża Vive Kielce, którzy znają się znakomicie, może pomóc?

Tak, ale pamiętajmy, że Szymon Sićko i Michał Olejniczak grają w Kielcach pierwszy sezon, Tomek Gębala także zadebiutował dopiero jesienią. Arkadiusz Moryto i Mateusz Kornecki są z nami od dawna, ale ich pozycje nie wymagają takiego zgrania, jak od rozgrywających. Każdy taki turniej dla pierwszej trójki to wieli plus. Powtarzam, dla mnie jeśli wygrają jeden mecz, to jakby zdobyli złote medale.

Czego można się spodziewać po naszych podopiecznych w kadrze? Pytam zwłaszcza o wspomnianą trójkę, bo pozycja Arkadiusza Moryto oraz Mateusza Korneckiego jest jasna.

Tomek, Szymon, Michał, wszyscy robią postępy. Ale to, że grają w Łomża Vive Kielce, które wygrywa w Lidze Mistrzów, nie oznacza od razu, że w każdym meczu będą liderami kadry. To tak nie działa.

Michał Olejniczak jeszcze pięć miesięcy temu grał w pierwszej lidze w Polsce! Jeśli ktoś uważa, że można od niego oczekiwać, że będzie liderem i będzie ciągnął grę Polski na środku rozegrania, powinien się poważnie nad sobą zastanowić. Michał jeszcze nic nie wie o piłce ręcznej! Ale każdy taki turniej bardzo mu pomoże, dajcie mu popracować, bo to duży talent. Tomasz Gębala do niedawna 27 z 30 miesięcy był kontuzjowany. On musi wracać do gry spokojnie, nie może grać po 60 minut trzy razy w tygodniu, bo zaraz znowu będzie kontuzjowany. Szymonowi Sićko super wyszedł turniej przed rokiem (Mistrzostwa Europy 2020 – red.). Również nie można oczekiwać, że zawsze tak będzie. Obaj mają wielkie umiejętności, ale potrzebują szczęścia i czasu.

Ale kiedy oni wszyscy razem zagrają kilka takich imprez, będą regularnie grać w europejskich pucharach, to za kilka lat możemy oczekiwać, że staną się międzynarodowymi zawodnikami.

Wszyscy przechodząc do Kielc podkreślali, że wybór padł na Łomża Vive właśnie ze względu na Pana. Do kanonu przeszło już zdanie Grzegorza Tkaczyka, który mówił, że „trener Dujshebev nauczył go grać na nowo”. To piłka ręczna jest tak skomplikowana czy to Pan ją tak komplikuje?

To nie do końca w ten sposób. Zawsze mówię, że najtrudniejsze są najłatwiejsze rzeczy. Ten, kto umie wybrać najłatwiejsze, ale najskuteczniejsze opcje, ma więcej możliwości. Problem mają ci, którzy próbują sport na siłę komplikować. Moja filozofia jest taka, by maksymalnie ułatwić życie dla moich zawodników, tak, by wszyscy się rozumieli, każdy dokładnie wiedział, co ma zrobić w każdym momencie na parkiecie. Gdy to osiągamy, zespół gra, jak ma grać i mamy wyniki. To jest mój system. Stworzyć najłatwiejszą piłkę ręczną dla moich zawodników. A każdy wie, że - dla mnie - co roku mam najlepszych zawodników na świecie!

Czego życzymy sobie na Nowy Rok i Święta?

Zdrowia, zdrowia i wielu sportowych emocji w nadchodzącym roku. Mam nadzieję, że z kibicami na trybunach.