11.02.2021, 20:14
Mecz

W Brześciu nie daliśmy rady

Ależ trudny bój mieli do stoczenia kielczanie w Brześciu! Zaledwie 48 godzin po meczu z Porto trzeba było zagrać kolejne spotkanie Ligi Mistrzów, w dodatku na wyjeździe. Drużyna Łomża Vive Kielce, choć walczyła jak stado lwów, nie dała rady gospodarzom i przegrała 30:35.

 

HC Meshkov Brest – Łomża Vive Kielce 35:30 (15:11)

HC Meshkov Brest: Pesić, Matskevich, Budzeika, Panić, Yurinok, Skube, Shumak, Baranau, Razgor, Paczkowski, Obranović, Selvasiuk, Vailupau, Malus, Vranjes, Silko

Łomża Vive Kielce: Wolff, Wałach – Vujović, Olejniczak, Sićko, A. Dujshebaev, D. Dujshebaev, Karacić, Kulesh, Gębala, Moryto, Surgiel, Gudjonsson, Tournat, Kaczor, Karalek

Pierwsza siódemka: Wolff – Surgiel, Gębala, D. Dujshebaev, Tournat, Vujović, Moryto

„Dawaj, dawaj Brześć!” – nie, to nie pomyłka, dokładnie takie okrzyki było słychać z trybun dzisiejszego wieczora. To bardzo miła odmiana móc zagrać w hali wypełnionej przez kibiców, ale choć na Białorusi nie obowiązują żadne limity publiczności na widowiskach sportowych, to jednak trybuny hali Victoria nie były wypełnione do końca. Doping publiczności mimowolnie dodawał spotkaniu tempa, a początkowo dawało to przewagę gospodarzom, którzy po kwadransie prowadzili 7:5.

Kielczanie w przeciwieństwie do starcia z Porto tym razem postawili na obronę 6:0. W ataku prym wiódł Szymon Sićko, który zdobył trzy z pierwszych pięciu trafień drużyny Łomża Vive Kielce. Dobrze w bramce prezentował się Andreas Wolff, a kielczanie bramki tracili głównie z pierwszej linii bądź z kontr, także do pustej bramki, bo grając w osłabieniu tradycyjnie już trener Talant Dujshebaev odsyłał naszego bramkarza na ławkę, a ten nie zawsze zdołał wrócić na czas.

Kibice w hali bawili się świetnie, a prawdziwą euforię wywołała podwójna interwencja Ivana Matskevicha, który powstrzymał Branko Vujovicia z karnego i próby dobicia zebranej piłki. Za chwilę trafienie na gospodarzy dołożył Paweł Paczkowski i gospodarze prowadzili 9:7. Przewaga ta w ciągu kilku minut niebezpiecznie powiększyła się do pięciu bramek. Proste straty w ataku, kontry Stasa Skube i Artsioma Selvasiuka doprowadziły do rezultatu 14:9. Szkoleniowiec kielczan poprosił do czas, ale na odrabianie strat w tej części gry zostały tylko cztery minuty.

Z lewego skrzydła pierwsze oczko dołożył Michał Olejniczak („zmiana” Czarka Surgiela dobiegła końca), drugie z prawego skrzydła Sigvaldi Gudjonsson. Ze strony Brześcia trafił tylko Mikita Vailupau, więc jedno trafienie udało się odrobić. Do przerwy przegrywaliśmy 11:15.

Nasz zespół na drugą połowę wyszedł bardzo zmotywowany. Zawodnicy pokrzykiwali na siebie wzajemnie, zagrzewając się do walki. Zaczęło się dobrze. Bramkę zdobył Nicolas Tournat, a rzut karny Mikity Vailupaua obronił Andreas Wolff. Po chwili jednak już tak dobrze nie było. Gospodarze trafili do pustej bramki, zaczęły się błędy i agresywne zagrania. Kielczanie zwiększyli również agresję w obronie i wychodzili wyżej pod przeciwników. Magiczna przewaga pięciu trafień nie pozwalała się jednak zniwelować. Rywale raz po raz zdobywali kolejne gole, aż w końcu po dziesięciu minutach swoją szansę otrzymał Miłosz Wałach. Przegrywaliśmy 17:24.

Miłosza szybko ponownie zmienił Andreas Wolff, ale i on nie zdołał odwrócić losów meczu. Niemoc kielczan napędzała Białorusinów, wydawało się, że dziś już nic ich nie zatrzyma. Pomagali im kibice, a czasem miało się wrażenie, że nie tylko. Mistrzowie Polski jednak nie składali broni i raz po raz atakowali bramkę Ivana Matskevicha. Ostatecznie straty nie udało się jednak odrobić i przegraliśmy 30:35.

 

~

fot. Meshkov Brest