16.10.2021, 14:46
Mecz

Horror w Puławach!

  • Magda Pluszewska
  • Tekst

  • Grzegorz Trzpil
  • Foto

Grzegorz Trzpil

Co za emocje! W wyjazdowym meczu PGNiG Superligi z Azotami Puławy drużyna Łomża Vive Kielce z wielkim trudem pokonała gospodarzy 29:28. Ekipa Roberta Lisa wspaniale postawiła się Mistrzom Polski, do ostatnich sekund zachowując szansę na remis, a nawet na zwycięstwo. W kluczowych momentach kielczanie mieli jednak więcej szczęścia i wydarli trzy punkty puławianom.

KS Azoty-Puławy – Łomża Vive Kielce 28:29 (14:14)

KS Azoty-Puławy: Zembrzycki, Bogdanov – Rogulski, Dawydzik, Guminski, Jarosiewicz, Fedeńczak, Akimenko, Przybylski, Podsiadło, Jurecki, Zivkovic, Kowalczyk, Łangowski, Bachko, Borucki

Łomża Vive Kielce: Wolff, Kornecki – Vujović, Dujshebaev, Sićko, Thrastarson, Karačić, Gębala, Moryto, Surgiel, Nahi, Sanchez, Gudjonsson, Karalek, Domagała, Tournat

Pierwsza siódemka: Wolff – Sićko, Karacić, Dujshebaev, Karalek, Nahi, Moryto

Drużyna Łomża Vive Kielce na przygotowania do dzisiejszego meczu nie miała dużo czasu. Dopiero w środowy wieczór podopieczni Talanta Dujshebaeva rozegrali fantastyczne spotkanie w Lidze Mistrzów z Flensburgiem (wysoka wygrana 37:29), a w piątek już wyjechali do Puław, by zmierzyć się z trzecią drużyną PGNiG Superligi. Jeśli ktoś pomyślał, że w meczu z niemiecką ekipą Szymon Sićko wystarczająco się narzucał, to grubo się mylił! To właśnie zdobywca dziewięciu bramek z tamtego spotkania zdobył pierwsze trafienie dla Mistrzów Polski w Puławach! Szybko do rozgrywającego dołączyli koledzy – kolejne trafienia zdobywali m. in. Igor Karačic, Arek Moryto czy Artsem Karalek.

W ekipie Puław bezsprzecznie atakiem dowodził Michał Jurecki, który przedzierał się przez kielecką obronę z sześciu i dziewięciu metrów, szybko zdobywając dla swojej drużyny trzy bramki. Podczas jednej z akcji Dzidziuś ucierpiał, otrzymując cios w łuk brwiowy, przez co musiał na jakiś czas zejść z boiska. Puławianie jednak nie stracili na sile rażenia i po dwudziestu minutach spotkania przegrywaliśmy 9:10. Nie najlepiej sprawowała się nasza bramka – zarówno Andreas Wolff jak i Mateusz Kornecki, który zastąpił go po kwadransie, sporadycznie odbijali piłkę rzucaną przez rywali. To wszystko tylko napędzało gospodarzy, którzy na pięć minut przed przerwą prowadzili 12:10.

Do remisu minutę przed końcem pierwszej części doprowadził nas w kontrze Sigvaldi Gudjonsson. To właśnie Islandczyk był najbardziej aktywny w ostatnich minutach, sprawnie zdobywając cztery bramki na konto Łomża Vive Kielce. Szybko odpowiedziały Puławy w osobie Aliaksandra Bachko, a trener Talant Dujshebaev wziął czas. Do przerwy pozostało 10 sekund. Szkoleniowiec Mistrzów Polski ustawił ostatnią akcję, która zakończyła się potężnym, skutecznym rzutem Branko Vujovicia. Po trzydziestu minutach na tablicy wyników widniał rezultat 14:14.

Gospodarze byli bardzo zmotywowani, niesieni dopingiem publiczności, która po raz drugi mogła cieszyć się meczem w nowej hali przy ul. Lubelskiej 59. Po powrocie na parkiet ponownie objęli prowadzenie dwiema bramkami. Nie było to spotkanie bramkarzy – po obu stronach barykady. Wszyscy golkiperzy raczej nie zachwycali statystykami, ale od czasu do czasu udało im się ożywić publiczność efektownymi interwencjami. W 45 minucie wysoko uniesioną nogą Antoniego Łangowskiego powstrzymał Andreas Wolff. Jako że w tym sezonie bramkarze w zespole Łomża Vive Kielce zmieniają się mniej więcej po kwadransie każdej połowy, to zaraz po tej paradzie między słupkami zameldował się ponownie Mateusz Kornecki. Piętnaście minut do końca, 22:22.

Piękną interwencją popisał się po chwili Mateusz Zembrzycki, który powstrzymał w kontrze Artsema Karaleka. Gospodarze poderwali się w emocjach, bo za moment istną „bombę” na bramkę Matiego zrzucił Antoni Łangowski. Azoty Puławy prowadziły 24:23 i coraz bardziej się rozpędzały. Przed ważną szansą na podwyższenie prowadzenia stanął Andrii Akimenko, podchodząc do rzutu karnego, ale na szczęście powstrzymał go Mateusz Kornecki. Z kolei z siedmiu metrów nie pomylił się Arkadiusz Moryto i ponownie mieliśmy remis, 25:25.

Emocje sięgały zenitu! Gra toczyła się punkt za punkt – to było wspaniałe widowisko dla kibiców. W kluczowych momentach ciężar gry brał na siebie kapitan żółto-biało-niebieskich, Alex Dujshebaev. Zawodził z kolei Dylan Nahi, który pomimo wielu prób ani razu nie mógł się wstrzelić w bramkę Puław, nawet w sytuacjach jeden na jeden. Kilka minut przed końcem meczu przy pomocy kolegów zszedł Branko Vujović (prawdopodobnie uraz stawu skokowego). W końcowych minutach Mistrzowie Polski mieli szczęście (przy kolejnym rzucie karnym Arkadiusz Moryto rzucił piłkę w poprzeczkę, ale przypadkowo do bramki wbił ją Vadim Bogdanov). Jeśli wierzyć, że sprzyja ono lepszym, to kielczanie zasłużenie wygrali w Puławach 29:28 po trudnym, wyrównanym boju i świetnej postawie gospodarzy.