21.09.2022, 09:00
Wywiad

T. Dujshebaev: Zawodnicy muszą czuć się kochani

  • Maciej Szarek
  • Tekst

  • Anna Benicewicz-Miazga
  • Foto

Przed hitowym starciem drużyny Łomża Industria Kielce z Barcą (czwartek, 22 września, godz. 20.45) przypominamy wzbogaconą o przedmeczowe komentarze rozmowę z trenerem Talantem Dujshebaevem, która pochodzi z najnowszego 46. numeru klubowego magazynu #dawajDAWAJ.

Czego w ubiegłym roku brakowało drużynie Łomża Industria Kielce, choć dotarła do finału Ligi Mistrzów? W jaki sposób sukcesy Barcelony są dla nas motywacją? Czy czwartkowe spotkanie w Hiszpanii będzie rewanżem za przegrany mecz o złote medale Champions League? Zapraszamy na wywiad z trenerem Talantem Dujshebaevem! 

Łomża Industria Kielce, Maciej Szarek: W czwartek czeka nas wielki rewanż za finał Ligi Mistrzów sezonu 2021/22 (Barca wygrała po serii rzutów karnych 32:32 k. 5:3 – przyp. red.)?

Talant Dujshebaev, trener drużyny Łomża Industria Kielce: Nie patrzymy na ten mecz w tych kategoriach. To będzie zupełnie nowa bajka, bo nowy sezon to nowe cele i nowe marzenia. Dla nas to jeden z czternastu meczów, jakie czekają nas w fazie grupowej Ligi Mistrzów i chcemy wygrać każdy z nich. Pamiętając jednak, że w ubiegłym sezonie wygraliśmy z Barceloną i w domu, i na wyjeździe, teraz mamy wyjątkową szansę, by napisać historię. Jestem pewien, że w Lidze Mistrzów nikt nigdy nie wygrał z Barcą dwóch meczów z rzędu w Palau Blaugrana. Dlatego my jedziemy tam nie tylko powalczyć, ale po kolejne zwycięstwo. Jesteśmy w dobrej formie, mamy zdrowych zawodników, możemy stosować rotacje. Nie mam pojęcia, jak będzie wyglądało to spotkanie, ale zrobimy wszystko, by wygrać.

Przeciwnicy są jeszcze silniejsi niż przed rokiem?

Rywale grają ostatnio bardzo dobrze, są w wysokiej formie i na pewno będą dobrze przygotowani. Po przeprowadzonych transferach mieli być silniejsi na papierze, a teraz wiemy już, że są silniejsi także w rzeczywistości. Widać dobrą integrację z zespołem Melvyna Richardsona, który wszedł na wyższy poziom. Wiele do zespołu wniósł także nowy bramkarz, Emil Nielsen, który jest dobrą alternatywą dla Gonzalo Pereza de Vargasa. Trener Carlos Ortega pracuje w Barcelonie już drugi sezon i widać, że wkomponował się w zespół. Nie ma co gadać, to super drużyna.


Dużym echem odbiły się Pana słowa po zakończeniu poprzedniego sezonu. Mówił Pan, że skoro Hiszpanie, jako pierwsi w erze EHF FINAL4, wygrali Ligę Mistrzów dwa razy z rzędu, my chcemy wygrać trzy razy. Dalej się trener pod tym podpisuje?

Oczywiście, że tak i wcale nie jest to taka głupota, jak się wielu ludziom wydaje! Całe życie ustawiałem sobie cele i wiem, że trzeba ustawiać je najwyżej, jak się da. Chciałem cztery razy być mistrzem olimpijskim. Udało się tylko raz, okej. Teraz chcę wygrać Ligę Mistrzów trzy razy z rzędu. Nie wiem, czy się uda, ale będzie to motywacja moja i całego zespołu. Jedyne, co mogę obiecać, to moją codzienną pracę, żeby tak się stało.

Jak można poprawić grę drugiej drużyny w Europie?

Robimy wszystko, by z roku na rok być coraz lepsi. Mamy wiele atutów, jak młodość i ambicja zawodników. W poprzednich sezonach czasem brakowało nam jednak doświadczenia. Pamiętam trudny okres, gdy po igrzyskach olimpijskich w Tokio mieliśmy problemy zdrowotne z Alexem Dujshebaevem i kilkoma innymi graczami. Nie mieliśmy wtedy odpowiednio wielu zawodników, którzy mieliby za sobą tysiące spotkań i byliby przyzwyczajeni do brania odpowiedzialności za grę w najważniejszych momentach. Dlatego zrobiliśmy transfery, które są odpowiedzią na tę potrzebę i pozwolą nam zrobić kolejny krok do przodu.

Za każdym razem należy wpuścić do drużyny trochę nowej krwi, żeby dać drużynie świeżość i nowe myślenie. Musimy też pamiętać, że z każdym rokiem nasi obecni zawodnicy dojrzewają, a doświadczenia z poprzednich lat procentują. To nie to samo oglądać było Arkadiusza Moryto czy Artsema Karaleka podczas ich pierwszego EHF FINAL4 w 2019 roku, a teraz, gdy wyglądali znacznie lepiej.

Porozmawiajmy o nowych zawodnikach. Nedim Remili to jeden z najważniejszych transferów w trakcie Pana kadencji w Kielcach?

Nie mogę tego ocenić w ten sposób, bo mieliśmy za dużo dobrych zawodników (śmiech)! Na pewno pozyskanie Nedima to dla nas bardzo poważny ruch transferowy. Choć Francuz ma dopiero 27 lat, jest już bardzo doświadczony, a o tej potrzebie rozmawialiśmy przed chwilą. To mistrz olimpijski, mistrz świata, wielokrotny uczestnik EHF FINAL4. Mówiąc po hiszpańsku, najlepiej opisuje go słowo competitivo (pol. konkurencyjny). To znaczy, że Nedim chce i umie walczyć. Im trudniejsza sytuacja na parkiecie, tym lepiej dla niego. To cecha najlepszych zawodników.

Na prawym rozegraniu Nedim stworzy duet z Alexem Dujshebaevem. Aż żal, żeby któryś z nich siedział na ławce rezerwowych! Jak trener planuje zmaksymalizować ich potencjał?

Przecież nie mogę tego powiedzieć (śmiech)! Powiem tylko tyle: każdy z nich musi grać i dawać zespołowi to, co najlepsze. Można zgadywać i się domyślić (Nedim Remili został wybrany najlepszym środkowym rozgrywającym igrzysk olimpijskich w Tokio – przyp. red.).

Benoît Kounkoud to Dylan Nahi, tylko po drugiej stronie boiska?

Nie, to zupełnie inny zawodnik. Benoît, podobnie jak Dylan, jest bardzo szybki i dynamiczny, ale bazuje na czym innym. Dylan Nahi to czysta siła, maszyna, Benoît Kounkoud robi to w inny sposób. Ważne, że w bardzo krótkim czasie dobrze odnalazł się w drużynie i zbudował relację ze wszystkimi zawodnikami. Benoît to bardzo otwarty człowiek i jestem pewien, że da nam dużo radości.

Obaj zawodnicy trafili do nas ze znacznie bogatszego klubu, Paris Saint-Germain HB. Wcześniej podobną drogę obrał wspomniany Dylan Nahi. W jaki sposób Łomża Industria Kielce potrafiła namówić tych graczy do przeprowadzki?

Kiedy zawodnik dostaje propozycje z różnych klubów, patrzy na wiele rzeczy. Nie tylko na kwestie finansowe i sportowe. Często na pewnym etapie kariery gracze chcą opuścić swój kraj i spróbować czegoś nowego. My natomiast jesteśmy klubem, który ciągle się rozwija, zawsze chce walczyć o najwyższe cele i ma bardzo perspektywiczny skład. Zawodnicy o tym wiedzą, jest to dla nich bardzo ważne, więc dla nas to mocny argument.

Osobiście rozmawiam z praktycznie każdym zawodnikiem, z którym chcemy podpisać kontrakt. Kiedy ktoś dostaje propozycję umowy przez menedżera, odbiera ją trochę inaczej, niż kiedy zrobimy to bezpośrednio. Wierzę, że takie ludzkie podejście sprawia, że zawodnicy czują się przez nas chciani i kochani, co działa na naszą korzyść. Oprócz mnie z potencjalnymi nowymi graczami rozmawia oczywiście Prezes Bertus Servaas i nasi obecni zawodnicy. To przecież sprawa drużynowa.

Kolejny nowy nabytek to Elliot Stenmalm. Na pozycję lewego rozgrywającego było wielu kandydatów, oprócz Szweda Uladzislau Kulesh i Halil Jaganjac. Co zadecydowało o wyborze Elliota?

Patrząc na jego rozwój w ciągu kilku poprzednich lat (m.in. król strzelców młodzieżowych mistrzostw Europy U19 w 2019 r. – przyp. red.), uznałem, że to dla nas bardzo dobry ruch i nadal to podtrzymuję. Elliot może grać i w ataku, i w obronie, co potencjalnie czyni go zawodnikiem kompletnym. Oczywiście, jeszcze przed nim wiele pracy, żeby wejść na wysoki poziom, ale budując drużynę nie patrzymy tylko na tu i teraz, ale też na jutro. Szkoda tylko, że na samym początku sezonu Elliot zmaga się z kontuzją pleców i nie może jeszcze grać.

Nie mamy takiego budżetu, żeby kupić dwudziestu najlepszych zawodników z rynku. Inwestujemy. Jeżeli z dziesięciu transferów młodych graczy sukcesem okażą się dwa, to fajnie. Jeżeli trzy lub cztery, to świetnie. Ryzyko jest wkalkulowane.

Ile czasu potrzebują młodzi zawodnicy, którzy trafiają do klubu w wieku około 20 lat, jak Elliot Stenmalm, by w pełni rozwinąć skrzydła?

Widziałem jednego zawodnika, który od razu grał na najwyższym poziomie. Mówię o Nikoli Karabaticiu. Pozostali wielcy gracze też musieli poczekać. Filip Jicha miał 26 lat, kiedy doszedł do najlepszej formy. Michała Jureckiego pamiętamy dziś jako maszynę, ale żeby osiągnął taki poziom, też minęło 26-27 lat. Nie wymagajmy więc od 20-latków, by od razu grali jak doświadczone gwiazdy.

Kluczowe słowo to cierpliwość. Kiedy przychodzili do nas Haukur Thrastarson, Michał Olejniczak czy Branko Vujović, mówiłem to samo. Młodzi zawodnicy potrzebują doświadczenia, przyzwyczajenia do walki i wiele nauki od starszych zawodników. Ile to zajmuje? Każdy zawodnik jest inny.

Jeśli jesteśmy już przy lewym rozegraniu: Tomasz Gębala pogra wreszcie więcej w ataku? Sam zawodnik mówi, że zdrowie już mu na to pozwala, w trakcie okresu przygotowawczego dostał od trenera kilka szans.

Zobaczymy. Jeśli będzie go stać na dobrą grę po obu stronach boiska, na pewno spróbujemy. Nikt nie dostanie jednak minut za darmo, nieważne jakie nazwisko ma na koszulce. Jeśli Tomek pokaże, że ma jakość i umiejętności w ataku, będzie grał. Taka sama sytuacja tyczy się każdego innego zawodnika. Oczywiście, chcemy dać Tomkowi szansę, bo dawno nie miał takiej możliwości. Jego gra w ataku oszczędziłaby nam długich zmian, więc byłoby to tylko z korzyścią dla drużyny. Teraz wszystko jest w jego rękach.

Ostatnia nowa twarz to Szymon Wiaderny, czyli czwarty wychowanek, którego wprowadza Pan do drużyny.

I oby było ich więcej! To tylko pokazuje, że nasz klub wykonuje dobrą pracę w szkoleniu młodzieży. Chcemy mieć najlepszych zawodników z całej Europy, ale jeśli możemy mieć dobrych graczy z naszego regionu, to jeszcze lepiej. Patrzyliśmy na występy Szymona w młodzieżowej reprezentacji Polski, widzieliśmy jak wygrywał Mistrzostwo Polski wraz z juniorami KS Vive Kielce. Jeśli tylko będzie dobrze trenował, za parę lat może stać się bardzo dobrym zawodnikiem. Chcemy dać Szymonowi szansę i zrobimy wszystko, by czuł się jak najlepiej.

Dlatego w czasie przygotowań chcieliśmy podbudować jego pewność siebie i dostał możliwość wykonywania wielu rzutów karnych. Chcieliśmy, żeby poczuł odpowiedzialność i się do niej przyzwyczaił. Przecież Szymon to jeszcze dziecko, rok temu Niklasa Landina oglądał w telewizji, a teraz rzucał mu karnego! To na pewno zrobiło na nim wrażenie.

W pierwszej części sezonu 2022/2023 drużyna Łomża Industria Kielce rozegra 27 meczów. Co powie trener na tak wymagający kalendarz?

Czeka nas 13 meczów w PGNiG Superlidze, 10 w Lidze Mistrzów i cztery mecze w IHF Super Globe. W Arabii zagramy dwa mecze grupowe i dwa mecze pucharowe niezależnie od wyników. Ile mamy na to czasu? Trzy i pół miesiąca, czyli 105 dni. Jeśli to podzielimy, wychodzi nam, że gramy co cztery dni. Oprócz tego dochodzą dwa mecze w reprezentacjach, czyli zawodników czekają spotkania co trzy i pół dnia. To za dużo. Eksploatujemy zawodników do maksimum. Rytm meczowy jest fajny, kiedy zdrowie dopisuje. Kiedy masz problemy, nie ma kiedy odpocząć. Chciałbym, żebyśmy raz w miesiącu mieli cały tydzień na treningi i regenerację. To by wystarczyło.

Przejdźmy przez czekające nas rozgrywki. Na który mecz fazy grupowej Ligi Mistrzów czekał Pan najmocniej?

Na pierwszy, z HBC Nantes (wygrany 40:33 – przyp. red.). Dlaczego? Od 2016 roku nie wygrywamy pierwszego meczu w Lidze Mistrzów: w 2017 przegraliśmy w Brześciu (25:28), w 2018 w Veszprem (27:29), w 2019 zremisowaliśmy w Kilonii (30:30), w 2020 przegraliśmy we Flensburgu (30:31), a w 2021 w Bukareszcie (29:32). Fajnie było zacząć sezon od wygranej.

Jaki prestiż ma turniej IHF Super Globe, w którym drużyna Łomża Industria Kielce weźmie udział w październiku?

To wielka duma, że możemy drugi raz w historii zagrać o klubowe mistrzostwo świata i należą się wielkie brawa dla całego klubu, że dostaliśmy zaproszenie. Poziom tego turnieju będzie bardzo wysoki, podobnie jak prestiż. Z Europy wystąpią tam tylko zwycięzcy i finaliści pucharów.

Na krajowej arenie najprawdopodobniej czeka nas kolejna odsłona rywalizacji między Łomża Industria Kielce i Orlen Wisłą Płock. Będzie równie emocjonująco, jak w ubiegłym sezonie?

Będzie jeszcze ciekawiej! Wisła na pewno będzie mocniejsza, tak samo jak my. Sam fakt, że płocczanie dwa razy z rzędu grali w Final4 Ligi Europejskiej, a teraz dostali “dziką kartę” na udział w Lidze Mistrzów, najlepiej świadczy o ich postępach. To świetna sprawa dla całej polskiej piłki ręcznej. Szkoda kontuzji w ich składzie, ale dzięki temu ściągnęli Daniela Sarmiento. Wisła zbudowała bardzo dobry zespół.

Jesteśmy Łomża Industria Kielce, chcemy wygrać każdy kolejny mecz” takie zdanie z ust trenera usłyszymy pewnie kilkadziesiąt razy w trakcie sezonu.

Bo tak jest. Nikt nie pamięta tego, co robimy w trakcie przygotowań albo na początku sezonu. Wszyscy skupiają się na wisienkach na torcie, które zbieramy w maju i w czerwcu. Ale żeby móc grać o tytuły, trzeba mocno pracować przez cały sezon, mecz po meczu.

Nasze cele są jasne. Numer jeden to obrona Mistrzostwa Polski i awans do kolejnej edycji Ligi Mistrzów. W Champions League znów chcemy awansować do FINAL4, bo tam może zdarzyć się wszystko. W zeszłym sezonie graliśmy w finale, ale to nie znaczy, że teraz musimy wygrać te rozgrywki. Sam awans do Kolonii jest wielkim sukcesem. Jeśli wszystkie spotkania wygramy jedną bramką, będziemy mistrzami. Dlatego zawsze powtarzam, że skupiamy się tylko na kolejnym meczu i chcemy wygrać każdy z nich.

To stabilność i powtarzalność budują historię klubu. Ludzie nie wierzą mi, gdy przedstawiam swoją hierarchię klubów w historii piłki ręcznej. Na pierwszym miejscu jest Barcelona, która ma najwięcej pucharów. Na drugim miejscu THW Kiel, bo Niemcy zawsze liczą się w stawce od 30 lat. A na trzecim miejscu Veszprem. Ktoś powie, że ani razu nie wygrali Ligi Mistrzów. Zgoda, ale ile razy byli w FINAL4? Siedem. Były wielkie kluby, które dominowały w swoim czasie, jak Ciudad Real, w którym pracowałem, ale tego klubu już nie ma. Dlatego doceniajmy to, co mamy.

Na sezon 2022/2023 wprowadzono modyfikacje przepisów: po zasygnalizowaniu gry pasywnej drużyna może wykonać tylko cztery podania (zamiast sześciu), rzut w głowę bramkarza bez ingerencji obrońcy to dwuminutowe wykluczenie, grę po utracie bramki można wznowić z całego okręgu środkowego, nie tylko z linii. Jak nowe prawo wpłynie na grę?

Przepisy to nie jest mój ulubiony temat do rozmowy, bo zawsze budzi duże kontrowersje. Podoba mi się jednak zmniejszenie liczby podań przy grze pasywnej do czterech. Chcemy, żeby piłka ręczna się rozwijała, stawała się bardziej dynamiczna. Kiedy nasze akcje w lidze trwają średnio od 10 do 15 sekund, drużyny z Bałkanów, które świetnie potrafią zwalniać grę, budują swoje ataki nawet po 45 sekund. Ten przepis jest fajny.

Rozumiem, że podobny zamysł stoi za zmianą wznowienia gry. Idea jest dobra, ale obawiam się, że pozostawia zbyt duże pole do interpretacji dla sędziów, którzy już mają za dużo na głowie. Za każdym razem będą musieli decydować czy zawodnik z piłką całym obwodem zmieścili się w okręgu, czy nie. Pomysł jest okej, ale pozostaje kwestia wykonania.

Jeśli chodzi o rzut w głowę bramkarza, znowu mamy podobną sytuację. Sędziowie będą musieli sami decydować o tym czy rzut był według nich z premedytacją, czy nie. Już widziałem, że bramkarze wykorzystują nowy przepis i symulują uderzenie w twarz, kiedy dostali blisko głowy.

Jakich przepisów brakuje? Co według trenera jeszcze powinno się zmienić?

Chciałbym bardziej zadbać o zdrowie zawodników. Nie powinniśmy pozwalać na umyślne pchanie rozpędzonych zawodników w plecy lub w bok. Nasz sport jest wyjątkowo dynamiczny, więc kiedy obrońca pcha rozpędzonego zawodnika o masie 120 kg, jest to niesamowite zagrożenie dla więzadeł w kolanach. Twarda gra bark w bark to jedno, ale jest wielu obrońców, którzy przegrywają pozycję na nogach i nadrabiają to ciągłym pchaniem rękami. Powinniśmy zwrócić na to uwagę.

Co daje Panu motywację, by po raz osiemnasty w karierze rozpoczynać nowy sezon w roli trenera?

Kiedy przyjechałem do Kielc w 2014 roku, przejąłem gotowy zespół. Musiałem kilka rzeczy dopracować, ale projekt był skończony. W 2016 roku wygraliśmy Ligę Mistrzów i od tego momentu rozpoczęliśmy przebudowę i pracę nad nową drużyną. To niesamowite uczucie widzieć teraz owoce naszej pracy. Nie jesteśmy bogaczami, więc nikt nie oczekuje wyniku na tu i teraz. Kiedy widzę zawodnika, który jeszcze kilka lat temu był dzieckiem, a dziś wchodzi na najwyższy poziom w Lidze Mistrzów, jest to dla mnie motywacja, by wstać rano i pracować jeszcze lepiej. Naprawdę mogę powiedzieć, że kiedy idę na trening, jestem szczęśliwym człowiekiem, bo mogę pracować z młodymi chłopakami w świetnej atmosferze. Zawsze jest coś do poprawy, zawsze jest coś do zrobienia, nigdy nie ma nudy. Chłopaki trenują ciężko, ale widzę ich uśmiech. To mnie napędza.