08.11.2005, 15:30

Po wyprawie do Szwajcarii

Jeśli kielczanie wyeliminują błędy z pierwszego meczu, to powinni wygrać rewanżowy mecz ze szwajcarskim Grasshopper Zurych. I to więcej niż czterema bramkami.
Sobotnie spotkanie w Saalsporthalle gospodarze wygrali 33:29. To za wysoko, biorąc pod uwagę zarówno umiejętności obu zespołów, jak i przebieg meczu. Szwajcarzy okazali się zespołem solidnym, z kilkoma zawodnikami dobrej klasy. Jak podkreślali ci, którzy obserwują Grasshopper w meczach ligowych, w sobotę gospodarze zagrali dobry mecz. Dlatego opór, jak stawili im kielczanie, kazał im chwalić zespół Vive. - Macie bardzo dobrą drużynę - zauważył szwajcarski dziennikarz Werner Reimann z ukazującego się w Zurychu dziennika "Tages Anzeiger". Poniedziałkową relację z meczu gazeta ta zatytułowała "GC auf hohem Niveau", czyli "Grasshopper na wysokim poziomie", a szczególnie wyróżniła bramkarza Darko Stanica, który odbił aż 28 strzałów. Szwajcarów zaskoczył chyba jednak poziom prezentowany przez Vive, bo w sobotniej zapowiedzi spotkania pisano o pojedynku z "mało znanym klubem z południowo-wschodniej Polski". Tytuł tamtego artykułu też wiele mówił ("Z polską siłą przeciw Kielcom"), bo Szwajcarzy byli przed meczem bardzo pewni siebie. Uważali, że Vive straciło swojego najlepszego zawodnika w osobie Filipa Kliszczyka. - Grasshopper go potrzebuje i wszyscy są z niego bardzo zadowoleni. A wy pewnie bardzo żałujecie, że już u was nie gra - mówił Reimann. Był zdziwiony, że nawet bez byłego kieleckiego rozgrywającego kielczanie tak dobrze radzili sobie w pierwszej połowie sobotniego meczu. Na pewno nie żałował za to trener kielczan Zbigniew Tłuczyński. - Filip grał pasywnie, był mało aktywny, nie zrobił właściwie nic. Więcej krwi napsuł nam za to Damian Moszczyński i to na niego musimy w rewanżu zwrócić większą uwagę - powiedział szkoleniowiec.
"Tages Anzeiger" pisze, że GC będzie trudno obronić czterobramkową zaliczkę z pierwszego meczu, ale dla Reimanna faworytem są Szwajcarzy. - Bo dobrze zagrali u siebie, a cztery bramki przy równych zespołach to duża zaliczka. Więcej szans na awans Vive dają polscy piłkarze ręczni, którzy zjechali do Zurychu na to spotkanie. Na trybunach byli Krzysztof Górniak (kiedyś Śląsk Wrocław, dziś zawodnik francuskiego ASCA Wittelsheim), Artur Siódmiak i Paweł Albin grający w szwajcarskim Pfadi Winthertur i Szymon Szczucki z Kadetten Schaffhausen. - Na 90 procent awansują Kielce. Przy niewielkiej różnicy poziomów decydujący będzie atut własnej hali - uważa Artur Siódmiak. Jego Pfadi Winthertur niedawno w lidze przegrał u siebie z "konikami polnymi". - W sobotę gospodarze zagrali dobre spotkanie. Po przerwie byli bardziej agresywni w obronie. A przy niej łatwiej się broni Stanicowi. Jak się rozgrzeje, to rzeczywiście ciężko go pokonać. A daliście mu się rozgrzać - dodał.
Jego klubowy kolega Paweł Albin uważa, że w Kielcach Vive wygra ośmioma bramkami. - I to co najmniej. Trzeba wyeliminować szybkie kontry Grasshopper, zablokować tzw. szybki środek, czyli zagrania do kołowego. I awansujecie. Nie mam najmniejszych wątpliwości - mówi Albin.
Wszyscy też podkreślają, że Vive pomagać będą kibice. - Będzie pełna hala, gorąca atmosfera, do której Szwajcarzy nie są przyzwyczajeni - mówi Siódmiak. Nie są, bo piłka ręczna w Zurychu nie jest wcale popularna. W sobotę przed meczem w centrum miasta odbywały się rekreacyjne regaty wioślarskie, które oglądało kilka tysięcy mieszkańców. Tymczasem mecz w europejskich pucharach przeszedł bez echa. Więcej niż miejscowych przyjechało dziennikarzy z Polski. Żadna gazeta nie robiła zdjęć, w poniedziałkowej prasie oprócz wyniku nikt nie podawał składu nawet gospodarzy!
W mającej ponad 2000 miejsc Saalsporthalle na mecz reklamami zasłaniana jest jedna z trybun. A i tak druga, licząca 1132 miejsca, świeci pustkami. O atmosferę spotkania najbardziej zadbało 45 kibiców z Kielc. "Klub kibica" Grasshopper w sobotę liczył... 7 osób, które dysponowały czterema megafonami, bębnem i dwoma flagami.
Choćby z tego powodu o wiele lepiej byłoby, gdyby do dalszych gier awansowało Vive.