01.05.2005, 20:27

Przegrany morderczy bój

Wisła - Vive Kielce 35:33 (27:27)  /22:21 (13:8)/

 

Vive: Bernacki, Stęczniewski; Grabarczyk, Anuszewski 6, Zydroń 5, Bystram 2, Wasiak 6, Hiliuk 5, Kuchczyński 2, P.Sieczka 2, Nowakowski 2, Nikulenko 2, Kliszczyk 5
Wisła: najwięcej: Matysik 7, Paluch 6, Wiśniewski 6,

 

"czy wygrywasz czy nie..."

 

Koniec- koniec oczekiwań, koniec walki o najcenniejszy medal, o złoto, o prestiż, o Ligę Mistrzów. Wielkie ambicje, wielkie zaangażowanie zawodników nie wystarczyło. Czegoś brakło- po trochu umiejętności, skuteczności, szczęścia, zimnej krwi. To był mecz o Mistrzostwo Polski, taki przedwczesny finał. W finale właściwym zagra Wisła Płock i praktycznie ma pewny tytuł mistrzowski. My walczymy teraz o trzecie miejsce ze Śląskiem Wrocław. Trzeba zdobyć jakiś medal.

Po wczorajszym spotkaniu można się było tego spodziewać. Nasi zawodnicy "naładowani" wyszli i na drugi mecz. Z myślą tylko jedną- wygrać.
I na początku wychodziło to znakomicie. Zaczęliśmy od prowadzenia 3:0, po dwóch bramkach Wojtka Zydronia (jedna z karnego) i jednej Adriana Anuszewskiego, który mecz rozpoczął na prawym rozegraniu. Dopiero w 9 minucie płocczanie zdobyli bramkę i to też z kontrataku, który był odpowiedzią na nasz nieudany kontratak. Zaraz jednak Patryk Kuchczyński i Zydroń powiększyli przewagę do czterech bramek, w 11 minucie było 5:1. Lepszego początku nie można sobie było wyobrazić. Znakomita gra obronna Vive trwała nadal. Gospodarze rozgrywali piłkę po "koronce" nie wiedząc co zrobić, aż w końcu tracili piłke. W 16 minucie, po golu Zydronia wygrywaliśmy nawet 8:3! Wtedy dobrą intuicją wykazał się trener gospodarzy, który poprosił o czas. To wybiło nas z rytmu, strciliśmy trzy bramki z rządu i nasze prowadzenie nie było już tak okazałe, karę dostał też Piotr Grabarczyk. W 21 minucie było tylko 9:7, ale na dwie minuty przed końcem pierwszej połowy, po dwóch trafieniach Filipa Kliszczyka wygrywaliśmy 11:7. Były przestoje, w których nie potrakiliśmy dobić jeszcze bardziej przeciwnika i momenty znakomitej gry. Niestety na koniec tej połowy zamiast wykorzystać okazje, zmarnowaliśmy je, zamiast prowadzić czteroma bamkami wygrywaliśmy już tylko dwoma.
Już początek drugiej połowy zapowiadał wielkie emocje do końca meczu. Miejscowi rzucają dwie bramki z rzędu, doprowadzają do remisów- po 12, 13, 14, po 15... Niestety wychodzą też na prowadzenie, po bramce Matysika jest 16:15 a zaraz kolejnego karnego dla Wisły wykorzystuje Adam Wiśniewski i płocczanie prowadzą już dwoma bramkami. W 49 minucie Rafał Bernacki broni karnego, ale piłka zaraz wraca do graczy z Płocka a bramkę zdobywa znów Matysik. Niestety przegrywamy już czteroma bramkami. To boli tymbardziej, że 5 minut wcześniej z boiska za celowe uderzenie Radka Wasiaka łokciem z boiska musiał zejść Artur Niedzielski. - Może lepiej, jakby Wisła nie grała w osłabieniu- zastanawiał się później trener Strząbała. - A może za bardzo umierzyliśmy wtedy, ze już wygramy- mówił z kolei Filp Kliszczyk. Do końca meczu gospodarze grali jednego zawodnika mniej. Przynajmniej teoretycznie, bo to końca drugich 30 minut jeszcze 5 razy nasi zawodnicy siadali na ławkę kar, a czerwoną kartkę otrzymał Zydroń. Przy wyniku 18:23 już mało kto z kieleckich kibiców będących w Płocku wierzył, że możemy się podnieść. A udało się, zupełnie jak wczoraj. Do końca bramki rzucaliśmy tylko my (5 z rzędu!), a dającą nam dogrywkę rzucił nasz kapitan na 10 sekund przed koncem.
Końcem, ale nie meczu, bo dopiero teraz zaczęły się kolejne emocje. Remis w regulaminowym czasie gry oznaczał dogrywkę. Po 5 minutach przerwy oba zaspoły znów były na parkiecie. Lepiej pierwsze 5 minut zaczęliśmy my, od bramki Andrzeja Bystrama, kolejne dwa trafienia to już jednak dzieło Wisły, ale w końcówce piłkę między słupiem a dobze broniącym Marcinem Wicharym zmieścił Robert Nowakowski. Z drugiej strony w bramce bardzo dobrze bronił też Rafał Bernacki. Drugą część tej dogrywki lepiej zaczęła Wisła, po bramce niezmordowanego Damiana Wleklaka i Matysika było 27:25. Na szęście rzucił Anuszewski a sam koniec przejęliśmy piłkę i Wasiak znów dał druzynie remis.
Druga dogrywka to kolejna bramka naszego kołowego, po czym wychodzimy na prowadzenie. Wtedy na dwie bramki róznicy na naszą korzyść mógł powiększyć przewagę Kuchczyński, ale rzut z kontry obronił Wichary. - Rzucałem nad głową, niestety jeszcze zachaczył piłkę- mówił później nasz zawodnik, który długo nie mógł sobie wydarować tego momentu. Z drugiej strony odpowiedzialność na siebie wziął Witkowski, ktory zdobył bramkę wyrównującą na 28:28, a później na 29:29- to był końcowy wynik kolejnych 5 minut dogrywki. W międzyczasie rzutu karnego nie wykorzystał Dima Nikulenko. Ostatnie pięć minut miało przynieść czyjeś zwycięstwo albo rzuty karne. Zaczęło się niestety od dwóch bramek straconych i choć później na każdą kolejną Wisły odpowiadaliśmy bardzo szybko, to nie udało się uniknąć porażki. W 8 minucie drugiej dogrywki, więc sumując- w 78 minucie spotkania było 33:34. Wtedy siódmą swoją bramkę rzucił Matysik. Do końca spotkania została już niecała minuta. Kielczanie rozgrywali, płocczanie przerywali- aż w końcu na kilkanaście sekund przed końcem lukę miał Filip Kliszczyk. Rzucił. Piłka odbiła się od poprzeczki i parkietu, ale tuż przed linią bramkową. To był już koniec. - Cztery milimetry- tyle zadecydowało- nie mógł później sobie wydarować Kliszczyk. Tak minimalnie i byłby kolejny remis. Bramkę szybko dorzucił na 5 mekund przed końcem Bartosz Wuszter.

 

Nie zdobyliśmy Płocka, choć dwa razy w ciągu tego weekendu było to tak blisko. Tak niesamowicie blisko a jednak się nie udało. To na pewno były dwa najbardziej emocjonujące mecze w tym sezonie w ekstraklasie. W naszym zespole widać było pełną wolę walki i zwycięstwa. Były lepsze i słabsze momenty, ale zespół walczył do upadłego. Tego nie można im odmówić. - Najgorsze jest to, że kolejne Mistrzostwo nie będzie nasze- mówił po meczu Radek Wasiak. Cóż więc po walce, po zdrowiu zostawionym na parkiecie, wylanym pocie, jak to Wisła jest w finale. - Ale okazuje się, że jesteśmy drużyną, jeden za jednego by dziś wszędzie poszedł- mówił po meczu Filip Kliszczyk. - To pozytyw, który teraz widać.
Nie będziemy w tym roku jednak mogli szczycić się złotymi medalami. Nici z Mistrza Polski, ten plan musimy odłożyć do przyszłego roku. Sami jesteśmy sobie w jakiejś części winni, bo grając w przewadze dużą część meczu powinno się rozstrzygnąć jego losy na swoją korzyść. Z drugiej strony niepokoiły nas inne reakcje sędziów, nieodgwizdywanie kroków i ten czas, gdy ręka przy naszej akcji była szybko w górze, a przeciwnicy grali długo i długo... Tyle, że na prowadzących mecz nie możemy zrzucić przyczyny naszej porażki, bo sami jej doznaliśmy swoją grą. Przegraliśmy mecz, który była szansa wygrać. Wisła była lepsza o dwie bramki, tak to widać po wyniku...

 

- Mierzyliśmy złoto, chcieliśmy złota- mówił Prezes Bertus  Servaas.

Dziś zawodnicy dali z siebie na prawdę wszystko. W dogrywkach mieliśmy cztery słupki/poprzeczki, moze brakło więc szczęścia. Po meczu kielczanie byli strasznie wyczerpani. Z resztą przeciwnicy też. Ale oni nie byli zawiedzeni z wyniku, my niestety tak.
Przed godziną trzecią w nocy zespół dojechał do Kielc.
Nie będą Mistrzami Polski w tym roku (bo będą w kolejnym...), ale dziś na prawdę pokazali, że są drużyną.
Nie będą Mistrzami Polski, ale są wielcy, bo podjęli morderczy bój, nie ustępowali i mimo porażki zasługują na uznanie.
Nie będą Mistrzami Polski, ale dla mnie są moimi mistrzami, bez złotych medali, ale mistrzami...

 

jutro popołudniu galeria