14.04.2005, 22:29

Po porażce Vive Kielce w Pucharze Polski

Vive nie zdobędzie Pucharu Polski trzeci raz z rzędu. To zła wiadomość. Gorsza jest jednak ta, że styl zaprezentowany przez wicemistrzów Polski nie wróży niczego dobrego. Wręcz przeciwnie. Zapowiada rewolucję

W środowy wieczór w Kielcach wicemistrzowie kraju przegrali ze Śląskiem Wrocław 25:26, tracąc bramkę dwie sekundy przed końcem. Chyba po raz pierwszy w historii nie zagrają w finałowym turnieju o Puchar Polski.

Przegrać ze Śląskiem to żaden wstyd. Ale przegrać ze Śląskiem, który sam myślał o porażce, to już duża sztuka.

I choć wrocławscy działacze czy zawodnicy będą twierdzić, że ich drużyna zawsze gra o zwycięstwo, że do Kielc przyjechała z myślą o wyeliminowaniu Vive, rzeczywistość była raczej inna. Śląsk marzy o mistrzostwie Polski. Dlatego w środę we Wrocławiu został rozgrywający Krzysztof Lijewski (niedawno podpisał kontrakt z czołowym niemieckim zespołem z Hamburga), którego postanowiono oszczędzać na ligowe mecze, a drużyna do Kielc przyjechała w dniu meczu - to rzadka praktyka, bo przed najważniejszymi spotkaniami bogatsze ekipy zwykle nocują w mieście rywala.

Niespodziewaną wygraną z pewnością byli zaskoczeni sami wrocławianie, bo zwycięstwo nie należało się ani im, ani kielczanom. Oba zespoły, czołowe polskie zespoły, zaprezentowały poziom, którego powinny się wstydzić. Ktoś musiał wygrać - padło na Śląsk, który do Kielc przyjechał raczej z założeniem honorowej porażki.

Kielczanie nie zdobędą trzeci raz z rzędu Pucharu Polski. To jednak nie jest największy problem. Sen z oczu władzom Vive musi spędzać to, co się dzieje w zespole. W środowy wieczór większość zawodników grała (a właściwie nie grała), jak gdyby z kolegami z drużyny spotkała się pierwszy raz, a nie trenowała raz czy dwa razy dziennie. I nie chodzi tu nawet o sześć(!) niewykorzystanych rzutów karnych, choć wicemistrzom kraju i reprezentantom Polski to nie przystoi. Dziwne są jednak niektóre decyzje trenera Aleksandra Malinowskiego. Nawet na chwilę nie wpuścił na boisko Wojciecha Zydronia, najlepszego gracza niedzielnego meczu w Głogowie. Rzadko próbuje w ataku kołowego Piotra Grabarczyka, choć trener kadry Bogdan Wenta chwali "Grabara" za grę w ataku. To tylko niektóre z zarzutów do szkoleniowca. Oczywiście, wina leży także po stronie zawodników. Wydaje się, że kompletnie nie tworzą kolektywu, wielu z nich brakuje charyzmy, silnego punktu kieleckiej "siódemki" w poprzednich latach.

Półfinał Pucharu Polski pokazał, że bez rewolucji w Vive się nie obejdzie. Pewni tego są już nawet ci, którzy tę decyzję konsekwentnie odkładali. Takimi meczami jak ten środowy nie można odpychać najwierniejszych fanów klubu. Zmienić się więc musi skład, więcej szans powinni dostać młodzi gracze, także juniorzy, czyli najzdolniejsi z ekipy mistrzów Polski. Oczywiście w składzie seniorskiego zespołu powinni zostać ci najbardziej doświadczeni. A trener będzie miał za zadanie wszystkie te klocki poskładać. Zadanie trudne i liczyć się będzie trzeba także z konsekwencjami - słabsza forma nie będzie jednak na początku niczym nowym dla ludzi, którzy oglądali ostatni mecz ze Śląskiem.

Było oczywiste, że kielczanie już jutro awansują do półfinału play off. Wygrali przecież w niedzielę w Głogowie i teraz potrzebne im jest jeszcze tylko jedno zwycięstwo. Ale kto wie, czy do wyłonienia półfinalisty play-off nie będzie potrzebny trzeci mecz w niedzielę (drugi w sobotę o godz. 18). W środowy wieczór pokazali bowiem, że są w stanie przegrać nawet z zespołem, który nie ma ochoty na zwycięstwo.