27.10.2004, 20:32

Tego własnie trzeba było !!!

Na taki mecz warto czekać miesiącami. Pojedynek z żadną z drużyn ligi Polskiej oraz pewnie z niewieloma zespołami Europejskimi potrafi wzbudzić takie emocje.
Jeszcze przed samym spotkaniem okazało się, że w obu ekipach są problemy. W Vive pod znakiem zapytania stał występ Aleksandra Litowskiego a w Wiśle wiadomo było, że nie zagrają Damian Wleklak i Adam Twardo.
Spotkanie wywyłało wielkie zainteresowanie. Już na półtorej godziny przed mecezm cieżko było o jakiekolwiek miejsce na hali. Wszyscy przyszli na wielki klasyk polskiego szczypiorniaka, a wiekszosć chciała zobaczyć jak wygrywa Vive...
- Kto wygra mecz? Vive !!!- odpowiadali kibice na zapytania spikera.

 

Początek spotkania należał jednak do Wisły, która po dwóch bramkach Szczuckiego prowadził najpier 0:2, a w 13 minucie nawet 1:4. Płocczanie od razu postawili wysoką obronę, która sprawiała naszym graczom w 2 linii wiele problemów. W 16 minucie było 3:6 dla gości, ale chwilę potem zaczął się już marsz Vive. Przez ponad 6 minut nie daliśmy sobie strzelić żadnej bramki, a sami czyniliśmy to sześciokrotnie. Po kilku bramkach skuteczniego w tym okresie gry Nowakowskiego oraz całej spółki Vive w 22 minucie prowadziło 8:6. Mogło być lepiej, bo w tym momencie dwóch zawodników Wisły powędrowało na ławkę kar, ale nasi zawodnicy nie potrafili tego wykorzystać. Na 5 minut przed końcem tej części spotkania było 9:9, bramkę ustalającą wynik pierwszych 30 minut rzucił Filip Kliszczyk. Szkoda, że chwile później nie wykorzystał rzutu karnego (wcześniej nie zrobił tego również Nowakowski).
Druga połowa jeszcze przez niecałe 10 minut była wyrównana. W 34 minucie było 12:12, wtedy to karnego nie wykorzystał "wielki" Ilin, a dwukrotnie po przeciwnej stronie Górala pokonał Adrian Anuszewski. W odpowiedzi rzut karny wykorzystał tym razem Tomasz Paluch, ale ta trzynasta bramka dla  Wisły okazała się jak najbardziej pechowa. Najbliższe siedem minut to znakomita gra w obronie kieleckich graczy i Rafała Bernackiego, nieskuteczność Wisły i bramki dla Vive. W ciągu wspomnianych 7 minut nasz zespół zdobył pięć kolejnych bramek po czym wyszedł na prowadzenie 19:13. Publika wpadła w eforię coraz to głośniej dopingujać Vive. Emocje w hali wisła jeszcze na chwilę ostudziła, bowiem z sześciu bramek przewagi naszych graczy zniwelowała straty do trzech, ale kilka kolejnych minut i cztery bramki Vive pokazały kto jest dziś na prawdę lepszy. W 53 minucie było już 23:16,a zawodnicy gości zamiast grać i stawiać czoła Vive zaczęli się kłucić z sędziami i całą winę za wynik zwalać na wszystko tylko nie na siebie. W 54 minucie Tomasz Paluch wykorzystał rzut krany i było 23:18, więc teoretycznie Wisła miała jeszcez szanse wywieźć z Kielc jakiś punkt. Na teorii się skończyło, bowiem do końca meczu płocczanie zdołali jedynie raz pokonać naszego bramkarza, my natomiast czyniliśmy to sześciokrotnie. W efekcie piękna wygrana i punkty, które zostają w Kielcach. Dziś mamy już 5 punktów przewagi nad Wisłą i pewny fotel lidera ekstraklasy.
Szkoda tylko, że na koniec spotkania nie popisali sie gracze Wisły, którzy mieli pretensje do wszystkiego. Za niesportowe zachowanie czerwona kartkę w ostatniej minucie ujrzał Bartosz Wuszter, 2 minuty wcześniej w wyniku gradacji kar boisko musiał opuścić Łukasz Szczucki. Zrobił to z uniesionymi w górę rękoma i wyciągnięttymi środkowymi palcami. Agresji pozasporotowej miał za dużo również Władimir Ilin, który nie wiedzieć czemu swoją złość po nieudanych zagraniach również chciał wyładować na naszych graczach.
Po ładnym meczu, wielkich emocjach (do 40 minuty) Vive zasłuzenie wygrało. - Tu nie chodziło o zwyciestwo, tu chodziło o to, żeby ich zmieść- powiedział mi po meczu jeden z kibiców. To była prawda, fakt, ktory sie ziścił. - Na kolana, na kolana...- krzyczała na koniec cała publika, a chwilę po końcowym gwizdku kielczanie mogli odtańczyć taniec radosci.

 

Po meczu powiedzieli:

Krzysztof Kisiel: Moja opinia minutę po meczu byłaby zapewne zupełnie innna. Teraz już ochłonąłem i przeanalizowałem. Mogę powiedzieć, że Vive nie zasłużylo na tak wysoką wygraną. Spotkanie było bardzo wyrównane, proste błędy i cztery kontry Vive zakończyły się sukcesem, a moi zawodnicy zaczęli szukać przyczyn u sędziów a nie u siebie. To miało odzwierciedlenie w grze. W meczu była walka, bramki, to wszystko co w piłce ręcznej powinno być. Zabrakło tylko konsekwencji u moich zawodników. Presje wytrzymali kielczanie, odskoczyli i wygrali.
To jest już nasz bodajże 9 mecz z kolei systemem środa-sobota. To nie jest usprawiedliwienie, ale trzeba tu uwzględnić. Zawodnicy Vive na kwadrans przed końcem zaczęli znajdować drogę przez obrońców do bramki. Dużym problemem był brak środkowych rozgrywajacych, Damiana Wlaklaka i Adama Twardo.
Była to dobra piłka ręczna z obu stron, tylko szkoda, że moi zawodnicy nie wytrzymali do końca.

 

Aleksander Malinowski: Przygotowaliśmy sie do cieżkiego meczu. W takich meczach dużo też zalezy od psychiki, tu jest gra na nerwach i chciałbym podziękować moim zawodnikom za podjecie trudnej walki. Mogę wystawić im szóstkę za grę w obronie, bramkarzom również. Wykonali wszystkie załozenia przedmeczowe. Płock postawił ciężkie warunki w obronie, ale my znaleźliśmy sposób na zwycięstwo.

 



Vive: Bernacki, Tkaczyk; Grabarczyk, Anuszewski 4, Zydroń 1, Bystram 2, Wasiak 2, Hiliuk 5, Kuchczynski 2, Sieczka P., Nowakowski 7, Sieczka J. , Nikulenko 2, Kliszczyk 4;
Kary: 12 minut
Wisła: Marszałek, Góral; Ilin 5, Titov 4, Szyczkow 2, Witkowski 1, Paluch 2, Wiśniewski, Kuptel 1, Wuszter, Zołoteńko 1, Szczucki 3, Jankowski;
Kary: 20 minut

 

Sędziowali: Adam Mikołajczyk, Andrzej Mikołajczyk

Delegat: Marek Szajna
Widzów: 2000