07.10.2004, 21:33

To był mecz !!! To będzie mecz ?


Już w najbliższą niedzielę kielczanie rozegrają (na wyjeździe) pierwszy mecz w Pucharze Zdobywców Pucharów. Przeciwnikiem Vive będzie hiszpański BM Valladolid. To już za kilka dni, ale póki co warto powrócić do wspomnianego już meczu z THW Kiel, najbardziej pamiętnego w historii klubu dla wielu zawodników, wielu kibiców i działaczy.


Jest rok 1997. 6 maja gazety informują o dwóch zwycięstwach w Kielcach nad Petrochemią. Był to półfinał play-off Mistrzostw Polski. Po rundzie zasadniczej nasz zespół był zdecydowanie najlepszy. Z dorobkiem 43 wyprzedził kolejny w tabeli Śląsk Wrocław o... 10 punktów! Na dwa kolejne mecze play-off Iskra pojechała do Płocka, pierwszy przegrała dość wyraźnie, w drugim do szczęścia brakło już niewiele. Ale brakło. Stan rywalizacji- 2:2. Ostatni, decydujacy mecz w Kielcach odbył się 9 maja.
"43. min był remis 15:15. Grajac z przewaga gospodarze dwie minuty potem wygrywali 17:15. Jedno-, dwubramkowa przewaga utrzymywala sie do 53. min. Wowczas bramka Kisiela dała gosciom remis 19;19. Trener Gienadij Kamielin wziął czas. Na nic to sie zdało. Za chwile Michał Dębski pokonal Rafala Bernackiego i Petrochemia wygrywała 20:19. na dwadzieścia sekund przed końcowa syreną Niedzielski strzelił bramkę. Kielczanie mieli czas na rozegranie akcji i doprowadzenie do dogrywki. goscie na to nie pozowolili. Dlugo celebrowany rzut wolny po czasie trafil w blok zespołu gości. Na parkiet posypaly sie butelki i puszki. - Niemozliwe, jak to sie stalo. To nie prawda." - pisała dzień później Gazeta Wyborcza.


Rafał Bernacki do dzis wspomina ten mecz i mówi, że właśnie ten najbardziej utkwił mu w pamięci.

Cała hala zamilkła. Sam pamiętam tylko Andrzeja MArszałka, który zaraz wyleciał z bramki nie kryjąc radości. Dla naszych zawodników stało się coś niewyobrażalnego. W sezonie zasadniczym, w którym tylko dwóch meczów nie udało się wygrać, nie zdobyliśmy mistrzostwa. Jedni mieli łzy w oczach, inni byli po prostu wściekli.
Na osłodę Iskrze pozostał brąz, wywalczony po pojedynkach z Warszawianką.

||
Dlaczego wspominamy ten sezon? Był on wstępem do kolejnego, jakże udanego. O zgrozo, nieudany sezon dał nam kolejny tak owocny. Nie udało się wywalczyć Mistrzostwa Polski, pozostała nam gra w innych jak Liga Mistrzów- Europejskich Pucharach. Tak jak teraz, tak jak dziś.
Na początku zespół prowadził trener Gienadij Kamielin, później drużyna została powierzona trenerowi Stanisławowi Hojdzie.


W 1 rundzie zespół trafił na Izraelski Maccabi Rehovot. Dwumecz wygraliśmy. W 2 rundzie czekali na nas włosi. - Pamiętam jak spędziłem ponad 20 godzin w samochodzie, tylko po to, żeby zobaczyć jak gra przeciwnik, i potem 20 godzin wracać - mówi Stanisław Hojda, który wtedy od niedawna był trenerem Iskry. Opłaciło się. Rozpracowanego przeciwnika kielczanie zmiażdzyli (32:15, 33:26).


I w reszcie przyszedł mecz z niemieckim THW Kiel. Drużyna wypełniona gwiazdami. Wislander, Perunicić, Olsson... - to były największe sławy światowego szczypiorniaka. - To była wtedy najlepsza ekipa świata- wspomina mecz Rafał Bernacki, który i wtedy stał między słupkami kieleckiej bramki. - Takiego spotkania nie można zapomnieć, to był świetny mecz- mówi Radek Wasiak. - Strasznie satysfakcjonował wynik 1 meczu, sam fakt ile strzeliłem bramek to była drugorzędna sprawa- mówi z kolei Robert Nowakowski, najskuteczniejszy wtedy zawodnik (11 bramek w Kielcach!). No tak, ja zdobyłem jedną bramkę- zaczyna Jura Hiliuk. - na pieć rzutów- dodaje zaraz. No ale przecież własnie jedną wygraliśmy- mówię do "Jurka", na co stojący obok Paweł Sieczka ze śmiechem dodaje- No widzisz, a tak to byśmy wygrali pięcioma...

Mecz w Kielcach pamiętam, super spotkanie, ale jakie ciężkie- mówi Jarek Sieczka, -  wspominam też rewanż. Pierwszy raz zagrałem w tak wielkiej hali (7000 widzów). Zawodnicy mówią, że przeciwnik był im znany, oglądali dużo meczów Kielu, - byli rozpracowani. A rozpracować takich mistrzów to sztuka.
- Ale nie ma co żyć historią, teraz trzeba pokazać klasę- kończy Radek Wasiak, kapitan Vive.

||
Przedsprzedaż biletów rozpoczęła się w poniedziałek przed meczem. W ciągu kilku godzin brakło biletów ulgowych, w środę sprzedano ostatnie bilety normalne. Jedni zachwycali się, że widzieli gości jadących do hotelu, jeden z kibiców pojechał do Warszawy na lotnisko. - Mam gazetę z ich autografami- mówił redaktorowi z Gazety Wyborczej w dniu meczu.


Pierwsi kibice przyszli już o godzinie 12, niemal dwie godziny czekając na otworzenie hali- pisał Piotr Rozpara po meczu w Gazecie Wyborczej.

- Nie było gdzie palca wcisnać, to było piękne spotkanie, piękny doping- wspomina dziś dyrektor Andrzej Jung. Trzy godziny przed meczem hala pękała w szwach, ścisk był niesamowity. Ludzie, którzy przeszli już przez dzwi wejsciowe biegli na trubuny zajmować miejsca. Tak jakby do meczu pozostało kilka sekund.
W 6 minucie pierwszego z dwóch meczów pomiędzy Iskrą Kielce a THW Kiel był remis. Po kontrze i bramce Roberta Nowakowskiego było 3:3. Po kwadransie gry gospodarze wyszli pierwszy raz na prowadzenie, które dała im bramka Radosława Wasiaka. Znakomicie bronił w bramce Maciej Stęczniewski, świetnie ustawiona obrona wybijała z właściwego rytmu przeciwników. W 25 minucie było 14:10 dla Iskry a cała hala szalała. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 16:12. Druga połowa także zaczęła się znakomicie, było już 18:13. Wtedy indywidualnie zaczynął błyskać świetny Nenad Perunicić. To głównie za jego sprawą przeciwnicy odrabiali straty i wyrównali na 25:25. Do bramki wszedł Rafał Bernacki, gole zdobyli Aleksander Czernysz (2) i Jarek Sieczka po czym Kielce znów były lepsze o 3 bramki. Ostatecznie mecz zakończył się wygraną Iskry 28:27. - Przecież my tu przyjechaliśmy wygrać, nie spodziewaliśmy się takiego oporu, mówił trener Kielu- Serdarusic. - Macie bardzo dobry zespół- chwalił Iskrę Steffan Olsson. - a ten doping- zachwycali się niemcy, pisząc później na swojej stronie internetowej o naszej hali "w kieleckim kotle czarownic..."


Drugi, rewanżowy mecz w Niemczech nie był już tak bardzo udany. - Trochę zawiodła 2 linia- mówi Andrzej Jung. Gospodarze szybko objęli prowadzenie 4:0 i choć udało się odrobić strarty do różnicy jednej bramki- 7:6, to za chwilę znów było 15:10. W 2 połowie nasz zespół przegrywał już 24:16, ale w efekcie doznał porażki "jedynie" 31:26.


Sam pierwszy mecz, wygrany przez nasz zespół pokazał, że z KAŻDYM można wygrać. Dziś na kilkadziesiat godzin przed meczem z THW Kiel ważne jest, by znów uwierzyli w to sami szczypiorniści. Tak jak kiedyś. Zapewne wszyscy życzylibyśmy sobie, by nasza drużyna znów pokazała światową klasę, a teraz dopełniła też i formalności i wyeliminowała TEORETYCZNIE zdecydowanie lepszy zespół. Bez wiary w ten cel, bez wsparcia kibiców nie uda się. Dlatego my wszyscy, a w szczególności zawodnicy muszą uwierzyć, że to co niby nierealne- jest możliwe.

 

P.S. W kwietniu, niecałe dwa miesiace po dwumeczu z Iskrą, - THW Kiel (które poległo w Kielcach) zdobyło Puchar Zdobywców Pucharów.

 ||

 

Mówi Stanisław Hojda, trener Iskry Kielce z czasu meczu z THW Kiel:
Była to sytuacja, która nie miała wcześniej miejsca. Wtedy po raz pierwszy zabrakło czegoś, co w naszym Polskim sporcie często się zdarza- minimalizm. Jak się przegra z Kielem, to co to za problem, nikt źle nie pomyśli, żadna to wielka sprawa. To chyba na tym polega cały ten problem, że ludzie za łatwo godzą sie z tym, że jak ktoś jest faworytem, to przegrać z nim nie jest ujmą, nic się nie stanie. A w życiu sportowca najpiękniejsze nie jest to, że przed meczem gra się z kimś dobrym, tylko piękne może być to po takim meczu. Wychodząc na boisko, jako drużyna, która nie jest faworytem trzeba zawsze pamiętać, że w sporcie jak świat długi- zawsze były niespodzianki. Nie ma w sporcie przegranych przed meczem.
Dla mnie wspominiany mecz z THW Kiel jest największym przeżyciem sportowym. W gruncie rzeczy, w momencie kiedy usłyszałem, że gramy z Kielem, to w jakiś sposób było to dla mnie spełnienie marzenia sportowego. Dla mnie drużyna THW Kiel była legendarną, zawsze jak się pokazywało idoli dla młodych piłkarzy ręcznych, to byli nimi Wislander, Olsson. Mówiło się: zobacz jak gra ten, popatrz na tego. To byli ludzie, którzy na dobrą sprawę byli dla chłopaków w Polsce idolami. No i wtedy przyszło im się z nimi zmierzyć.
Ale to co najbardziej pamiętam z meczu, to przygotowanie do niego. Trwało to  bardzo długo. Przez dłuższy okres czasu próbowałem ich rozpoznać, co jest w nich słabsze, gdzie jest szansa. Nie dało się nie myśleć o rozwiązaniach, które mogą dać skutek.

W trakcie meczu nie mogłem mieć wrażenia, że ktoś nie daje z siebie wszystkiego. To jest banał, to jest komunał, to jest truizm. Chłopaki dali z siebie wszystko.
To co wspominam tak bardzo ewidentnie, to to, że po tym meczu, o czym może nie wszyscy wiedzą- niektórzy zawodnicy szli korytarzem do szatni na czworakach. Uważam to za bardzo duże osiagnięcie zawodników, bo to, ze szli na czworaka, to znaczy, że dali z siebie wszystko.
Jest też kwestia motywacji. Przed niektórymi meczami mówimy sobie- nie da się, oni są lepsi. W sporcie tak nie wolno. Tu trzeba chcieć wygrać ! I to jest najważniejsze. Minimalizm jest rzeczą, która z góry skazuje na porażkę. Nigdy nie jest się na straconej pozycji.
Tak do meczu z THW podeszli wtedy w Kielcach zawodnicy. Oni dali z siebie wszystko, wola walki wsparta tym żywiołowym dopingiem była wielka. Trzeba było się tak umotywować, żeby znowu nie zagłaskali, że nawet jak się przegra to nic się nie stanie. Najważniejsze jest, by wygrać.
Sport polega na wygrywaniu, a nie zadawalaniu się wciaż tym samym. Jak ktoś się wyzbywa marzeń, to ma mniejsze szanse. Trzeba je realizować. Czy Valladolid jest marzeniem? Ja uważam, że jest. Jest to drużyna znana, czołowa z ligi hiszpańskiej. Trzeba się do niej przygotować, nie ma siły, żeby nie znać ich sposobu gry, tego co stosują.