22.07.2018, 07:33
#dawajDAWAJ

#dD 8: Z trawy na parkiet. Handball na przestrzeni lat

Magda Pluszewska

fot. A. Benicewicz-Miazga

G. Trzpil

BACKSTAGE: Z TRAWY NA PARKIET

PIŁKA RĘCZNA NA PRZESTRZENI LAT

Odkryty stadion, trawa i dwudziestu dwóch graczy biegających w tę i we w tę po długim na sto metrów boisku. Piłka nożna? Tak. Piłka ręczna? Też. Choć trudno nam to sobie w tym momencie wyobrazić, bo halowy anturaż na stałe wtopił się w nasze wyobrażenie handballu, to jednak od trawy wszystko się zaczęło. Panowie hasali sobie po zielonym dywanie, podając piłkę na duże odległości tyle razy, że obecnie sędzia już dawno odgwizdałby czas. Próbowali umieścić piłkę między słupkami siedmiometrowej bramki, oddając rzuty z dwa razy większej odległości niż teraz i aż dziw bierze człowieka, jak z poziomu trybun kibice byli w ogóle w stanie dostrzec ściskaną w dłoniach piłkę.

  • JAK ZMIENIŁA SIĘ PIŁKA RĘCZNA NA PRZESTRZENI LAT?
  • CO WYWOŁAŁO TE ZMIANY?
  • PO CO SPROWADZANO Z CZECHOSŁOWACJI WOSK DO SZCZEPIENIA DRZEWEK?
  • CO DLA POPULARYZACJI DYSCYPLINY MOGĄ ZROBIĆ ZWIĄZKI SPORTOWE?

Tak było. Trawiasta forma piłki ręcznej, tzw. feldhandball, doczekała się nawet swojego epizodu na Igrzyskach Olimpijskich w 1936 roku. Do lat 70. XX wieku organizowano mistrzostwa świata w tej dyscyplinie, aż wreszcie trawa ustąpiła parkietowi i na popularności zaczęła zyskiwać odmiana, którą znamy obecnie. „Piłka ręczna bardzo dużo zyskała na odejściu od jedenastoosobowej formy gry” – komentuje Dyrektor Sportowy PGE VIVE, a kiedyś kapitan kieleckiego zespołu, Radosław Wasiak – „Przede wszystkim stała się bardziej dynamiczna. Z naszego punktu widzenia, była to bardzo archaiczna gra. Boisko było podobne do piłki nożnej, więc na dłuższą metę nie byłoby szans na popularyzację dyscypliny, bo futbol w takim wydaniu jest ciekawszy. Co prawda ręka jest dokładniejsza niż noga, ale piłka ma do pokonania spore odległości. Obecnie taka forma nie miałaby racji bytu, bo byłaby mało interesująca dla kibiców”.

DOBRA, PANOWIE, MOŻECIE ZACZYNAĆ

Osobie o handballocentrycznych poglądach na sport ciężko jest obiektywnie ocenić, jak dużego postępu na tle innych dyscyplin doświadczył szczypiorniak. Stwierdźmy więc zupełnie subiektywnie, że piłka ręczna zrobiła gigantyczny krok do przodu. Który sport rozwinął się tak bardzo po upchnięciu go między ściany? Piłka nożna? Nie, z niej po prostu zrobił się futsal. Tenis ziemny? A który turniej halowy może równać się zawodom na odkrytych kortach? Piłka ręczna natomiast przeniesieniu pod dach zawdzięcza wszystko.

Oczywiście to nie było tak, że po tym, jak zredukowano liczbę zawodników do siedmiu w jednym zespole, zmniejszono wymiary boiska i obudowano je ścianami, od razu panowie zasuwali po parkiecie jak Blaz Janc, czy zwodzili przeciwników z lekkością Urosa Zormana. Gra była dużo prostsza i spokojniejsza. Stosowało się jeden system defensywy i czekało na rywala, aż ten… wróci do obrony.

Kiedyś, jeszcze przed EURO 2016, Mariusz Jurkiewicz opowiadał, jak dostał od trenera Manolo Cadenasa kasety VHS z nagraniami starych meczów. „Powrót do obrony po zdobytej bramce trwał tam nawet kilkadziesiąt sekund!” – opowiadał Mariusz – „Pewien były piłkarz ręczny powiedział mi ostatnio: Kurczę, co wy, nie trenujecie, że nie macie siły i po piętnastu minutach prosicie o zmianę? My graliśmy całe mecze! Ciężko z nim dyskutować, ponieważ nie ma porównania pomiędzy tamtymi spotkaniami, czy nawet tymi z lat 90., a współczesnymi. Szybki środek, kontry, bieganie. Tak dużo się dzieje, że nie ma czasu pozdrawiać kibiców po zdobytej bramce, a tam, na kasetach, panowie klepali sobie „piąteczki” z rywalami! Drużyna przeciwna musiała czekać, aż zawodnik wróci do obrony i dopiero sędzia gwizdał wznowienie gry.”

Czy ktokolwiek wyobraża sobie teraz, jak na przykład takie Celje grzecznie czeka sobie przy linii środkowej po straconej bramce, aż zdążymy cofnąć się pod własne pole bramkowe, wymieniając kilku zawodników, Dzidzia pokaże kciuk zadarty wysoko do góry i oświadczy „Dobra, panowie, możecie zaczynać”? No właśnie.

KAŻDY MOŻE BYĆ BRAMKARZEM

Motorem napędowym rozwoju chyba każdej dziedziny są innowacje. By coś mogło ewoluować, trzeba coś zmienić, a każda, najdrobniejsza zmiana wywołuje kolejne. „W latach 70. Jugosłowianie zmienili obronę z formacji 6-0 na 3-2-1” – opowiada Radek Wasiak – „To była ogromne novum, oni zmienili system gry, który wtedy przynosił spore sukcesy. Samo to wymusiło na przeciwnikach szukanie innych rozwiązań taktycznych, żeby ten system pokonać. Przy 6-0 gra była prosta: piłka szła od lewej do prawej strony i ktoś tam wybierał się z rzutem – w dużym uproszczeniu. Odpowiedzią na taki atak była inna obrona, z kolei odpowiedzią na tę obronę były nowe rozwiązania w ofensywie i tak dalej. Każdy stara się znaleźć coś, czym może zaskoczyć przeciwnika.”

Zaskakiwać potrafili nie tylko ci od grania, ale i ci od przepisów. Na przykład w polskiej lidze, gdzieś pod koniec lat 80. przez jeden sezon testowano możliwość wznawiania gry po zdobyciu bramki od… bramki właśnie, a nie od linii środkowej, jak to jest współcześnie. Jak można się domyślić, był to raczej chybiony pomył, dlatego szybko się z niego wycofano. „Zrobiła się z tego tak Wielka Pardubicka i bezsensowne bieganie po boisku” – komentuje dziennikarz „Echa Dnia”, Paweł Kotwica. Maciej Stęczniewski wskazuje na kilka plusów takiego rozwiązania – „Dzięki temu nie było czasu na rozpamiętywanie bramki, wyrzucało się jak najszybciej piłkę do przodu, a skrzydłowi wybiegali do kontry”. Pomysłodawcą tej modyfikacji był prof. Janusz Czerwiński, a tak motywy pana profesora wyjaśnia Mirosław Baum, przewodniczący Kolegium Sędziów ZPRP – „Przyspieszało to tempo gry, wpływało na strategię, dzisiaj mamy po prostu szybki środek. Efektem jest pozytywny wpływ na płynność, nie ma ociągania się czy symulowania, a piłka ręczna jest atrakcyjniejsza”.

W toku lat bawiono się również liczbą zawodników wpisywaną do protokołu meczowego. „Kiedyś było ich dwunastu, w tym byli zaznaczeni dwaj bramkarze. Powoli liczba ewoluowała do czternastu, potem do szesnastu. Teraz dodatkowo nie jest zdefiniowane w protokole, kto jest bramkarzem, każdy może nim być. Stąd, że zawodników jest więcej, gra może stać się szybsza, bo więcej zawodników można wymieniać” – wyjaśnia Wasiak.

DYNAMIZOWAĆ I UROZMAICAĆ

Ostatnią głośną modyfikacją przepisów był pakiet reguł zaproponowany przez IHF tuż przed igrzyskami w Rio. Przede wszystkim, ważne z perspektywy zmiany stylu gry, okazały się dwie zasady: pierwsza, mówiąca, że zawodnik zastępujący bramkarza nie musi zakładać znacznika i druga, wskazująca liczbę maksymalnie sześciu podań, jakie może wykonać zespół po zasygnalizowaniu gry pasywnej przez sędziego. Regulacje te jeszcze bardziej zdynamizowały piłkę ręczną. Na popularności zaczęły zyskiwać rzuty a’la Siódmiak, oddawane z drugiej połowy boiska do pustej bramki. W pewnym momencie wydawało się nawet, że trenerzy zupełnie zachłysnęli się możliwością wygodniejszej zmiany bramkarza i zaczęli dość pochopnie go wycofywać, co kończyło się potopem łatwych trafień ze strony rywala. Powoli obserwujemy też powstawanie trendu budowania przewagi liczebnej zawodników w polu – gry siedmiu na sześciu.

Na polskim podwórku również kombinujemy. Gramy podzieleni na grupy, rzucamy karne, dajemy bonusy punktowe. Tym razem nie po to, by dynamizować, lecz by urozmaicać. Gdzie nas to zaprowadzi i co jeszcze wkrótce wymyślą federacje, związki i spółki zarządzające ligami? Czas pokaże.

DOMINACJA ATLETYZMU

A czas to największy sprzymierzeniec postępu. Im więcej go upływa, tym więcej wiemy i potrafimy. Zrobić, wymyślić, wykorzystać. Wiedza to kolejny, poza zmianami w przepisach, czynnik, który napędza rozwój piłki ręcznej. „Obecnie baza wykonywanych przez piłkarzy ćwiczeń jest taka sama, ale sposób ich wykonywania jest zupełnie inny. Inna jest ich intensywność. Pamiętajmy, że proces szkoleniowy to nie jest tylko wysiłek ale też odpoczynek, zarówno między ćwiczeniami jak i treningami. Teraz bazuje się na pracy tlenowej, to wszystko wpływa na to, jak przygotowany do meczu jest zawodnik” – tłumaczy Radek Wasiak.

Piłka ręczna, tak jak i pozostałe dyscypliny sportu, poddaje się wszechobecnej dominacji atletyzmu. Teraz zawodnik jest szybszy, zręczniejszy, sprytniejszy. „Kiedyś bazowało się na zawodnikach dużych, którzy byli ociężali. Zasłaniali dużo pola, mieli spory zasięg ramion, który ułatwiał zdobywanie bramek. Panowie mieli po dwa metry wzrostu, po 120 kg wagi. Teraz, poza wzrostem i masą, trzeba mieć dobre przygotowanie pod względem cech motorycznych. Nie tylko siła się liczy, ale i zwinność, skoczność, szybkość” – wyjaśnia dyrektor.

WOSK ZAMIAST KLEJU

Różnicę robi też technologia. Może nie tyle materiały, obuwie, nawierzchnia, bo jak zaznacza Wasiak, w sporcie zespołowym trudno ocenić wpływ tych zmiennych na wynik, ponieważ w dużej mierze jest on wypadkową współdziałań partnerów, a nie tylko sprzętu. Niemniej są pewne rzeczy, bez których piłkarz ręczny obejść się nie może. Na przykład klej.

„Kiedyś, jak ja byłem juniorem, używało się zamiast kleju wosku do szczepienia drzewek z Czechosłowacji” – śmieje się były obrotowy – „Teraz są już w pełni profesjonalne firmy, które przygotowują takie preparaty. Są też lepsze piłki, teraflexy, ale czy to tak bardzo wpływa na to, jak wygląda nasz sport?”

Dużo ważniejsza, w opinii dyrektora, jest technologia związana z medycyną. „To ogromna przewaga współczesnej piłki ręcznej nad tym, co było kiedyś. Sport stał się jedną z gałęzi gospodarki, to nie jest już tak jak kiedyś, że sport był tylko rekreacyjny. Mamy wąskie specjalizacje w medycynie sportowej, nowinki w dozwolonych środkach farmakologicznych, w sposobie odżywania się, dzisiejszych czasów w żaden sposób nie można porównać do tego, co było. A to jest przecież składowa rozwoju sportowca!”.

CIAŁO JAK MASZYNA

Zmienia się i mentalność zawodników. Wzrasta ich samoświadomość i profesjonalizm. Człowiek zawodowo uprawiający sport zaczyna traktować swoje ciało jako narzędzie pracy, coraz więcej wagi przykłada do odpowiedniej diety, regeneracji i treningu. Tylko to może zapewnić mu wyczynową długowieczność i ochronę przed kontuzjami. Sam Radek Wasiak wspomina, że właśnie dzięki odpowiedniej dbałości o organizm udało mu się uniknąć poważniejszych urazów.

Widać też, że co do zasady, zawodnicy stają się bardziej ostrożni na boisku. Zwykle poważnie zastanowią się nad niesportowym faulem, bo wiedzą, że w kilka sekund można wyłączyć rywala z gry na wiele miesięcy. Choć i tak zdarzają się głupie zachowania, których przykładów mieliśmy kilka choćby w ostatnim meczu z Veszprem, gdy Timuzsin Schuch dopuścił się ataku na szyję Michała Jureckiego, w końcowych minutach spotkania z Zabrzem czy w wielu odsłonach Świętej Wojny.

KONIEC Z PARTYZANTKĄ

Wreszcie, nie da się nie wspomnieć o mediach. „Media rządzą światem, kreują rzeczywistość. Jeśli jakaś dyscyplina pojawia się w mediach, to następuje jej rozwój” – mówi Wasiak – „Cyferki przyciągają sponsorów, a sport zawsze był najtańszą formą reklamy. Ile ktoś musiałby zapłacić, by przez półtorej godziny jego logo wyświetlane było w telewizji?”

„Stety” lub niestety, ostatnio i proces mediatyzacji sportu ogarnął pewien trend. Ze sportu robi się produkt premium i oferuje się go za pośrednictwem kodowanych telewizji. Jakość versus oglądalność. W Polsce zarówno rozgrywki PGNiG Superligi jak i Ligi Mistrzów przejęła platforma NC+. „Niewiele jest stacji telewizyjnych, które pokazują piłkę ręczną tak jak NC+, nawet pomimo tego, że są narzucone pewne standardy. NC+ ma kilkunastoletnie doświadczenie w pokazywaniu sportu. Bazują na tym, czego nauczyli się przy piłce nożnej” – komentuje Wasiak. To fakt. Jak pokazywać tę dyscyplinę, najlepiej udowodnili w Kolonii, gdy Kielce wygrywały Ligę Mistrzów. Medialny majstersztyk.

Obecnie w życiu klubu coraz więcej uwagi poświęca się mediom. Przed każdym meczem organizowane są briefingi, by dziennikarze mogli porozmawiać z zawodnikami i odpowiednio nagłośnić wydarzenia. Kiedyś kontakty z mediami to była partyzantka. „Nie było żadnych konferencji. Albo któryś z dziennikarzy do nas dzwonił albo przychodził na trening. Nie było organizacji. Na palcach jednej ręki można było policzyć dziennikarzy, którzy do nas przychodzili. Wtedy było „Echo Dnia”, „Słowo Ludu”, telewizja, radio i to wszystko.”

Usystematyzowanie relacji z mediami dobrze odbija się na zawodnikach. „Pracowaliśmy lata na to, by tak było. Kiedy jest trening, to jest trening, skupiamy się na pracy. Kiedy trzeba, chłopcy są do dyspozycji. Ja w tygodniu odbierałem kilka telefonów, teraz sportowcy mają chyba większy spokój”.

CZŁOWIEK MUSI MIEĆ IDOLA

Oczywiście, ogromny wpływ na ogólną popularność sportu ma reprezentacja. „Sukcesy złotej generacji na pewno przełożyły się na rozwój piłki ręcznej” – mówi Wasiak. I tu jest duże pole do popisu dla związków i federacji. „Jeśli będą sukcesy, baza do treningu, jeśli zachęcimy młodych ludzi, to dyscyplina będzie się rozwijała dalej. Najważniejsze jest to, by szkolić zawodników, którzy będą na dobrym poziomie sportowym. Chodzi też o to, by zmienić mentalność młodzieży, by dzieci nie zadowalały się małymi sukcesami, by szły gdzieś dalej, poza ekran komputera czy smartfona. Człowiek musi mieć idola. Dla jednych będzie to Adam Małysz, dla innych Robert Lewandowski, ale my przez lata też przecież mieliśmy zawodników, na których można się było wzorować.”

Obyśmy mieli ich nadal. Przed reprezentacją trudny czas, ale warto go przetrwać, by powtórzyć sukcesy minionej generacji.

Tekst pochodzi z ósmego numeru informatora meczowego #dawajDAWAJ, przygotowanego na mecz z MKS Kalisz (20.10.2017r.).