19.03.2019, 15:54
#dawajDAWAJ

#dD34: Żółto-biało-niebieski #10yearschallenge

Czasem na pewno wielu z Was łapie się na tym, że myśląc sobie, co też działo się tak gdzieś „pi razy drzwi” dziesięć lat temu, przywołuje w pamięci obraz lat dziewięćdziesiątych. Dopiero później dociera do nas fakt, że ups, zaraz, przecież mamy już 2019! Rok, w którym, według zamierzchłych wizji twórców literackich i filmowych, powinniśmy do pracy latać pojazdami przypominającymi batmobile.

Tymczasem, rzeczywistość zdaje się nie pędzić do przodu tak rączo, jak poganiana wodzami ludzka fantazja, choć trzeba przyznać, że w przypadku polskiej piłki ręcznej codzienność zmieniła się jakby o dziesięć lat świetlnych i obecnie jesteśmy już w innej galaktyce, niż u schyłku pierwszej dekady XXI wieku. O ile, niestety, w wymiarze reprezentacyjnym ruszyliśmy chyba niekoniecznie w dobrym kierunku handballowej Drogi Mlecznej, bo to dziesięć lat temu biliśmy się z najlepszymi o medale turniejów mistrzowskich, a teraz nawet się na nie nie kwalifikujemy, o tyle klubowo odbyliśmy kosmiczną podróż ku najjaśniej święcącym gwiazdom.

Dziesięć lat temu dopiero pukaliśmy do czołówki europejskiej elity w Lidze Mistrzów, a i na polskim podwórku nie byliśmy jeszcze hegemonami. Dokładnie w sezonie 2008/09 zdobywaliśmy siódme w historii, ale i pierwsze od sześciu lat Mistrzostwo Polski. Wygraliśmy wówczas i Puchar Polski, tym samym odnotowując drugi w historii krajowy dublet. 

„Pamiętam, że był to dla mnie pierwszy złoty medal!” – wspomina Mateusz Jachlewski, który wówczas spędzał swój trzeci sezon w Kielcach –„Wygraliśmy też Puchar i to był mój pierwszy dublet, więc bardzo się z tego cieszyłem. Z Płockiem do rozegrania było aż pięć meczów, ale ten ostatni graliśmy u nas i dlatego mogliśmy świętować ten sukces u siebie w hali!”

Od tego momentu wiele się zmieniło. Tylko raz, w 2011 roku powinęła nam się noga w boju o mistrzostwo, w rozgrywkach pucharowych jesteśmy niepokonani, a i trzykrotnie docieraliśmy do Final Four Ligi Mistrzów, dokonując historycznego wyczynu i jako pierwsza polska drużyna wygrywając ją w 2016 roku.

Siwy przez cały ten czas reprezentował żółto-biało-niebieskie barwy. A co działo się z pozostałymi naszymi zawodnikami? Jedni odbywali zagraniczne wojaże, grając w Hiszpanii, w Niemczech czy na Bałkanach. Mariusz Jurkiewicz na przykład rozgrywał swój ostatni sezon w JD Arrate, będąc mniej więcej w połowie swojej hiszpańskiej przygody z piłką ręczną. Sezon 2008/09 był jedynym w historii klubu, w którym drużyna rywalizowała w europejskich pucharach, dochodząc do ćwierćfinału Pucharu EHF.

„To była nagroda za bardzo dobry sezon, który rozegraliśmy wcześniej, ale radość przyćmił fakt, że borykaliśmy się od jakiegoś czasu z problemami finansowymi, mieliśmy nowego trenera, a gra już nam się tak dobrze nie układała” – wspomina Kaczka – „To był okres dużych zmian i niepewności co do klubu i każdego z nas.”

Rozgrywający, podobnie jak kilku innych zawodników PGE VIVE, w tamtym czasie był także kadrowiczem, z dumą reprezentującym nasz kraj z orzełkiem na piersi.

„Gra w reprezentacji to było coś wyjątkowego” – mówi Mariusz – „Myślę, że nie tylko 2009 rok, ale w ogóle grudzień i styczeń z kadrą w toku wielu lat. Najczęściej był to czas poświęcany reprezentacji i przygotowaniom pod mistrzostwa. To był krótki, ale bardzo intensywny okres.”

Krzysztof Lijewski grał w HSV Hamburg, a Michał Jurecki w TuS n-Lübbecke. O ile pierwszego z nich czekało jeszcze kilka lat w Bundeslidze, o tyle obecny kapitan żółto-biało-niebieskich powoli szykował się do powrotu do Kielc, gdzie został do dziś (choć wkrótce znów wyjedzie za naszą zachodnią granicę).

Większość naszych zawodników już dawno miała wówczas za sobą pierwsze doświadczenia ze szczypiorniakiem, ale są i tacy, którzy dopiero zaczynali, lub w ogóle nie wiedzieli, co to piłka ręczna. Miłosz Wałach wolał jeszcze dużo większą bramkę, na trawiastym boisku, Arek Moryto pomykał po krakowskim parkiecie turnieju „Lajkonik”, a Bartek Bis dopiero poznawał tę dyscyplinę.

„Byłem wtedy chyba w piątej klasie” – wspomina Bartłomiej Bis, wówczas jedenastoletni uczeń SP nr 25 w Kielcach – „W moim otoczeniu nikt nie mówił o tym sporcie, jeśli już to żyło się raczej piłką nożną, więc ja nawet za bardzo nie wiedziałem, co to jest! Szczęśliwie, kolega namówił mnie na trening i zacząłem się do szczypiorniaka przekonywać.”

Gdyby ktoś wtedy powiedział Bartkowi, że za dziesięć lat będzie reprezentował barwy PGE VIVE, to… „Wyśmiałbym go!” – uśmiecha się nasz wychowanek – „Nawet gdy byłem w liceum i dostawałem pierwsze powołania do kadry od trenera Kuptela, to i tak nie wyobrażałem sobie, że mógłbym się tu znaleźć i w tak młodym wieku dostać szansę zagrania w Hali Legionów.”

Na szczęście w tym, tak jak i w kilkunastu innych przypadkach, historia potoczyła się szczęśliwie i możemy na co dzień oglądać w naszej hali naszych wspaniałych sportowców. W ramach akcji #10yearschallenge przenosimy się w czasie i prezentujemy archiwalne fotografie kielczan. Sami oceńcie, którzy z nich najbardziej się z zmienili, a którzy wyglądają, jakby dziesięć lat temu czas stanął dla nich w miejscu.

Tekst pochodzi z trzydziestego czwartego numeru informatora meczowego #dawajDAWAJ (luty 2019).

dd okladka luty 2019 (1)