23.09.2020, 20:21
Mecz

Droga przez mękę i... karne. Mamy dwa punkty!

  • Patryk Ptak
  • Foto

Patryk_Ptak

  • Magda Pluszewska
  • Tekst

Co za thriller! W meczu 2. kolejki fazy grupowej Ligi Mistrzów drużyna Łomża Vive Kielce pokonała MOL-Pick Szeged 26:23 (12:7). Kilkubramkowa przewaga z pierwszej części spotkania w drugiej stopniała do jednego trafienia, ale udało się ją obronić! Fantastyczne spotkanie rozegrał Andreas Wolff, który w pierwszej połowie miał skuteczność 50%, a po całym meczu 36%. Najwięcej bramek dla nas zdobył Alex Dujshebaev (6), a dla rywali Joan Canellas (10). Rywale przyjechali z dużymi brakami kadrowymi spowodowanymi kontuzjami i przypadkami koronawirusa. W składzie Węgrów zabrakło m. in. Deana Bombaca, Mario Sostaricia, Luki Stepancicia, Boruta Mackovseka czy Bence’a Banhidi. W ekipie kielczan poza składem znaleźli się Sebastian Kaczor, Michał Olejniczak i Mateusz Kornecki. W całym spotkaniu podyktowano 16 rzutów karnych.

Łomża Vive Kielce – MOL-Pick Szeged 26:23 (12:7)

Łomża Vive Kielce: Wolff (1-60 min, 13/36=36%), Wałach – Fernandez 4, Kulesh 1, T. Gębala, Sićko 1, Karacić 4, D. Dujshebaev, Thrastarson, A. Dujshebaev 8, Vujović 2, Gudjonsson 2, Moryto 2, Karalek 1, Tournat 1

MOL-Pick Szeged: Mikler (1-60 min, 12/33=36 %) - Kallman 2, Stranovsky 1, Canellas 11, Zhytnikov 3, Radivojević 6, Kecskes, Gaber, Rosta

Pierwsza siódemka: Wolff – Gudjonsson, Karalek, A. Dujshebaev, Karacić, Kulesh, Fernandez

Od świetnych parad bramkarzy po obu stronach boiska rozpoczęło się to spotkanie. W zespole MOL-Pick Szeged dostępu do bramki zaciekle bronił Roland Mikler, a po stronie kieleckiej słupków pilnował Andreas Wolff. Andiemu  pracę ułatwiała dobra, agresywna obrona 5-1 z wysuniętym na „jedynce” Alexem Dujshebaevem. Pomimo dobrej postawy Miklera kielczanom udało się zdobyć cztery trafienia z rzędu, dzięki czemu po kilku minutach prowadzili 4:1. Drugą bramkę na konto Węgrów dołożył dopiero z rzutu karnego Bogdan Radivojević.

Wynik mozolnie posuwał się do przodu. Po szesnastu minutach prowadziliśmy 6:4, ale wtedy kolejny rzut karny wykorzystał Bogdan Radivojević. Serbski skrzydłowy, ze względu na braki kadrowe, w ataku pozycyjnym grał wyjątkowo na prawym rozegraniu, bramki zdobywał jednak głównie z rzutów karnych i kontr. Ale zdobywanie bramek ogólnie szło gościom jak po grudzie. W ciągu dwudziestu trzech minut jedynie pięć razy udało im się pokonać Andreasa Wolffa, który grał dzisiaj fenomenalnie, mając na tym etapie meczu skuteczność 50%!

Juan Carlos Pastor w końcu nie wytrzymał i poprosił o czas. Po powrocie na parkiet Radivojević kolejny raz stanął na linii siódmego metra, ale tym razem Andi powstrzymał go wywołując na trybunach kolejną już owację kibiców! Hala Legionów, choć zapełniona tylko w połowie, tętniła fantastyczną energią, która niosła Mistrzów Polski po pierwsze dwa punkty w Lidze Mistrzów. Pierwszą połowę zakończyliśmy rezultatem 12:7. Dwie minuty za utrudnianie wznowienia gry w ostatnich sekundach otrzymał Artsem Karalek. W związku z otrzymaną wcześniej „dwójką” przez Arka Moryto, drugą część gry rozpoczynaliśmy w podwójnym osłabieniu.

Mimo to rozpoczęliśmy dobrze, a Andreas Wolff od razu powrócił do rozstawiania rywali po kątach, broniąc rzut karny Bogdana Radivojevicia. Swoją drogą sędziowie lubowali się w przyznawaniu „siódemek” w tym meczu. Kolejne dwie dla MOL-Pick Szeged wykorzystał Joan Canellas. W czterdziestej drugiej minucie, gdy prowadziliśmy 17:14 w przebiegu całego spotkania podyktowano już dwanaście karnych, z czego osiem dla rywali, a cztery dla nas. Głównie dzięki nim cały czas trzymali się w miarę blisko, nie pozwalając nam odjechać na większą liczbę bramek. Gdy po kolejnej „siódemce” Canellasa wynik wynosił już tylko 19:17, trener Talant Dujshebaev zdenerwowany poprosił o czas. W szeregi kielczan wkradało się rozluźnienia, pojawiły się błędy w obronie i niecelne rzuty.

Odpowiedzialność za atakowanie bramki Rolanda Miklera wzięli na siebie Arkadiusz Moryto i Alex Dujshebaev. Im bliżej końca spotkania, tym bardziej robiło się niebezpiecznie. Na siedem minut przed końcem spotkania prowadziliśmy jednym trafieniem, 22:21, za chwilę 23:22. Po bramkach Joana Canellasa i Jonasa Kallmana dwukrotnie do pustej bramki błyskawicznie trafiał Angel Fernandez, ponieważ Węgrzy ściągali z boiska Rolanda Miklera. Na trzybramkową przewagę wyprowadził nas wreszcie Igor Karacić. 25:22 i dwie minuty do końca. I co jeszcze? Rzut karny. Ale dla przeciwników. Dwunasty. Bogdan Radivojević nie pomylił się. Wojnę nerwów w końcówce na szczęście wygrali kielczanie, pokonując MOL-Pick Szeged 26:23. W sumie w meczu podyktowano 16 rzutów karnych (12 dla MOL-Pick Szeged i 4 dla Łomża Vive Kielce).