12.01.2022, 12:05
Wywiad

M. Olejniczak: Znudziło nam się przegrywanie

  • Maciej Szarek
  • Tekst

  • Patryk Ptak
  • Foto

Patryk_Ptak

"To czas, byśmy sami zaczęli wymagać od siebie więcej. Znudziło nam się ładne przegrywanie, zdecydowanie wolimy wygrywać" – mówi w obszernym wywiadzie przed EHF EURO 2022 Michał Olejniczak. "Olej" wyjaśnia także rolę klocków Lego w treningu, zdradza dlaczego trudno mu było ustawiać na parkiecie Kamila Syprzaka oraz czego nauczyła go gra na lewym skrzydle.

Michał Olejniczak to jedyny zawodnik w historii reprezentacji Polski, który w seniorskiej kadrze zadebiutował nie mając na koncie choćby jednego meczu w PGNiG Superlidze. Mimo zaledwie 20 lat, styczniowe Mistrzostwa Europy 2022 na Węgrzech i Słowacji będą dla niego trzecim turniejem rangi mistrzowskiej. Rozgrywający, od początku kariery uznawany za wielki talent, w grudniu przedłużył kontrakt z drużyną Łomża Vive Kielce do 2027 roku.

Łomża Vive Kielce: Kiedy słyszysz, że jesteś wielkim talentem, nadzieją reprezentacji po latach posuchy na środku rozegrania, co myślisz?

Michał Olejniczak: Łatka talentu i nadziei jest bardzo miła do czasu, gdy pojawia się zbytnia presja. Przychodzą takie dni, że bardzo mocno odczuwam to przed meczami. Najczęściej tę presję nakładam na siebie sam, bo kiedy wszyscy dookoła mówią, że jestem takim talentem i powinienem grać tak dobrze, myślę czasem, że trzeba dorównać tym oczekiwaniom. A przecież mam 20 lat, moja forma mocno faluje, często zdarzają się mecze lepsze i gorsze. Dodatkowa motywacja czasem pomaga, ale presja potrafi też wyjść na niekorzyść.  Na szczęście z czasem człowiek przyzwyczaja się do takiej atmosfery i umie reagować.

Co robisz?

Po pierwsze staram się odcinać, ale mamy takie czasy – media społecznościowe – że to wszystko i tak do mnie dochodzi. Dlatego swoje myślenie nastawiam na treningi. Sam o sobie nie powiedziałbym, że jestem specjalnym talentem. Wszystko, co mam, wynika raczej z mojej pracy, którą chcę wykonywać jak najlepiej umiem, bo uważam, że praca przebija talent. To moja dewiza.

Działa? Bo często mówisz, że masz wybuchowy charakter.

Staram się nad tym panować, a emocje zwykle kumuluję w środku i nie pokazuje ich na zewnątrz. Zdarzają się jednak sytuacje, zwykle na treningach, gdy widać po mnie, że się gotuję. Pamiętasz scenę z klubowego dokumentu o poprzednim sezonie (link)? To właśnie takie przypadki. Długo się we mnie zbierało i kiedy wybuchłem, po prostu musiałem pokonać Arcziego (Artsema Karaleka – przyp. red.) i się wyładować.

Pierwszy sezon w barwach Łomża Vive Kielce nauczył mnie bardzo dużo. Najważniejsza lekcja jest taka, żeby na boisku zawsze zachowywać spokój i koncentrację. Zrozumiałem, jak wielkie ma to przełożenie na liczbę błędów, które popełniam. Myślę, że w ten sposób odkryłem klucz do lepszej gry. W zeszłym sezonie było wiele spotkań, po których miałem do siebie dużo pretensji i byłem na siebie zły.

Znalazłeś sposób, by nad tym pracować? Z jednej strony odcinać się od presji, a z drugiej poprawiać koncentrację.

Pomaga mi w tym moja druga pasja, zaraz po piłce ręcznej, czyli… układanie modeli z klocków Lego. Ostatnio ułożyłem taką bardzo dużą koparkę. Kiedy siadam do klocków, odcinam się od wszystkich innych myśli, moja koncentracja skupia się tylko na tym. Wchodzę w swój świat. To mnie relaksuje, ale pozwala też oczyścić myśli i odpowiednio się skupić. Dlatego czasem siadałem do Lego nawet kwadrans przed wyjazdem na mecz.

Czytałem, że identyczne zadanie trenerzy stawiają Idze Świątek, właśnie jako trening koncentracji. U Ciebie wyszło to samo z siebie czy również za podpowiedzią?

Od zawsze lubiłem składać różne modele i bardzo często dostawałem kolejne jako prezenty. Gdy dorosłem, nic się nie zmieniło i zauważyłem, że układanie klocków daje mi poczucie spokoju i pomaga, gdy jestem zdenerwowany lub zestresowany. Dlatego dzisiaj sam prezentuję sobie czasem kolejne zestawy.

Zaczęliśmy od łatki nadziei reprezentacji Polski, bo temat wraca przy okazji zbliżających się mistrzostw Europy. Pierwszy mecz rozegracie w piątek, 14 stycznia, przeciwko Austrii. Jak wasze nastroje?

Dobre, bo wiem, jak ciężko pracowaliśmy podczas wszystkich zgrupowań. Liczymy, że podczas turnieju nasze organizmy nam to oddadzą. Wiem też, jaki mamy potencjał i myślę, że potrzebujemy tylko ostatniego impulsu, by przełożyć to na dobre występy w najważniejszych meczach. Charakteru i ambicji na pewno nam nie brakuje, to ma być naszą siłą, ale uważam, że mamy jeszcze olbrzymie rezerwy. Wszyscy chcemy, by na tych mistrzostwach pokazać wreszcie pełnię naszego potencjału. 

Podczas grudniowego zgrupowania w Cetniewie nasze treningi były bardzo długie i męczące. Prawie codziennie ćwiczyliśmy dwa razy. Potem rozegraliśmy dwa towarzyskie turnieje w Gdańsku oraz w Hiszpanii. Tam nie było jeszcze świeżości, ale każdy sparing dał nam wiele informacji, co mamy poprawić. Mogliśmy też pograć w różnych ustawieniach. Naszym ostatnim meczem było spotkanie z Hiszpanią (25:26), gdzie pokazaliśmy, że niezależnie od wyniku się nie poddajemy, gonimy rywali i możemy walczyć z każdym.

Jako kibice w ostatnim czasie odbieraliśmy sprzeczne sygnały. Były udane mistrzostwa świata w Egipcie, walka jak równy z równym z Hiszpanią czy Niemcami, ale potem średnie kwalifikacje do EHF EURO 2022, w których m.in. dwa razy przegraliśmy z Holandią i o awans drżeliśmy do ostatniej kolejki. Jaka jest prawdziwa siła reprezentacji Polski?

Gdy rozmawiamy między sobą, czujemy, że wszyscy grupowi rywale (Austria, Niemcy, Białoruś – przyp. red.) są w naszym zasięgu i że walką oraz konsekwencją możemy wygrać każdy z tych trzech meczów. Wszyscy myślimy tylko o wyjściu z grupy, to nasz cel. Kluczowy będzie oczywiście pierwszy mecz z Austrią, do którego przygotowywaliśmy się od bardzo dawna. 

Co wiemy o grupowych rywalach?

Z Austrią jest o tyle trudno, że nie rozegrała żadnego meczu podczas przygotowań do mistrzostw i jej forma jest dla nas wielką niewiadomą. Możemy się jednak spodziewać pewnych schematów, bo oglądaliśmy listopadowe sparingi Austrii z Czechami. Oprócz tego bazowaliśmy na nagraniach poszczególnych zawodników ze spotkań klubowych. Kluczową postacią u Austriaków jest rozgrywający Nikola Bilyk z THW Kiel oraz skrzydłowi Robert Weber z HSG Nordhorn-Lingen oraz Sebastian Frimmel z Picku Szeged. Znamy stawkę tego spotkania i wiemy, że mecz będzie kosztował nas wiele energii.

U naszego drugiego rywala, czyli Białorusi, liderami są moi koledzy z klubu, czyli Artsem Karalek oraz Uladzislau Kulesh. To też reprezentacja, która najdłużej gra w niezmienionym składzie i dlatego wydaje się faworytem grupy. Niemcy z kolei przyjadą w nieco odmłodzonym zespole, ale będą wśród nich gwiazdy jak Kai Häfner i Julius Kühn z Melsungen oraz Andreas Wolff z Kielc, więc także będą bardzo groźni.

Dla reprezentacji Polski to trzeci turniej w bardzo podobnym składzie. To chyba moment, w którym kibice mogą już na coś liczyć, prawda? Etap budowy i stawiania fundamentów mamy za sobą.

Zgadzam się w całości. Powiem więcej, po takim czasie i my sami powinniśmy wymagać od siebie znacznie więcej i widać to na treningach. Czasem w wewnętrznym gronie padają naprawdę mocne słowa, bo znudziło nam się przegrywanie. Zdecydowanie wolimy wygrywać niż ładnie przegrywać. Naszym celem w każdym meczu mistrzostw będzie nie tylko pokazanie charakteru i ducha walki, ale też wyrwanie punktów.

To będzie też trzeci wielki turniej dla Ciebie. Bazując na pierwszym wątku naszej rozmowy, jak oceniać Michała Olejniczaka?

Uważam, że w każdym meczu muszę dawać z siebie wszystko i powinienem być rozliczany przede wszystkim z zaangażowania. Rola liderów powinna należeć do tych, którzy zagrali w kadrze ponad sto razy, czyli do Kamila Syprzaka, Michała Daszka czy Rafała Przybylskiego. My, młodzi zawodnicy, powinniśmy korzystać z ich doświadczenia i wspierać ich naszą młodzieńczą ambicją oraz charakterem.

W porządku, ale odbiję piłeczkę: kto ma być liderem kadry, jak nie środkowy rozgrywający?

Wiem, że gram na najważniejszej pozycji w ataku, więc mam na sobie bardzo dużą odpowiedzialność i zdaję sobie z tego sprawę. Nie mogę jednak zrobić z tym nic więcej, jak podejść do każdego meczu na sto procent i dać z siebie wszystko, na co mnie stać. Choć będą to moje trzecie mistrzostwa, na pewno nie powiem, że jestem doświadczonym zawodnikiem.

Środek rozegrania to od dawna palący temat w reprezentacji Polski. Masz pomysł, dlaczego obsada tej pozycji od lat sprawia nam tyle kłopotów? Ty też nie jesteś rasowym playmakerem.

(cisza) Oj, to bardzo trudne pytanie. Obok mnie na środku rozegrania jest doświadczony Maciej Pilitowski, który bardzo dobrze rozumie grę i potrafi odnaleźć się w naszym systemie gry. Jest jeszcze młodszy ode mnie Piotr Jędraszczyk, który wchodzi do kadry. To nie jest tak, że nie ma kim grać.

A Ty?

Ja wciąż się uczę. Przecież to dopiero drugi sezon, kiedy gram na środku rozegrania! Wcześniej, przez cały okres juniorski, grałem na lewej połówce. Kiedy przyszło mi zmienić pozycję, popadłem w dużą konsternację.

To znaczy?

Pierwszy raz na środku zagrałem u selekcjonera Piotra Przybeckiego, a o samym powołaniu do reprezentacji dowiedziałem się na przerwie w szkole. To dla mnie szok oraz spełnienie marzeń. Potem usłyszałem od trenera Patryka Rombla, że na mistrzostwa w Szwecji mogę pojechać tylko jako środkowy rozgrywający, bo na lewej stronie była za duża konkurencja, a mam predyspozycje do gry na środku. Przejście było dla mnie bardzo trudne. To był ogromny przeskok, bo musiałem zmienić całe swoje myślenie o piłce ręcznej. Wcześniej myślałem tylko o swoich zadaniach, a teraz muszę myśleć za cały zespół.

Jak zaczynałem grę na środku, absurdalne wydawało mi się, by powiedzieć Kamilowi Szyprzakowi, gdzie ma się ustawić albo tłumaczyć Rafałowi Przybylskiemu, jak ma zagrać w kolejnej akcji. Byłem zakłopotany z powodu różnicy wieku. Na logikę to oni powinni mi podpowiadać (śmiech)! Z biegiem czasu przyzwyczaiłem się jednak, a komunikacja ze starszymi zawodnikami stała się łatwiejsza i naturalna.

Co jeszcze było dla Ciebie wyzwaniem?

Kiedy w ubiegłym sezonie musiałem grać na lewym skrzydle po kontuzji Angela Fernandeza, były sytuacje, że środkowy rozgrywający pokazywał, co gramy, a ja nie do końca wiedziałem, co mam robić. Po czasie trener Talant Dujshebaev powiedział mi: “Teraz widzisz, że jako środkowy rozgrywający musisz wiedzieć, jak wygląda akcja z perspektywy każdego zawodnika na każdej pozycji, by zawsze wiedzieć, jak się zachować”. To mnie nauczyło bardzo dużo i pokazało jak ważna jest wszechstronność.

Dlatego bardzo cenię grę Kentina Mahe z Telekomu Veszprem. To dla mnie bardzo ciekawy zawodnik, może nie do końca doceniany, ale praca, jaką Francuz wykonuje na boisku, jest dla mnie niesamowita. Chciałbym kiedyś spotkać się z nim w jednej drużynie. Imponuje mi to, jak rozumie grę, zawsze wie, co zrobić na boisku, jest świadomy swoich decyzji, a do tego umie zagrać prawie na każdej pozycji.

Na koniec przejdźmy do spraw klubowych. W grudniu 2021 przedłużyłeś kontrakt w Kielcach aż do 2027 roku. Dodałeś przy tym, że ta decyzja była o wiele łatwiejsza niż podpisanie pierwszej umowy. Dlaczego?

Dlatego, że po dwóch latach w Kielcach wiem już jak wszystko tutaj funkcjonuje i nie miałem żadnych wątpliwości, że Łomża Vive Kielce to najlepsze miejsce dla mojego dalszego rozwoju. Co prawda na początku pomyślałem, że faktycznie, pięć lat to bardzo długo, zwłaszcza, gdy uświadomiłem sobie, że będę miał wówczas 26 lat, ale perspektywa dalszej współpracy z trenerem Dujshebaevem jest dla mnie najważniejsza. Oprócz tego mogę z bliska podpatrywać Igora Karačicia, więc wiem, że jestem w dobrych rękach.

Po ukończeniu Szkoły Mistrzostwa Sportowego dwa lata temu miałem natomiast wiele ofert i musiałem je wszystkie dokładnie przemyśleć, bo to był mój pierwszy profesjonalny kontrakt. Oprócz polskich klubów odezwały się do mnie kluby z zagranicy.

Na co trener Dujshebaev zwraca Ci uwagę najczęściej?

Na dwie sprawy. Po pierwsze uspokaja mnie, mówiąc, że nie zna zawodnika, który w wieku 20 lat od razu byłby świetnym środkowym rozgrywającym. Zawsze podaje przykład Nikoli Karabaticia, który zaczynał od lewej strony i dopiero w wieku 25 lat zaczął grę na środku, a ja wykonałem ten manewr pięć lat wcześniej (śmiech)! Po drugie, uczy mnie ustawienia i gry “po cygańsku”. Chodzi o to, by stale oszukiwać rywali, sugerując zwód lub podanie, a robić coś odwrotnego. Trener powtarza, że na środku rozegrania potrzeba doświadczenia, wiedzy i czasu.

Za wami pierwsza część sezonu, którą zakończyliście jako liderzy zarówno grupy Ligi Mistrzów, jak i PGNiG Superligi. Który mecz najbardziej utkwił Ci w pamięci?

Dwumecz z Barceloną. Wygraliśmy oba spotkania, co zdarza się bardzo rzadko, czasem na takie zwycięstwa czeka się całą karierę i super być częścią tej historii. W obu meczach dostałem sporo minut na parkiecie. Poczułem duże zaufanie, co jeszcze bardziej upewniło mnie w przekonaniu, że jestem we właściwym miejscu.

Po jednym ze spotkań tego sezonu trener zapytał każdego po kolei, ile razy graliśmy w Final4 Ligi Mistrzów. Większość odpowiedziała, że ani razu. Pamiętamy też historię z poprzedniego sezonu, co wykorzystujemy jako dodatkową motywację. Wiemy, jakie mamy przed sobą cele, czego wszyscy pragniemy.

W jednej grupie ME znalazło się aż siedmiu graczy Łomża Vive Kielce. Czwórka w reprezentacji Polski (Olejniczak, Kornecki, Moryto, Sićko), dwójka Białorusinów (Karalek i Kulesh) oraz Andreas Wolff z Niemiec. Znajomości pomogą?

Zacznę od reprezentacji Polski i odpowiem, że tak, bo bardzo dobrze rozumiem się choćby z Szymonem Sićko. Na dodatek, w reprezentacji mamy podobny system gry, co w klubie, więc nasza codzienna współpraca będzie dla nas dużym ułatwieniem.

Oczywiście, że po losowaniu były rozmowy. Arczi w swoim stylu komentował, że Białoruś dostała łatwych rywali, więc i po mistrzostwach na pewno dalej będziemy z tego żartować. Kiedy przyjdzie do meczu, nie będzie jednak żadnych wątpliwości, że gra w klubie i w reprezentacji to dwa światy i nikt nie będzie się przejmował, że po drugiej stronie parkietu jest kolega z klubu.