09.07.2018, 15:17

Telefony rzucone w kąt - czas na sport!

W dniach 5-15 lipca zawodnicy PGE VIVE Kielce, Michał Jurecki i Mateusz Jachlewski trenują młodych adeptów piłki ręcznej z całej Polski w ramach drugiej już edycji ich autorskiego projektu, MJsCamp. Dwaj przyjaciele z boiska i ich zaufany sztab trenerski sprawiają, że dzieci rzucają w kąt telefony komórkowe i z uśmiechem na buziach aktywnie uczestniczą w zajęciach sportowych. Głównie stacjonują w Rudkach, k. Nowej Słupi, ale dziś wpadli do Kielc potrenować w Hali Legionów.

My zawsze jesteśmy grzeczni! – mówi Filip tonem niewiniątka, uśmiechając się od ucha do ucha.

Raczej jesteśmy grzeczni – poprawia go Franek akcentując pierwsze słowo – Czasem coś tam się zdarzy przeskrobać – szczerzy się.  

Obaj chłopcy mają po piętnaście lat i na co dzień trenują w Anilanie Łódź. Franek już drugi raz doskonali się pod bacznym wzrokiem Michała i Mateusza i tym razem wyciągnął ze sobą Filipa. Tak jak i cała reszta obozowiczów, młodzi zawodnicy przez dziesięć dni muszą poradzić sobie bez telefonów komórkowych, które na niemal całe dni konfiskowane są przez kadrę trenerską. Jak to znoszą?

Jest na tyle ciekawie, że nie odczuwamy tego! – mówi beztrosko Filip – Na normalnym obozie pewnie byłoby inaczej, ale tutaj mamy tyle zajęć, że jest w porządku.

Jak to, piętnastolatek mówi, że da się przeżyć kilka dni bez telefonu?!

Da się! – wtóruje mu Franek – Mamy mnóstwo ciekawych zajęć, niezbyt dużo czasu wolnego, więc nie potrzebujemy komórek!

Staramy się, by dzieci wzajemnie się poznały i rozmawiały ze sobą, stąd decyzja, że telefony mają udostępniane tylko na określony czas – tłumaczy Mateusz Jachlewski – Chcieliśmy chociaż na chwilę je od nich odciągnąć. W życiu codziennym jest za dużo telefonów. Gdy przychodzę do domu, staram się odkładać swój na bok, na wyznaczone miejsce i nie sięgać po niego, dopóki ktoś nie zadzwoni. 

Tegoroczna, druga edycja MJsCamp ma osiemdziesięciu jeden uczestników, czyli o dwudziestu więcej, niż pierwsza. Są nimi zarówno chłopcy jak i dziewczynki w wieku od 10 do 15 lat. Obóz nieco różni się od poprzedniego, poza treningami piłki ręcznej, organizatorzy zapewniają dzieciom mnóstwo różnych atrakcji, takich jak crossfit, pływanie czy skoki na trampolinach. Staramy się wypełnić się im cały dzień, by mieli co robić – mówi Siwy – Nuda sprzyja powstawaniu niemądrych pomysłów, a dzieci mieszkają po pięcioro w pokojach. Sam spędziłem w internacie cztery lata, wiem jak to jest, gdy się człowiek nudzi.

Dziś, piątego dnia obozu, Michał i Mateusz zabrali swoich podopiecznych tam, gdzie sami trenują i gdzie, dopingowani setkami gardeł, zdobywają bramki dla PGE VIVE Kielce. Dozujemy obciążenia, jeden dzień jest cięższy, drugi łatwiejszy, a dzisiaj jest ten trudniejszy – śmieje się Dzidziuś -Dzieciaki mają cały dzień zajęć w Kielcach. Pierwsze odbywają się w Hali Legionów, by mogły sobie poćwiczyć w hali, w której spędzamy dużo czasu. Po południu idziemy na trampoliny do FlySky, więc będzie się działo! Byliśmy już tam raz z moją córką, bardzo nam się spodobało, więc pomyślałem, że warto włączyć to w campowy plan zajęć, a Mateusz się zgodził. Dzieci będą zmęczone, a dzięki temu w nocy śpią spokojnie!

Oj, zaraz, czy aby na pewno?

– Wczoraj byliśmy na korytarzu po godz. 22, więc dziś czeka nas kara – przyznaje czternastoletnia Gabrysia z Kępna, która również na obozie jest już drugi raz – Pewnie nic strasznego, do tej pory było np. bieganie. Jak coś spsocimy, to mamy kary, dyscyplina musi być!

Brzmi groźnie! Ale i wychowawczo. A o to także chodzi na tym obozie. Uczymy, że w grupie są pewne zasady, których nie wolno łamać, a dzieci są za siebie wzajemnie odpowiedzialne – mówi Mateusz – Gdy niektóre z nich nie oddały telefonów, od razu dostały komunikat, że jak ich nam nie przekażą, to reszta też ich nie dostanie. Od razu się znalazły! Dzięki temu każdy uczy się odpowiedzialności zbiorowej. A jeśli ktoś wciąż nie przestrzega zasad, to troszeczkę więcej pobiega lub poskacze.

Zawodnicy PGE VIVE oraz pozostali członkowie sztabu trenerskiego zgodnie przyznają jednak, że dzieci są bardzo zdyscyplinowane i drobna niesubordynacja zdarza się co najwyżej poza zajęciami. Na treningach wszyscy przykładają się do pracy. Nic dziwnego – nie każdy ma możliwość ćwiczenia ze swoimi idolami! Michał i Mateusz są super! – mówi Tymon, który przyjechał na obóz z Włocławka. Wszystko z nami robią! Trenują, chodzą po pokojach, jedzą z nami posiłki! – dodaje Nikodem, na co dzień mieszkający w Pabianicach.

Aż przyjemnie patrzeć, jak niektóre maluchy, ledwie wystające ponad płotki lekkoatletyczne, próbują pokonać je w pełnym biegu na torze przeszkód. Jeden ze starszych graczy już na początku wyjazdu skręcił sobie kostkę, ale nic to – dzielnie ćwiczy dalej bez cienia grymasu na twarzy. Podczas treningu da się tylko słyszeć co jakiś czas potężny głos Michała Jureckiego – Spokojnie, Kuba, nie szarżuj!

Przed uczestnikami obozu już tylko pięć intensywnych dni zajęć, po których z głowami pełnych praktycznych wskazówek ale i po prostu świetnych wspomnień, rozjadą się do domów. Michał i Mateusz natomiast będą mogli skorzystać z wakacji zanim sami pod koniec lipca rzucą się w wir przygotowań do kolejnego sezonu. Eee, ja przecież nie pracuję, to zabawa! – uśmiecha się Siwy –  Camp to tylko dziesięć dni, potem będzie trochę czasu by odpocząć, a przed nim też miałem go sporo, by zapomnieć o piłce ręcznej.

To co, w takim razie można już planować kolejny obóz? Może idąc za ciosem, tym razem na sto osób? A może i sto dwadzieścia! – proponuje Dzidziuś – Zobaczymy, w tamtym roku uznaliśmy, że sześćdziesiąt dzieciaków to dobra liczba na początek, teraz radzimy sobie z osiemdziesiątką.

Chcieć to możemy i trzystu – mówi Mateusz – Ale przede wszystkim jest pytanie, czy znajdzie się tylu chętnych no i czy damy radę organizacyjnie.

Patrząc na uradowane twarze dzieciaków i perfekcyjnie zaplanowane zajęcia w wielu grupach na parkiecie Hali Legionów, nie ma się co obawiać! Da się? Da się! I to bez telefonów. Wystarczy tylko poświęcić dzieciom trochę uwagi, zainwestować w budowanie relacji i autentycznie cieszyć się tym, co się robi. Dzieci zajęte, umęczone i przeszczęśliwe, a trenerzy usatysfakcjonowani i pewni, że wykonali kawał dobrej roboty.