12.02.2009, 11:07

Vive przegrało w Płocku. skromna zaliczka mistrza

 

Zobacz powiększenie
Fot. Paweł Małecki / AG

Tylko dwie bramki musi odrobić siódemka Vive w rewanżowym meczu półfinału Pucharu Polski. Wczoraj Vive przegrało w Płocku 24:26.



Już przed spotkaniem niepisanej tradycji "świętej wojny" stało się zadość. Nadkomplet publiczności oraz cudowne "uzdrowienie" w Płocku. W wyjściowej siódemce wyszedł ukraiński skrzydłowy Witalij Nat (a i Sebastian Rumniak oraz Rafał Kuptel byli w szesnastce), choć dopiero wyleczył uraz i miał nie grać.

A pierwsze minuty pokazały, że osłabione Vive (bez czterech podstawowych graczy) będzie równorzędnym rywalem dla gospodarzy. Oba zespoły bardzo dobrze grały w defensywie, zawodnicy rzadko dochodzili do czystych pozycji rzutowych. Pierwszą bramkę w 37. s zdobył Mateusz Zaremba, a na kolejną trzeba było czekać do 8. minuty! Wtedy dopiero wyrównał bardzo skuteczny wczoraj Michał Matysik (zdobył trzy pierwsze trafienia dla gospodarzy).

A potem cios za cios. Aż do ostatniej minuty pierwszej połowy żadnej z drużyn nie udało się odskoczyć nawet na dwie bramki. Za ich zdobywanie w Vive odpowiadali przede wszystkim Michał Stankiewicz i Zaremba (obaj mieli stuprocentową skuteczność do przerwy - 3/3), a nie ustępował im Paweł Podsiadło (3/4). Słabiej wiodło się zawodnikom na obecnie newralgicznej pozycji w Kielcach - środku. Bartosz Konitz został szybko zmieniony (dwie straty), a jego zastępca Kamil Krieger nie trafił dwóch kolejnych rzutów. Bilansował to wszystko kapitalnym interwencjami - nawet w sytuacjach sam na sam - Marek Kubiszewski.

W drugiej połowie Vive próbowało pójść za ciosem - uzyskało po czterech minutach trzy bramki przewagi (14:11, Stankiewicz), a identyczna różnica była jeszcze osiem minut później (19:16, Podsiadło z kontry).

I Wisła umiała jednak wykorzystać swoje atuty. Przypomniał o sobie bramkarz Marcin Wichary (szybko ponownie zmienił Mortena Seiera), m.in. trzy razy zatrzymując Stankiewicza. I rozkręcił atak. Kwadrans przed końcem było 20:18 dla Vive (Kuchczyński), ale od tego momentu wsparci żywiołowym dopingiem kibiców gospodarze zdobyli cztery bramki z rzędu. A chwilę potem po rzucie Adama Twardo to oni prowadzili trzema trafieniami.

Mimo zmęczenia i niewielkiego pola manewru Vive walczyło do końca. Najpierw Kriger z drugiej linii, a potem Kuchczyński z kontry i znów strata niewielka (23:24 w 55.). Taki sam dystans utrzymał się do ostatniej minuty. 40 s przed końcem młody Krieger popełnia jednak faul ofensywny, który na większą zaliczkę zamienia z drugiej linii Ivan Pronin. Kielczanie już nie odpowiedzieli, choć próbowali. Efektem tego była czerwona kartka dla Tomasza Palucha, która zgodnie z regulaminem rozgrywek powinna oznaczać jego nieobecność w Kielcach (minimum dwa mecze za faul taktyczny w ostatniej minucie). Początek rewanżu w środę o 19.

W drugim półfinale Zagłębie Lubin pokonało u siebie Focusa Park Kiper Piotrków Trybunalski 24:22 (12:9).

Już w niedzielę, pierwsze w tym roku ligowe spotkanie Vive na Bocznej - o 17.30 z wicemistrzem Polski Zagłębiem Lubin. Zainteresowanie kibiców jest bardzo duże. W czwartek bilety można kupować jedynie w kantorze U Marynarza (ul. Sienkiewicza 21), w studiu Foto Perfect (Paderewskiego 32) i Domu Mody "Fantazjusz" (Sienkiewicza 6). W siedzibie klubu dopiero w piątek i w kasach hali dwie godziny przed meczem.

Wisła Płock - Vive Kielce 26:24 (10:12)

Wisła: Wichary, Seier - Matysik 7, Paluch 5 (2), Kwiatkowski 3, Nat 3, Pronin 3, Zołoteńko 2, Twardo 2, Wuszter 1. Kary: 8 minut (czerwona kartka Tomasz Paluch - 60. minuta).

Vive: Kubiszewski, Kotliński - Stankiewicz 6, Podsiadło 4, Zaremba 4, Konitz 3, Krieger 3, Kuchczyński 3, Jachlewski 1, Grabarczyk, Sadowski. Kary: 6 minut.

Sędziowali: Mirosław Baum (Warszawa), Marek Góralczyk (Świętochłowice). Widzów: 1000 (w tym 90 z Kielc).

Przebieg: I połowa: 0:1, 2:1, 2:3, 4:3, 4:4, 5:4, 5:5, 6:5, 6:7, 7:7, 7:8, 8:8, 8:9, 10:9, 10:12. II połowa: 11:12, 11:14, 13:14, 13:15, 14:15, 14:16, 15:16, 15:17, 16:17, 16:19, 18:19, 18:20, 22:20, 22:21, 24:21, 24:23, 25:23, 25:24, 26:24.