14.01.2009, 12:02

Bertus Servaas: Najważniejsza jest cierpliwość

Holenderski prezes kieleckiego klubu "idzie na całość”. Po Bogdanie Wencie i Duńczyku Henryku Knudsenie, na początku nowego roku podpisał kontrakt z wicemistrzem świata Mariuszem Jurasikiem, który będzie grał w Vive od nowego sezonu.

Na tym nie koniec. Z Bertusem Servaasem rozmawiamy o tym, co było i o tym, jakie ma plany.

* Po półfinałowych meczach ubiegłego sezonu, w których Vive przegrało z Zagłębiem Lubin, zapowiadał pan, że może odejść z piłki ręcznej. Kilka tygodni później wszystko się zmieniło, wydaje się, że idzie pan va banque. W klubie pojawił się Bogdan Wenta, potem znani zawodnicy. Co się stało?
- Każdy, kto inwestuje pieniądze w sport, pragnie sukcesu. Ja przez ostatnie cztery-pięć lat zainwestowałem dużo. Oczywiście, popełniliśmy jako zarząd sporo błędów, przede wszystkim ja osobiście. Czasem brakowało nam spokoju, czasem nie mieliśmy szczęścia w wybieraniu trenerów. Nie jestem znawcą piłki ręcznej, a zarząd naszego klubu zajmuje się sprawami organizacyjnymi i ma za zadanie osiągnięcie pewnych celów. Rzeczywiście, po meczach z Zagłębiem w poprzednim sezonie wiedziałem, że nie da się ich osiągnąć metodami, które do tej pory stosowaliśmy. Ale oczywiście nie mecze z Lubinem zadecydowały o tym, że coś zaczęliśmy zmieniać, pomysł miałem już kilka miesięcy wcześniej. Kiedyś obudziłem się w nocy i pomyślałem, że przede wszystkim muszę zatrudnić trenera europejskiej klasy, jeśli nie Bogdana Wentę, to kogoś z zagranicy o podobnym stylu i umiejętnościach. Potem już wiedziałem, że albo Bogdan, albo nikt. Przez rok byłem menażerem reprezentacji, trochę go poznałem. Podoba mi się jego podejście do zawodników, do piłki ręcznej, do życia. Moim zdaniem to nie tylko fachowiec, ale i motywator, osobowość. Zawodnicy mają dla niego wielki szacunek, a to podstawowa rzecz, jeśli chcesz stworzyć drużynę.

To była dla mnie trudna sytuacja wobec kolegów z zarządu klubu, bo przez wiele lat wszystkie decyzje podejmowaliśmy wspólnie, a "akcję Wenta” przeprowadziłem sam. Nie czułem się w porządku wobec nich, ale Bogdan zobowiązał mnie do absolutnej dyskrecji. Na jego zatrudnienie pracowałem bardzo długo, często się z nim spotykałem. To wszystko wyglądało, że było łatwe, ale negocjacje były bardzo trudne, trwały dwa miesiące. Wiele razy wracałem ze spotkań z nim sfrustrowany. Bogdan chciał czekać do kwalifikacji olimpijskich we Wrocławiu, co mnie oczywiście denerwowało, bo nie mogłem podpisywać umów z zawodnikami, zaplanować innych rzeczy. Dlatego moja radość była wielka, kiedy Bogdan powiedział "tak”. To było kilka dni po turnieju we Wrocławiu, ale wcześniej była umowa, że jeśli kadra zakwalifikuje się do Pekinu, to Bogdan będzie trenerem Vive. Dlatego na trybunach hali Stulecia siedziałem bardzo zdenerwowany, bo dla mnie gra toczyła się o podwójną stawkę.

* A czy nowy trener okazał się magnesem dla zawodników, czy dzięki niemu chętniej przychodzą do Kielc?
- W pewnym stopniu na pewno tak. Jednak jako klub mamy już w Polsce pewną markę, budowaną od wielu lat. Mamy pomysł na zaistnienie w Europie, jest długoterminowy plan, którego pierwszym elementem było pozyskanie trenera odpowiedniej klasy. Ten plan podoba się zawodnikom.



* Jak pan oceni te kilka miesięcy pracy Wenty?
- Sporo się w klubie zmieniło. Bogdan wiele rzeczy wziął na siebie, dzięki czemu ja mam dużo mniej pracy. Przez ten czas ja też się dużo nauczyłem. Nie ma mnie w szatni, z trenerem spotykam się raz na dwa tygodnie albo nawet rzadziej, wymieniamy pytania czy uwagi i to jest wszystko. Jestem dużo spokojniejszy, przychodzę na mecz, siadam i patrzę.

Jeśli chodzi o grę drużyny, to przez ten czas na pewno bardzo poprawiła się obrona, która jest aktywniejsza i dużo bar-dziej agresywna. Gramy szybciej, gramy przez całe 60 minut. Zawodnicy poważnie podchodzą do każdego przeciwnika i każdy mecz traktują jednakowo. Wenta stosuje zasadę, że każdy może grać w obronie i w ataku. Dla mnie przyjemnością jest patrzeć na nasz zespół, idę na mecz i nie nudzę się na nim. Nie nudzą się chyba kibice, bo coraz więcej ich przychodzi do hali. I nie mówię tu tylko o meczu z Płockiem, na który przyszło prawie 4200 widzów, bo przecież średnia na mecz to u nas około 2700 kibiców. A przecież play offy dopiero przed nami.

* W nowy rok Vive weszło z pozycji lidera i bardzo prawdopodobne jest, że utrzyma ją przed fazą play off. Coraz głośniej mówi się o mistrzostwie Polski, którego w Kielcach nie było od sześciu lat.
- Mistrzostwo Polski pomoże nam w dalszym rozwoju, ale nie będzie tragedii, jeśli go nie zdobędziemy. Złoty medal jest pragnieniem kibiców, zawodników, trenerów i również moim, ale zostańmy na poziomie podłogi. Gdybyśmy te kroki, które zrobiliśmy kilka miesięcy temu, podjęli wcześniej, na pewno bylibyśmy bliżej celu. Teraz musimy po prostu czekać, a efekty powinny przyjść. Słowem, które każdy w naszym środowisku musi się nauczyć, jest cierpliwość.

* Czy jest jakiś model klubu, na którym Vive się wzoruje?
- Jest ich dużo. Z tych z najwyższej półki oczywiście THW Kiel, Magdeburg sprzed kilku lat, czy Ciudad Real. Mamy kontakty z HSV Hamburg, chcemy, żeby ta drużyna przyjechała w sierpniu na turniej Kielce Cup. Wszystkie te drużyny są zbudowane na prostej zasadzie - bardzo dobry trener i po dwóch bardzo dobrych zawodników na każdej pozycji. Budowa takiego zespołu to czasem długi proces, kupowanie 14 zawodników na-raz nie ma oczywiście sensu. Mamy młody zespół, który potrzebuje dwóch, trzech lat, aby wejść na ten wyższy poziom. Myślę, że potrzebujemy w nim trzech, czterech zawodników za-granicznych.

* Będzie kontynuacja "zachodniego” kierunku pozyskiwania piłkarzy?
- Nie jest tak, że chcemy sprowadzać tylko graczy z państw zachodnich. Zawodnik może być zewsząd, oby tylko miał "zachodnie” umiejętności, na poziomie ligi niemieckiej czy hiszpańskiej. Lub tak jak Henrik Knudsen - zawodnik wprawdzie z drugiej ligi niemieckiej, ale z umiejętnościami na czołowy klub pierwszej ligi. Bo przecież naszym konkurentem do pozyskania go był HSV Hamburg. Przekonanie Duńczyka, żeby przyszedł do Kielc nie było łatwe i zajęło nam trzy miesiące. Mieliśmy w tym trochę szczęścia, byliśmy o krok szybsi niż kilka klubów z Niemiec. Potrzebujemy jeszcze graczy na dwie pozycje. Potem zadaniem będzie utrzymać ten skład przez dwa, trzy lata i wtedy wejście do najlepszej "16” Ligi Mistrzów jest realne. Takie osiągnięcie automatycznie zwiększy zainteresowanie telewizji i sponsorów, jak również zawodników grających na Zachodzie. Aby do tego doszło, każdy z grających w naszym klubie musi zrozumieć, że Vive to z jednej strony jest produkt, a z drugiej jego klub. Oczywiście pieniądze są ważne, ale chciałbym, aby granie w Vive było honorem. Tak jak mówi trener Wenta: to nasz dom, nasza hala, nasi kibice.

* Nowy trener, zawodnicy, to nowe wydatki.
- Sytuacja finansowa klubu jest stabilna. Podpisanie kontraktów z Henrykiem Knudsenem i Mariuszem Jurasikiem mieściło się w limitach, które wyznacza nam obecny budżet klubu. Kontrakt Jurasika będzie w części finansowany przez sponsorów, których pozyskaliśmy ostatnio i przez tych, którzy z nami byli, ale zwiększyli finansowanie klubu. Jeśli chcemy pozyskać kolejnych zawodników, musimy szukać kolejnych sponsorów. Ale mamy wiele kontaktów, w najbliższych miesiącach będziemy finalizować kolejne umowy. W gospodarce jest kryzys, ale nie możemy przesadzać, jest jeszcze wiele możliwości, aby przyciągnąć pieniądze do piłki ręcznej.


Paweł KOTWICA
.