11.09.2008, 09:47

Wisła - Vive. Europejska bitwa szczypiornistów w Płocku

Zobacz powiększenie 
- Z mojego doświadczenia podam dwa przykłady takiej świętej wojny w Bundeslidze. Między zespołami niewalczącymi o tytuł to starcia między Minden a TuS Nettelstedt Lubeka. Nie liczył się w ogóle wynik, takie pojedynki były zawsze wojną, mobilizowały wszystkie środki. Inna kategoria to już z górnej półki - Kiel i Flensburg. Teraz doszedł do tej dwójki jeszcze Hamburg. I mają to nawet częściej. Choć trzeba też zauważyć, że sami zawodnicy często inaczej na to patrzą. To jest ich obowiązek walczyć ze wszystkich sił dla swojego klubu. I myślę, że tak będzie w piątek - mówi trener Vive.
On w dzisiejszą podróż do Płocka zabiera 15 zawodników, tych, których sprawdzał w pucharowych starciach z kosowską Besa Famiglia. Z szesnastki, którą będzie dysponował w sezonie, zabraknie mającego wspomagać również pierwszoligowy KSSPR Końskie Sebastiana Smołucha. Ciągle niepewny jest także występ - zwłaszcza w ataku - kołowego Daniela Żółtaka, który po meczach z Kosowem narzeka na uraz kciuka.

Jak kieleccy zawodnicy traktują kolejny odcinek odwiecznej rywalizacji? - Pierwszy poważny mecz. Płock to bardzo doświadczony zespół i o punkty będzie bardzo ciężko. Będziemy robili wszystko, żeby coś stamtąd wywieźć. Specjalnych przygotowań nie ma, może stawka jest troszkę inna ze względu na historię. Nie muszę kolegom nic mówić, każdy wie, jak wyglądają mecze z Płockiem, jaka czasem jest ich dramaturgia. Nie ma co się specjalnie nastawiać, bo te mecze są przeważnie takie same - śmieje się Patryk Kuchczyński, skrzydłowy Vive.

Mimo że to "wojna", barykady tajemnic zasypane. Płocczanie filmowali inaugurację ligi Vive ze Stalą Mielec (44:25), to samo zrobili kielczanie, wysyłając swoich ludzi na pierwszy mecz mistrza Polski do Gorzowa (24:24). Zwolennikiem takich rozwiązań jest Wenta: - Wymiana informacji powinna być wręcz nagminna. Inaczej to niepotrzebne szukanie tajemnic. Teraz zresztą ma już być w lidze obowiązek przesłania kopii filmu do związku, a stamtąd każdy trener może sobie zażyczyć. Tylko to niestety trwa... Co mnie zaskoczyło przy remisie Wisły w Gorzowie? Liczba niewykorzystanych tych szans, które zespół z Płocka dobrze rozegrał. Było sporo tych 100-proc. sytuacji, zagranych naprawdę dobrze, ale zatrzymał ich dobrze dysponowany bramkarz.

Co Vive zrobi, by pójść w ślad beniaminka i pokrzyżować plany Wisły? - Żeby wygrać w Płocku, trzeba rzucić jedną więcej bramkę niż przeciwnik - żartuje kołowy Michał Stankiewicz i dodaje: - Trzeba dobrze zagrać w obronie, konsekwentnie w ataku, popełnić jak najmniej błędów i zmusić ich, żeby grali bardziej indywidualnie. Są różne sztuczki boiskowe, pozwalające sprawić, by dany zawodnik bardziej poczuł grę "na sobie". Trzeba tak to zrobić, żeby gra u nich oparła się na jednym, dwóch zawodnikach, wtedy będzie nam łatwiej.

Wenta przenosi rywalizację na inny poziom. - Do Płocka jedzie Vive z nowym trenerem, który 20 lat nie był w Polsce. Jestem konfrontowany z hasłami jak było i jak jest. Mecz z Wisłą będzie miał dużo podtekstów - przede wszystkim będzie to jednak rywalizacja sportowa dwóch klubów ustawianych do walki o tytuł w "parze mistrzowskiej". Stąd też bardzo duży psychologiczny ciężar tego spotkania. Mniej zwracam uwagę na wynik, choć oczywiście na koniec to on będzie istotny, ale żeby zabrać efekt w postaci wspólnej, ze sobą walki. Nawet w przypadku przegranej, bo dopiero sezon się zaczyna. Przed play-off, którego zresztą zwolennikiem nie jestem, wygrana czy przegrana nic szczególnego nie daje.

Nowa filozofia trenera wychowanego na Zachodzie to także inne podejście do przygotowań do meczu z Wisłą. - Myślę tylko o swoim zespole - musimy zachować linię walki, którą na razie konsekwentnie realizujemy i iść stopień dalej. Nie szukam u rywala słabości, tylko zwracam uwagę na silne punkty. Trzeba zrobić wszystko, żeby Płock nie osiągnął tego, co zakłada sobie przed spotkaniem. Zadecyduje zimna głowa, którą jednak tam bardzo ciężko będzie zachować.

Choroba Frołowa

Zapowiadany jako największe wzmocnienie mistrza Polski potężny rosyjski rozgrywający z Kaustika Wołgograd Andriej Frołow (205 cm wzrostu, 116 kg wagi) może nie zagrać z Vive. Tuż przed inauguracyjnym meczem w Gorzowie, gdzie spróbował swoich sił tylko przez 10 minut, w obronie, okazało się, że jest chory (zapalenie ucha, które przeszło na gardło). Został skierowany do laryngologa i w tym tygodniu nie trenował. - Nikt mnie nie poinformował wcześniej o stanie zdrowia Frołowa i że takie mocne lekarstwa bierze. Ale to sam chory ponosi odpowiedzialność za taki stan rzeczy. W meczu z Vive niewykluczone, że wystąpi, bo jest to jedyny zawodnik, który ma takie parametry do gry w obronie - mówi Bogdan Kowalczyk, trener Wisły.