27.05.2007, 03:46

Przegraliśmy wygrany Puchar

To już wydawało się pewne, już wszyscy wstali z miejsc, niektórzy wyciągali szampany, inni tylko czekali, by wbiec na parkiet i cieszyć się z Pucharu. Bo w końcu jak można stracić przewagę 5 bramek w 2 minuty? Wydaje się to nieprawdopodobne.
Nie ma co się rozpisywać o ponad 50 minutach wielkiej walki obu zespołów, wyniku, który cały czas oscylował na styku. Nie ma już co wytykać błędów popełnionych w tym czasie w ataku, niedociągnięć w obronie. Zawodnicy Vive chcieli, ale jako zespół nie dokonali tego na co liczyła cała hala.

W zasadzie spotkanie od początku nie układało się po myśli kielczan. Nie narzuciliśmy swojego stylu gry, tak jak było to choćby w półfinale play-off w Kielcach, tylko wymienialiśmy ciosy z Wisłą. Stąd ciągłe remisy a nawet wychodzenia na prowadzenie przeciwnika. Dopiero w samej końcówce tej części meczu Vive dzięki dobrej obronie wyprowadziło kontry z których wzięła się przewaga 4 bramek (14:11 a potem 16:12).
Pod koniec pierwsze połówki jak i z początkiem drugiej Vive grało w przewadze dwóch zawodników. Wykorzystaliśmy to wychodząc już na prowadzenie 18:13, 19:14. I wtedy zaczęło się robić już tylko gorzej. Najpierw różnica bramkowa zmalała do najniższego mozliwego pułapu- 2 bramek, później do jednej a w 47 minucie to Wisła prowadziła 23:24!
Kielczanie musieli się szybko otrząsnąć, bo czasu było coraz mniej. W 50 minucie był remis 25:25. Ale teraz zaczęła pomagać obrona, już wcześniej pomagał w bramce Maciej Stęczniewski, teraz robił to Marek Kubiszewski i po kontrach Mateusza Jachlewskiego, Dimy Nikulenkowa i Patryka Kuchczyńskiego Vive wygrywało 30:25 ! To była 57 minuta meczu.

A teraz ta nieszczęsna końcówka. Do końca spotkania jest 105 sekund, Vive prowadzi 31:26 (!) i jeszcze mamy rzut karny. Tego na bramkę nie zamienia Jachlewski, Wisła szybko wyprowadza atak i zmniejsza stratę. Mimo to na trybunach jest już praktycznie święto, nikt nie ogląda meczu na siedząco, wszyscy stoją i głośno dopingują z przekonaniem, że nic nie jest w stanie odebrać Vive Pucharu Polski. Teraz płocczanie bronią już jednak bardzo wysoko. Tracimy jedną, drugą piłkę i zarazem bramkę. Na 30 sekund przed końcem jest tylko 30:28 dla Vive. Kielczanie rozpoczynają od środka, ale tracą piłkę zaledwie po 10 sekundach! Goście błyskawicznie z kontry rzucają bramkę. Na 10 sekund przed końcem o czas prosi trener Aleksander Litowski. Trybuny jeszcze wierzą, choć teraz wiadomo, że przeciwnicy zrobią wszystko, by nie stracić bramki. Kibice trzymają się tylko za ręce- na całej długości boiska. Najpierw faulowany jest Nikulenkau, 2 minuty kary dostaje płocczanin. Za chwilę to samo, tylko, że na 10 metrze i na 2 sekundy przed końcem. Kielczanie ustawiają rzut dla Michała Jureckiego. Ten dostaje piłkę, skacze, ale piłka sparowana po rękach przechodzi tuż obok słupka Wicharego. I w tym momencie kończą się marzenia o Pucharze Polski.

W tym momencie ciężko wymyślić cokolwiek pozytywnego z tej porażki bo samo mówienie, że na błędach człowiek się uczy wydaje się zbyt banalne. Tak samo puste jest stwierdzenie o tym, że trzeba zejść na dno, żeby się z niego odbić... Wszyscy czekaliśmy przecież, że na osłodę ligi Puchar Polski zostanie w Kielcach. A tak na sukcesy musimy czekać do nowego sezonu. Wszyscy razem.

Vive Kielce- Wisła Płock 31:30 (16:12)
VIVE: Stęczniewski, Kubiszewski; Jachlewski 10 (4), Cacić 6, Nikulenkau 6, Jurecki 4, Kuchczyński 3 (1), Hiliuk 1 , Wasiak 1, Grabarczyk 1, Bartczak, Konitz.