23.05.2007, 08:49

Pucharową wojnę zaczną w Płocku

Zobacz powiekszenie
Fot. Paweł Małecki / AG
Dlaczego? Nie tylko z tego powodu, że te pojedynki określa się mianem świętych wojen w tej dyscyplinie. Raczej dlatego że obie ekipy potraktują ten - nie da się ukryć - mniej prestiżowy wyścig naprawdę poważnie. - Puchar to jednak coś innego. Jego ranga jest zupełnie nieporównywalna do ligi. Dla nas w jakimś sensie będzie to rewanż za przegranym półfinał play-offu. Zdecydowanie ja - choć dla część z chłopaków to pierwszy medal - nie jestem z tego osiągnięcia zadowolony - tłumaczy Patryk Kuchczyński, skrzydłowy kieleckiej siódemki. Motywację jego zespołu znamy.

Ciężko się licytować, która z ekip jest bardziej niepocieszona. Rany Wisły są znacznie świeższe. W sobotę po heroicznym starciu przegrała w sobotę w Lubinie szansę na czwarte złoto z rzędu. I na grę w Lidze Mistrzów. Zostaje jej walka o miejsce w stawce zespołów walczących o ten drugi pod względem prestiżu europejski puchar - PZP (trafiają do niego przecież słabsze ekipy z LM). No i oprócz prestiżu także nagroda finansowa dla zwycięzcy od związku. Jej wysokości ZPRP jednak jeszcze nie ustalił.

Kielczanie przed środową grą odpoczywali dziesięć dni. Stąd też do Płocka udali się nie tylko w wyśmienitych humorach, ale także zdrowi i w najmocniejszym składzie, na jaki ich stać. Gospodarze czasu na regenerację mieli znacznie mniej. Hasło "Vive" wykrzesze z nich pewnie dodatkowe siły, ale kompletu nie będzie. Za trochę zbyt dosłowne pojęcie walki (i uderzenie rywala), czyli z powodu czerwonej kartki ,w obu meczach finału pauzować będzie Łukasz Szczucki.

Spotkanie w Płocku będą sędziować Jakub Tarczykowski i Andrzej Rajkiewicz ze Szczecina, a transmisję przeprowadzi Polskie Radio Kielce. Rewanż w hali przy ul. Bocznej w sobotę o godz. 17.

Mówi Rafał Kuptel

Wojny z Vive wygrywamy

Adam Gołąb: "Poobijani, zmęczeni, zamknięci w sobie" - tak ma prezentować się Wisła po przegranym finale mistrzostw Polski z Zagłębiem Lubin. To prawda?

Rafał Kuptel: Faktycznie, ten finał dam nam w kość. Jesteśmy poobijani, ale się zbierzemy na Puchar Polski. Poobijani zresztą też byliśmy po półfinałach z Vive, jednak udało się nam pozbierać.

A co z psychiką?

- To jeszcze cały czas tkwi w nas... Były przecież takie momenty, że to my mogliśmy mieć złoto. Np. gdyby Jaszka nie trafił w pierwszej dogrywce [wyrównał w ostatniej chwili z połowy boiska - red.]. Nie udało się jednak i stąd niesmak.

Można to przekuć w coś dobrego? Nie myślicie czasem po prostu o wakacjach?

- Przegrane w taki sposób mecze znacznie bardziej bolą. Chcemy wygrać, by udowodnić, ze jednak możemy. Jeśli się dobrze spiszemy, będziemy mogli pomyśleć o wakacjach i jechać na nie.

To, że ten finał gracie właśnie z odwiecznym rywalem, czyli z Vive, pomaga w mobilizacji?

- Tak. Jeśli gramy z Vive czy Zagłębiem, zespołami, które wiodą prym w naszej lidze, jesteśmy bardzo zmobilizowani. Zwyczajnie chcemy udowodnić, że to dany zespół jest właśnie tą najlepszą z czołowych drużyn.

W tym sezonie w statystyce lepsze jest jednak Vive. Pana Wisła wygrała dwa razy, a kielczanie mimo że są niżej w tabeli, trzy. Dlaczego więc puchar ma być wasz?

- Racja. Trzeba jednak zauważyć, że jeśli przegrywamy, to bitwy, a jak wygrywamy, to całą wojnę. Dlatego... Jakoś przy okazji tak się składa, że odkąd jestem w Płocku, to my jesteśmy górą [śmiech].

A układ gier - z rewanżem w Kielcach - nie daje lekkiej przewagi Vive?

- Proszę sobie przypomnieć ubiegły rok. To my graliśmy drugi mecz u siebie i gdyby Tomek Paluch trafił w samej końcówce, puchar byłby nasz. Niestety, nie udało się. Wiele naprawdę zależy od tego pierwszego meczu.