30.04.2005, 19:58

Ale za to niedziela...

Vive: Bernacki, Stęczniewski; Grabarczyk, Anuszewski, Zydroń 4, Bystram, Wasiak 2, Hiliuk 4, Kuchczyński 1, Sieczka P. 1, Nowakowski 1, Sieczka J.  , Nikulenko 6, Kliszczyk 2;
Wisła (najwiecej): Matysik 5, Zołoteńko 7; 

 

Kielczanie już na rozgrzewkę wyszli bardzo skoncentrowani można by twierdzic, że zmobilizowani. Chęci na pewno w całym meczu nie brakowało. Potrafiliśmy się podnieść i wyjść na prowadzenie. Emocje były więc wielkie. Szkoda, że nie potrafiliśmy utrzymać tego prowadzenia do końca meczu.
Zaczęło się od prowadzenia płocczan 1:0, ale bramkę wyrównującą zdobyliśmy szybko. Natomiast później nastąpił okres chaotycznej gry obu zespołów. Szybciej nerwy opanowała Wisła i to ona wyszła znów na prowadzenie, choć nasz zespół nie pozwolił się oddalić płocczanom na więcej niż 2 bramki. Po 20 minutach gry miejscowi prowadzili tylko 8:7, w dodatku piłka była nasza. Niestety z tego ataku nic nie wyszło. Później znów było tylko jadną bramką na naszą niekorzyść (9:8), ale zaraz to gospodarze odskoczyli. I to wysoko, bo pierwsza połowa zakończyła się ich wygraną aż pięcioma bramkami. Końcówka tej części była słaba w wykonaniu Vive.
Z początkiem pierwszej połowy zespołowi znak do walki przekazał Maciej Stęczniewski broniąc dwa rzuty karne. Z resztą Stęczniewski był tym zawodnikiem u którego widać było emocje meczowe, choć większosć spotkania spędził na ławce. Ale i na niej trzeba się umieć zachowywać. Vive walczyło, w 37 minucie było już 15:12, 16:13 a za chwilę nawet 17:15. Wtedy czerwoną kartkę obejrzał Jarek Sieczka, z drugiej strony Łukasz Szczucki. Nie minęło kilka minut jak z gradacji kar parkiet musiał opuścić też Wojciech Zydroń. Ale wtedy nastąpił atak Vive, ten który później przyniósł prowadzenie. Na 8 minut przed końcem był już remis- 18:18, chwilę później 19:19. Na prowadzenie wyprowadził nas Radek Wasiak rzucając bramkę z kontry. Kolejną dorzucił Kuchczyński po tym jak w obronie zagraliśmy znów tak, że płocczanie nie wiedzieli co zrobić i stracili piłkę. Czas leciał już bardzo szybko, do końca zostało niecałe 3 minuty. Czerwoną kartkę zarobił też Piotr Grabarczyk, Vive grało więc w osłabieniu. Na razie pojedyńczym, bo chwile później po obronionym karnym Stęczniewskiego z parkietu musiał zejść koleny nasz zawodnik! Prowadząc dwoma bramkami graliśmy więc bez dwóch graczy. Prowadzenia nie udało się dotrzymać do końca, przeciwnicy rzucili trzy bramki, za każdym razem broniąc od początku "każdy swojego" i wymuszajac straty (w tym dwa auty). Dopiero na koniec, gdy Wisła już wygrywała a kielczanie musieli rzucić bramkę, by nie przegrać meczu sędzowie odesłali na ławkę kar dwóch Wiślaków. Na 10 sekund przed końcem przy wznowieniu piłki mieliśmy nawet przewagę jednego zawodnika, ale niestety znów w bramce górą był Marcin Wichary.


To nie była wspaniała piłka ręczna, to był mecz wielu, wielu błędów i wielkiej walki (aż 6 czerwonych kartek, po 3 dla obu zespołów!). Nie można odmówić naszym zawodnikom woli zwycięstwa, tego, że nie byli w pełni zaangażowani. W końcu przegrywali już pięcioma bramkami, wyrównali i nawet objęli prowadzenie. Wcześniej w Płocku takiej straty nie odrabialiśmy, dziś tak. Tylko, ze do zwyciestwa zabrakło trzech, a nawet jednej minuty. Albo może lepszej końcówki pierwszej połowy. Jutro w Płocku kolejny mecz. Dziś płocczanie cieszyli się jakby już awansowali do finału. My natomiast jesteśmy pewni, że cały dzisiejszy mecz jeszcze bardziej da do zrozumienia zawodnikom, że Wisłę w Płocku można ograć.